
Kto z urzędników siedział wpatrzony w członka brygady ONR? Kogo tam nie było? Kogo w ogóle miało nie być? I kto miał wyjść oraz skąd wypłynęła informacja? Wszystkie odpowiedzi na te pytania, opisane na jednym z lokalnych portali powstały zupełnie niezgodnie ze prawdą i jak się okazało na postawie jednego żartobliwego wpisu na profilu społecznościowym.
O dobre zachowanie i postawy we współczesnym świecie nie jest łatwo. A jeszcze trudniej przychodzi wielu uwolnienie się od kłamstwa czy manipulacji, która niestety przeniosła się dawno do życia publicznego i siedzi w nim mocniej niż kiedykolwiek. Dlatego część osób mogła dowiedzieć się, że stało się coś złego, kiedy w rzeczywistości cały przekaz był zły, nieprawdziwy oraz zmanipulowany w sposób mocno nieudolny. Ale część czytelników jednej z lokalnych gazet z pewnością uległa wrażeniu, że oto znów ONR zrobił coś niegodnego, a urzędnicy pouciekali przed kilkoma ludźmi, gdzie pieprz rośnie. A zaczęło się od wpisu na społecznościowym profilu jednego z białostoczan, który żartobliwie napisał do znajomych na Facebooku:
„W dniu dzisiejszym z powodu braku kworum nie odbyło się X posiedzenie Białostockiej Rady Działalności Pożytku Publicznego. A plany były ambitne, mieliśmy zamiar rozmawiać min. na temat usprawnienia oraz poprawy dialogu i współpracy pomiędzy przedstawicielami III sektora a władzami m.Białystok. Z pewną dozą nieśmiałości chciałem zakomunikować, że odwiedzili nas chłopcy ze Stowarzyszenia Obozu Narodowo-Radykalnego. W oczekiwaniu na tzw. kworum panowie dżentelmeni opowiadali o organizowaniu imprez sportowych, akcjach charytatywnych, społecznych oraz pomocy potrzebującym. Promując krwiodawstwo pod hasłem „ Słodka krew” oddali kilkaset litrów krwi a uzyskane w wyniku tej akcji słodycze przekazali na potrzeby domów dziecka. Liczyłem, że po zaprezentowaniu szeregu działań podejmowanych przez Stowarzyszenie poczęstują nas cukierkami, przeliczyłem się. Umiesz liczyć , licz na siebie” – napisał na swoim profilu społecznościowym Eugeniusz Muszyc, który pozwolił naszej redakcji na zamieszczenie tego wpisu skierowanego do swoich facebookowych znajomych.
Właśnie z tego wpisu jedna z lokalnych gazet oczywiście podniosła larum, że do urzędu miejskiego, na dodatek na posiedzenie Białostockiej Rady Pożytku Publicznego, mieli czelność przyjść członkowie ONR-u. Gazeta zapomniała jednak dopisać, że stowarzyszenie jest w Polsce legalne, więc ma prawo uczestniczyć i przychodzić na wszelkie publiczne spotkania i posiedzenia.
Z tym, że gazeta to jedno. Pojawia się jeszcze drugie. Reakcja urzędników, którzy uczestniczyli w tym spotkaniu, a także komentujący dla gazety przedmiotowe spotkanie. Choć czy byli, czy nie byli – to też okazuje się nie takie proste do ustalenia. Obecna na posiedzeniu Białostockiej Rady Pożytku Publicznego – Urszula Dmochowska, szefowa Biura Konsultacji i Partycypacji Urzędu Miejskiego, twierdziła na łamach gazety, że jej tam w ogóle nie było. A dokładniej – że była, ale w innych pomieszczeniach magistratu.
Zastanawiamy się zatem czyj duch siedzi obecny na spotkaniu tejże Białostockiej Rady Pożytku Publicznego? Na dodatek duch jest identyczny, co Urszula Dmochowska i wpatrzony w szefa podlaskiej brygady ONR niczym w święty obrazek. Ale skoro jej tam nie było… przynajmniej urzędnicy na kamerach mogliby zobaczyć, kto tam faktycznie był. Inna sprawa, że powinna natychmiast zostać zgłoszona sprawa do prokuratury, że ktoś podszywa się pod dyrektorkę ważnego departamentu.
- Ze strony Urzędu Miasta były na tym posiedzeniu rady jedynie osoby odpowiedzialne za jego obsługę techniczną. Członkowie z ramienia Urzędu Miasta w nim nie uczestniczyli. Nie mieliśmy wcześniej wiedzy, że ONR zostanie zaproszony na to posiedzenie. Gdyby członkowie rady ze strony Urzędu Miasta byli, na pewno na znak protestu wyszli by z posiedzenia po pojawieniu się działaczy. Ja bym tak na pewno zrobiła. Stanowisko pana prezydenta dotyczące działalności ONR jest niezmiennie negatywne i wyraźnie je już kilkakrotnie zamanifestował – tak wyjaśniała lokalnej gazecie Urszula Mirończuk, rzeczniczka prezydenta Białegostoku.
I tu mamy kolejny przykład dyskryminacji i to podwójnej. Z jednej strony – o czym można było się przekonać wiele razy – jak urzędnicy, włącznie z prezydentem Białegostoku, dyskryminują legalnie działającą organizację, jaką jest ONR. Z drugiej strony – jak są dyskryminowani urzędnicy. Pani rzecznik wskazała kto jest godny, a kto niegodny bycia na spotkaniu, w którym uczestniczy ONR. I nie wiadomo, kto i jak ustalił kwestię bycia lub nie bycia na wspólnym spotkaniu. I przede wszystkim, dlaczego urzędniczy wyższego szczebla muszą być nieobecni, a obsługa techniczna – jak gorszy sort, musi siedzieć i słuchać?
„Chylę czoła przed panią dyrektor Urszulą Dmochowską, której udało się być – według tego artykułu – w kilku miejscach jednocześnie, bo podobno w czasie spotkania rady z przedstawicielami ONR była w innych pomieszczeniach biurowych. Na zdjęciu widać co innego, ale może to magia zbliżających się świąt. ;) Poza tym jestem zdziwiony wypowiedzią pani rzecznik Mirończuk, jakoby ze strony Urzędu Miasta były na tym posiedzeniu rady jedynie osoby odpowiedzialne za jego obsługę techniczną. Pani dyrektor Dmochowska nie zasługuje na takie zaszeregowanie” – skwitował na swoim profilu Eugeniusz Muszyc, którego wyżej cytowany przez nas wpis pociągnął za sobą szereg dezinformacji, a w rzeczywistości nieprawdziwych kompletnie informacji i kolejnego ujawnienia dyskryminacji osób z uwagi na poglądy polityczne i status zawodowy.
My, w przeciwieństwie do członka innej redakcji, zapytaliśmy o zgodę autora na zamieszczenie cytatu z prywatnego wpisu na Facebooku, jak też i o zdjęcie, na którym widać ducha lub osobę podszywającą się pod dyrektorkę Biura Konsultacji i Partycypacji Urzędu Miejskiego. Eugeniusz Muszyc nie kryje, że rozbawiła go interpretacja dziennikarza, który przypisał jego słowom treść, jaka pasowała do jego własnego przekazu zawartego w artykule. A to, że akurat cały artykuł jest stekiem nieprawdziwych informacji, na dodatek zmanipulowanych, to już zupełnie odrębna kwestia. Zresztą tak się dzieje nie po raz pierwszy. I zapewne nie ostatni.
Jako, że nie my podawaliśmy informację z nieobecności szefowej Biura Konsultacji i Partycypacji Urzędu Miejskiego i nie prosiliśmy o komentarz do sytuacji rzeczniczki prezydenta, liczymy na to, że sama sprostuje kłamstwa podane prasie i odniesie się do zdjęcia, na którym widać, jak było. Bo na wyjaśnienia odnośnie dyskryminacji legalnie działającej organizacji i urzędników niższego szczebla, nie ma żadnego wytłumaczenia. To jest po prostu w Polsce karalne.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Eugeniusz Muszyc)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie