Niedługo po nowym roku Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Białymstoku zmieni swoją siedzibę. Z kilku budynków rozrzuconych po całym mieście pracownicy przeniosą się do jednego, na ulicę Klepacką. I to jest również powód do zmartwień.
Pisaliśmy już jakiś czas temu o nowej lokalizacji Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku. Nie jest ono ani szczególnie przemyślane, ani dogodne dla podopiecznych. Co prawda klienci z Barszczańskiej będą mieli znacznie bliżej do pracowników, ale już osoby mieszkające na innych osiedlach w Białymstoku z dojazdami będą miały ciężko. Nowy budynek MOPR –u będzie się mieścił praktycznie na rogatkach miasta. Dojeżdżają tam zaledwie dwie linie autobusów miejskich: 4 i 14. Pasażerów dowiezie jeszcze podmiejska linia 107. Ale ta bardzo rzadko kursuje.
Pracownicy nie są zachwyceni przeprowadzką. Po pierwsze z uwagi na lokalizację, po drugie na sąsiedztwo i po trzecie warunki, jakie mają ich tam czekać. Mimo, że budynek jest zupełnie nowy, tak jak nam mówią, zupełnie niefunkcjonalny. W jednym pomieszczeniu może pracować jednocześnie po kilkanaście i więcej osób. Jeśli dołożyć do tego klientów, warunki mogą być wręcz tragiczne.
- Każdy boi się mówić jak jest. Bo za takie rzeczy dostaje się wypowiedzenie z pracy. Ale naprawdę zależy nam na tym, aby ktoś zwrócił uwagę na nas i to, w jakich warunkach będziemy tam pracować – mówi nam jedna z osób pracujących w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie.
Ale takich głosów jest znacznie więcej. Niemniej pracownicy nie podnoszą alarmu u prezydenta z obawy właśnie przed zwolnieniami i zemstą dyrekcji. Nie od dziś wiadomo, że za krytykowanie lub nawet dociekliwość z pracą pożegnało się wiele osób, nawet doświadczonych i dobrych pracowników. Wydaje się jednak, że ten cichy protest urzędników z naszej największej instytucji pomocowej odbywa się za późno. Sprawa jest przesądzona i przeprowadzić się będzie trzeba.
- Zwracaliśmy uwagę wcześniej w rozmowach. Ale oczywiście nikt nas nie słuchał. To bez sensu, żeby pracować w pokojach po 10 i więcej osób. Na początku mowa była nawet o 30 ludziach w jednym pomieszczeniu. Tak się nie da. My pracujemy naprawdę z trudnymi przypadkami. Mamy zawiłe procedury i przepisy, trzeba na wszystko uważać. A w takim rozgardiaszu jak się nie pomylić? Szkoda, że ani dyrekcja, ani kierownicy nie raczyli pomyśleć. Oni będą mieli swoje gabinety i im nie będzie źle. A my? O nas nikt nie myśli – mówi nam inna osoba, która także wolała pozostać anonimowa.
Pracownicy skarżą się także na to, że sami będą mieli kłopoty z dojazdem do pracy. Kto ma własne auto dojedzie pewnie na czas. Gorzej, jeśli trzeba będzie przyjechać komunikacją miejską. Ta jeździ rzadko i w godzinach szczytu jest zatłoczona. Jeśli ktoś mieszka na drugim końcu miasta, np. na osiedlu Wygoda, Piasta, Dojlidy albo na Pietraszach, dojazd do miejsca pracy zajmuje nawet ponad godzinę.
- Autobus jeździ średnio co 20 minut i rzadziej. Mnie nikt nie pyta czy mam jak dojechać na czas. Mam być i już. A spóźnienia nie są u nas mile widziane. Trzeba też wiedzieć, że na takich długich trasach mogą się zdarzyć sytuacje nieprzewidziane. Czasami wystarczy zwykły korek – kontynuuje nasz rozmówca.
Z tego co udało się nam ustalić, siedziba dyrekcji pozostanie w tym samym miejscu, w którym jest, czyli na Malmeda. Dyrektorka sama nie chciała się przeprowadzać do nowego gabinetu w budynku, który przyjęła jako właściwy. Przez kilka miesięcy zabiegała w magistracie, by pozwolono pozostać w centrum Białegostoku. I być może pomoc kolegom w kampanii pomogła zachować budynek i miejsce urzędowania.
W tej sytuacji można tylko domniemywać jak będzie wyglądał nadzór nad podległymi pracownikami z miejsca oddalonego o kilometry. Jak będą wyglądały konsultacje, narady, służenie pomocą pracownikom, podpisywanie niezbędnych dokumentów? Kto do kogo będzie jeździł przez całe miasto z dokumentami, które zawierać będą niejednokrotnie dane osobowe?
Jak widać przewidywanie konsekwencji postępowania nadal nie jest mocną stroną ani dyrekcji, ani władz Białegostoku. Bo przecież można było zaplanować budynek w innej bryle i możliwe, że w nieco innej lokalizacji. Teraz pozostaje tylko przyglądać się temu, co się będzie działo w MOPR – ze i czy nie pogorszy się obsługa klienta w warunkach, które opisali nam pracownicy.
Komentarze opinie