Reklama

Przeprowadzka MOPR – u lada moment. Pracownikom się to nie podoba

09/01/2015 10:52


Niedługo po nowym roku Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Białymstoku zmieni swoją siedzibę. Z kilku budynków rozrzuconych po całym mieście pracownicy przeniosą się do jednego, na ulicę Klepacką. I to jest również powód do zmartwień.

Pisaliśmy już jakiś czas temu o nowej lokalizacji Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku. Nie jest ono ani szczególnie przemyślane, ani dogodne dla podopiecznych. Co prawda klienci z Barszczańskiej będą mieli znacznie bliżej do pracowników, ale już osoby mieszkające na innych osiedlach w Białymstoku z dojazdami będą miały ciężko. Nowy budynek MOPR –u będzie się mieścił praktycznie na rogatkach miasta. Dojeżdżają tam zaledwie dwie linie autobusów miejskich: 4 i 14. Pasażerów dowiezie jeszcze podmiejska linia 107. Ale ta bardzo rzadko kursuje.

Pracownicy nie są zachwyceni przeprowadzką. Po pierwsze z uwagi na lokalizację, po drugie na sąsiedztwo i po trzecie warunki, jakie mają ich tam czekać. Mimo, że budynek jest zupełnie nowy, tak jak nam mówią, zupełnie niefunkcjonalny. W jednym pomieszczeniu może pracować jednocześnie po kilkanaście i więcej osób. Jeśli dołożyć do tego klientów, warunki mogą być wręcz tragiczne.

Każdy boi się mówić jak jest. Bo za takie rzeczy dostaje się wypowiedzenie z pracy. Ale naprawdę zależy nam na tym, aby ktoś zwrócił uwagę na nas i to, w jakich warunkach będziemy tam pracować – mówi nam jedna z osób pracujących w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie.

Ale takich głosów jest znacznie więcej. Niemniej pracownicy nie podnoszą alarmu u prezydenta z obawy właśnie przed zwolnieniami i zemstą dyrekcji. Nie od dziś wiadomo, że za krytykowanie lub nawet dociekliwość z pracą pożegnało się wiele osób, nawet doświadczonych i dobrych pracowników. Wydaje się jednak, że ten cichy protest urzędników z naszej największej instytucji pomocowej odbywa się za późno. Sprawa jest przesądzona i przeprowadzić się będzie trzeba.

Zwracaliśmy uwagę wcześniej w rozmowach. Ale oczywiście nikt nas nie słuchał. To bez sensu, żeby pracować w pokojach po 10 i więcej osób. Na początku mowa była nawet o 30 ludziach w jednym pomieszczeniu. Tak się nie da. My pracujemy naprawdę z trudnymi przypadkami. Mamy zawiłe procedury i przepisy, trzeba na wszystko uważać. A w takim rozgardiaszu jak się nie pomylić? Szkoda, że ani dyrekcja, ani kierownicy nie raczyli pomyśleć. Oni będą mieli swoje gabinety i im nie będzie źle. A my? O nas nikt nie myśli – mówi nam inna osoba, która także wolała pozostać anonimowa.

Pracownicy skarżą się także na to, że sami będą mieli kłopoty z dojazdem do pracy. Kto ma własne auto dojedzie pewnie na czas. Gorzej, jeśli trzeba będzie przyjechać komunikacją miejską. Ta jeździ rzadko i w godzinach szczytu jest zatłoczona. Jeśli ktoś mieszka na drugim końcu miasta, np. na osiedlu Wygoda, Piasta, Dojlidy albo na Pietraszach, dojazd do miejsca pracy zajmuje nawet ponad godzinę.

Autobus jeździ średnio co 20 minut i rzadziej. Mnie nikt nie pyta czy mam jak dojechać na czas. Mam być i już. A spóźnienia nie są u nas mile widziane. Trzeba też wiedzieć, że na takich długich trasach mogą się zdarzyć sytuacje nieprzewidziane. Czasami wystarczy zwykły korek – kontynuuje nasz rozmówca.

Z tego co udało się nam ustalić, siedziba dyrekcji pozostanie w tym samym miejscu, w którym jest, czyli na Malmeda. Dyrektorka sama nie chciała się przeprowadzać do nowego gabinetu w budynku, który przyjęła jako właściwy. Przez kilka miesięcy zabiegała w magistracie, by pozwolono pozostać w centrum Białegostoku. I być może pomoc kolegom w kampanii pomogła zachować budynek i miejsce urzędowania.

W tej sytuacji można tylko domniemywać jak będzie wyglądał nadzór nad podległymi pracownikami z miejsca oddalonego o kilometry. Jak będą wyglądały konsultacje, narady, służenie pomocą pracownikom, podpisywanie niezbędnych dokumentów? Kto do kogo będzie jeździł przez całe miasto z dokumentami, które zawierać będą niejednokrotnie dane osobowe?

Jak widać przewidywanie konsekwencji postępowania nadal nie jest mocną stroną ani dyrekcji, ani władz Białegostoku. Bo przecież można było zaplanować budynek w innej bryle i możliwe, że w nieco innej lokalizacji. Teraz pozostaje tylko przyglądać się temu, co się będzie działo w MOPR – ze i czy nie pogorszy się obsługa klienta w warunkach, które opisali nam pracownicy.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do