O tym, że mamy w Białymstoku najwyższe bezrobocie spośród wszystkich miast wojewódzkich przypominać nikomu nie trzeba. Każdego dnia ta informacja powtarzana jest z ust do ust. Pracy tu ponoć nie ma. Ale znaleźć pracownika – to też nie lada wyzwanie.
Może dla osób, które poszukują jakiegokolwiek zajęcia wydaje się to nieprawdopodobne, ale praca w Białymstoku jest. Leży i czeka, a chętnych brak. Przynajmniej w niektórych branżach. Dziś to przede wszystkim mężczyźni mogą korzystać z ofert, głównie w zawodach technicznych. Wykwalifikowani pracownicy w branży meblarskiej, mechanicy, ślusarze, technicy inżynierowie – oni wszyscy są poszukiwani. Zresztą tak samo jak wielu innych, których znaleźć do pracy jest obecnie bardzo trudno. Niestety przeszkodą jest wysokość wynagrodzenia.
- Wolałbym pójść do normalnej pracy, popracować te kilka lub nawet kilkanaście godzin, ale na pewno nie za takie stawki. Mam dwoje dzieci na utrzymaniu, bo muszę płacić alimenty w sumie 1000 złotych. I co? Mam pójść do pracy tylko po to, żeby wszystko zabrał mi komornik? Co to, to nie – powiedział nam Mariusz Michalczuk.
Jak powiedział nam mężczyzna, w jego zawodzie bez problemu mógłby podjąć zatrudnienie. Jest po zawodowej szkole elektrycznej. Jednak proponowane wynagrodzenie waha się w okolicach 1600 do 1800 zł brutto i jak twierdzi, to zdecydowanie za mało, aby mógł zawrzeć legalną umowę. Podkreśla, że to stawka wyjściowa, która ma ulec zmianie na plus, po 2-3 miesiącach.
- Musiałem wyprowadzić się od byłej żony. Wynajmuję kawalerkę i płacę teraz 700 zł miesięcznie. Do tego dochodzi jeszcze prąd i telefon. Z czego mam zapłacić alimenty i się utrzymać? Dorobię na czarno to tu, to tam. Bez umowy można więcej i jakoś udaje się związać koniec z końcem. Ale tak też nie może być, bo nie mam ubezpieczenia i jak coś mi się stanie, to będzie bieda. Myślę o wyjeździe stąd, żeby normalnie żyć – powiedział nam Mariusz.
W jednym z białostockich sklepów spożywczych od grubo ponad miesiąca wisi ogłoszenie, że poszukiwana jest do pracy kobieta. Ale chętnych jak nie było, tak nie ma. Jak twierdzi jedna z pracownic, zgłosiło się kilka osób z urzędu pracy, ale tylko po to, aby otrzymać podpis, że były, zgłosiły się, ale pracy nie otrzymały.
- To jest jakieś chore. Powiem szczerze, że dla mnie to jest marnowanie czasu. Bo umawiam się na rozmowy, chcę naprawdę kogoś w końcu szefowej polecić, ale nie mam kogo. Na początku nie wierzyła mi. Myślała, że to ja sobie bimbam i nie umawiam nikogo na rozmowy. Jak sama zaczęła to robić, to się załamała. Bo z czterech umówionych pań, żadna nawet nie przyszła – opowiada nam Iwona Majewska.
Choć nasza rozmówczyni nie chciała zdradzić wysokości proponowanego wynagrodzenia, to potwierdziła, że wstępne rozmowy telefoniczne zaczynają się właśnie od wysokości wypłaty, a kończą się odłożeniem słuchawki.
- Najgorsi to są ci kierowani do nas przez urząd pracy. Albo urząd nam kieruje najgorszych, albo tam faktycznie ludzie przychodzą tylko po to, żeby mieć ubezpieczenie i nic nie robić – dodaje.
- Zastanawiam się tylko, po co u nas tyle studentów jest, jak pracować nie ma komu. Tym młodym to się kompletnie poprzewracało w głowie. Przyjdzie jeden z drugim, nic nie potrafi, a żądania ma na dzień dobry po 2500 zł na rękę – powiedział nam mężczyzna kierujący jednym z działów w dużym sklepie z asortymentem kuchennym i łazienkowym.
Niestety nie mógł się wypowiedzieć pod własnym nazwiskiem, bo centrala firmy mieści się z dala od Białegostoku, zaś tu na miejscu nikt nie jest uprawniony do komentarzy, nawet tego rodzaju. Ale jego głos nie jest odosobniony. W podobnym tonie wypowiada się coraz więcej przedsiębiorców. Przy okazji narzekają na wysokie koszty pracy, które uniemożliwiają wypłatę wyższego wynagrodzenia.
Taki stan rzeczy może wskazywać, że walka z bezrobociem w Białymstoku może być znacznie trudniejsza niż się wydawało. Bo to raczej nie o pracę jako taką chodzi, ale bardziej o warunki zatrudnienia i wysokość zarobków. Na to już niestety władze samorządowe czy to miejskie, czy wojewódzkie, większego wpływu nie mają.
Na dodatek za kilka miesięcy pracodawcy będą zmuszeni odprowadzać do ZUS składki za pracowników, którzy będą zatrudniani na tak zwanych śmieciówkach. Ten zapis tak hucznie przyjęty w polskim parlamencie, może okazać się gwoździem do trumny dla gospodarki takich miast jak Białystok.
Komentarze opinie