Reklama

Przemoc domowa malowana

03/04/2013 18:00
Nie, nie chodzi o to, że zupa była za słona. Chodzi o kolejny po planszówkach sposób na spędzanie wolnego czasu, gdy za oknem deszcz, śnieg czy mróz, czyli pogodowa tragedia.

Któż z nas będąc berbeciem nie marzył, by oto z koroną na głowie decydować, gdzie i kiedy przeprowadzić szarżę rycerstwa albo dyrygować eskadrą czołgów?

I choć wiadomo, że wojna to zło, tu możemy zupełnie bezkrwawo uczestniczyć w bojowym konflikcie. Nie ruszając się z domu. Gry bitewne, jakkolwiek mało jeszcze popularne  w Białymstoku, wciąż zdobywają sobie nowych zwolenników.
To nie komputer
– Gry bitewne umożliwiają grę z żywą osobą. Spotykamy się przy jednym stole i gramy sobie. Trzeba się naprawdę spotkać, więc istnieje aspekt towarzyski. Nie za pomocą aplikacji na Facebooku czy awatara w cyberświecie. Mamy do wyboru naprawdę dużo klimatów i formuł: są gry osadzone historycznie, są gry dziejące się w światach fantasy, w tym tych znanych z książek czy gry science fiction – wylicza Błażej Kubacki, redaktor naczelny portalu www.grybezpradu.pl.

I faktycznie. Zaczynając domowe zmagania wojenne trzeba zdecydować, jaki świat i jaka skala będą nas interesowały. Czy wolimy  poprzestać na dynamicznej potyczce dwóch niewielkich drużyn futurystycznych agentów, czy raczej sycić oko zatrzęsieniem kolorowych  proporców zdobiących liczne szeregi armii naszego królestwa. Cel gry jest prosty. Trzeba pokonać przeciwnika definitywnie albo zadać  mu straty na tyle poważne, by ratował się rejteradą – jak to w bitwie.
Trzeba grać, tworzyć, myśleć
– To fenomenalne zajęcie i dobry sposób spędzania czasu. Poza aspektem towarzyskim gry bitewne pozwalają oderwać się od rzeczywistości, ale nie są głupią rozrywką. Tu trzeba myśleć, tworzyć własną strategię – chwali bitewniaki Marlena Bigosińska ze sklepu
„GryFan” przy Lipowej 6.

– Poza zbiorem zasad, gry bitewne to także aspekt modelarski. Zbieranie, sklejanie, malowanie. To też plus gier, szczególnie dla tych, którzy byli kiedyś modelarzami – przychodzi jej w sukurs mąż Marek. – Choć nie wymaga to wieloletniej wprawy. Organizujemy w sklepie wieczorki malarskie i przychodzi na nie chłopak, który dwa miesiące temu kupił armię, był zupełnie zielony. A teraz podciągnął się tak, że trudno odróżnić jego figurki od tych, którymi zajmowali się gracze z wieloletnim stażem. Maluje jak fachowiec.

Do tego trzeba tylko chęci i cierpliwości. No, może kilku rad od bardziej doświadczonych. Ale skoro armia, to i podręczniki, i malarski przybornik. Czy gry są zatem bardzo drogie?
– Zależy – kontynuuje nasz rozmówca. – Są systemy wymagające poważnych nakładów finansowych, jak te najpopularniejsze: „Warhammer Fantasty Battle” i „Warhammer 40000”. Ale są i mniejsze: „Dystopian Wars” czy „Infinity”, gdzie wystarczy kupić sześć, siedem modeli i już można grać. Z czasem ewentualnie dokupując jedną czy drugą figurkę rozszerza się skalę konfliktu i gry.
Od Tolkiena po Wietnam
Wszystko zależy od tego, jaki wydatek planujemy i z jakimi klimatami jest nam po drodze, bo możliwości jest mnóstwo: od klimatów tolkienowskich w „Lord of the Rings”, przez „Ogniem i mieczem”, po systemy, które odtwarzają bardzo niedawne konflikty, np. wojnę w Wietnamie. Zacząć możemy od wydania 200-300 zł, a dojść do gier, na które musimy wydać ponad tysiąc. Niby dużo, ale rozrywka jest powtarzalna.

Rzeczywiście, swoją armią możemy bić się za każdym razem z innym przeciwnikiem. Każda bitwa ma inny przebieg, a zwykle dochodzi do tego także element losowości – bitewniaki opierają się na rzutach kośćmi, które decydują, czy nasze jednostki zdały testy na celność, morale, czy ich siła ognia przebiła pancerz wroga. Jedynym ograniczeniem wydaje się czas, bo bitewniaki wymagają dużo uwagi. Bitwy potrafią trwać godzinami i niejednego już entuzjastę nad stołem zastał świt.

– Organizujemy konkursy malarskie, przy okazji których wychodzi, że całkiem dużo ludzi w Białymstoku zbiera i maluje figurki. Dużo osób angażuje się w te gry, choć może nieszczególnie często wychodzi z tym do ludzi – opowiada pani Marlena. – Ale teraz jest sklep, są organizowane spotkania z bitewniakami, można poznać ludzi, zawiązać przyjaźnie i czerpać radość z gry. Regularnie grających po klubach osób jest około sześćdziesiąt, ale gdyby zebrać wszystkich, także i tych, którzy grywają rzadziej, w mieście pewnie byłoby ich 500 albo i 600. Jest więc z kim grać – dodaje.

* * *
Może więc zamiast spędzać wieczór w towarzystwie elektronów dzielnie śmigających przez nasz komputer, lepiej zdobyć się na odwagę, kupić sobie figurki, spędzić kilka nocy szykując je na wysoki połysk, a potem – choćby i przy piwku – w towarzystwie znajomych oddać się epickim starciom? Bo czyż może być coś fajniejszego, niż adrenalina szarży na wroga, kiedy jedyny kurz, jaki może po tym zostać, to ten, który zbierzemy domowym odkurzaczem? Kto żyw i kto krew ma w żyłach nie wodę, niech goni więc po swoje pierwsze figurki! Na pohybel wrogowi! Gloria i chwała!

[wzslider]

 

(tekst : Paweł Waliński, foto: Maciej Słupski)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Ania - niezalogowany 2013-04-04 09:41:05

    Bardzo ciekawe

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Basia - niezalogowany 2013-04-04 08:17:37

    Swietny sposób na spędzenie wspólnego wieczoru, gdy za oknem jeszcze zimowa aura

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Zofia - niezalogowany 2013-04-03 22:50:20

    zawsze to cos innego :D

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Remek - niezalogowany 2013-04-03 22:49:09

    ...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do