
Wczoraj informowaliśmy o dość trudnym przypadku, który pojawił się tuż za rogatkami Białegostoku. W Fastach niemal wszyscy skaczą sobie do gardeł i wydaje się, że jakikolwiek normalny dialog jest niemożliwy. Wszyscy wypominają co było kilka lat temu, kto zaczął i kto kogo nękał bardziej. Strony okopały się na swoich stanowiskach i przekonują do swoich racji, choć nie słuchają się nawzajem. Ale zupełnie nikt nie zastanawia się, jak rozwiązać problem. A problemem są… rury kanalizacyjne.
Dla tych, którzy nie mieli okazji zapoznać się z istotą problemu wyjaśniamy, że chodzi o konflikt, który dziś bardzo trudno rozwiązać. O co w nim chodzi, można poczytać TUTAJ. Opisaliśmy go na tyle obrazowo, żeby dało się zrozumieć. Choć też trzeba przyznać, że zrozumieć tego wszystkiego naprawdę nie jest łatwo. W każdym razie sytuacja po kilku latach konfliktów, sporów i awantur, wygląda dziś bardzo źle. Wydaje się, że jakikolwiek dialog nie jest możliwy.
Od dłuższego czasu mieszkańcy jednej z nieruchomości w Fastach, w gminie Dobrzyniewo Duże, do pracy wyjeżdżają w asyście policji. Powodem jest brak przejazdu jedyną drogą dojazdową od i do posesji. Ich sąsiad, który jednocześnie jest właścicielem całej działki, zastawia ten wjazd ciężarówką. Więc ani wjechać, ani wyjechać się nie da spod własnego domu.
- Wygląda to jak złośliwość. I wygląda to, jakby deweloper ten pierwotny z tym obecnym robili jakieś takie interesy na boku. Bo przecież mogli nam zaoferować jakiś tam udział w drodze, żeby nie było niesnasek. Póki się dogadywaliśmy wszystko było tutaj wykoszone, pomalowane, zadbane, no a teraz wygląda, jak wygląda. Zresztą to też wygląda jakby ten drugi deweloper był socjopatą. Jaką on ma minę, kiedy patrzy z satysfakcją, że nas gania wszędzie. On uwielbia dominować nad ludźmi – mówi Agnieszka Kulikowska, mieszkanka nieruchomości.
Ganianie polega na tym, że mieszkańcy, nie mając możliwości dojazdu na swoją posesję, muszą pozostawiać samochody na trawie z dala od domów. Bo jedyny wjazd jest zastawiany przez właściciela nieruchomości ciężarówką. Kilka dni temu rano, kiedy mieszkańcy mieli wyjeżdżać do pracy, zobaczyli że mają auta obrzucone jajkami. Na miejsce została wezwana policja. Zresztą bywa tam niemal codziennie, ale w zasadzie spisuje tylko notatkę, po czym odjeżdża.
- Tu policja jest po trzy, czasem nawet cztery razy dziennie. Już nawet nie chcą od nas zgłoszeń przyjmować. Tylko komu my mamy się poskarżyć? Ta sytuacja jest nie do zniesienia. Wszyscy rozkładają ręce, bo nikt nic nie może zrobić – mówi Wojciech Prończuk, mieszkaniec spornej nieruchomości w Fastach.
- Ja tu na szczęście nie mieszkam, ale codziennie widzę co się dzieje, bo przejeżdżam rowerem. Czasem się zatrzymam i widzę jak ci ludzie albo wjechać nie mogą, albo wyjechać. Sam słyszałem jak policjanci mówili do nich, że najlepiej to mordę obić temu idiocie, który tak uprzykrza życie. Oni też mają jego dosyć, ale to ponoć rodzina jakiegoś policjanta, więc nic jemu nie robią – mówi naszej redakcji człowiek przejeżdżający na rowerze, ale mieszkający nieco dalej.
Obecny właściciel nieruchomości nie zdecydował się na rozmowę z nami. Nie chciał powiedzieć dlaczego w taki sposób chce wymusić od mieszkańców i zarazem swoich sąsiadów, pieniądze na opłaty za wodę oraz odbiór ścieków. I nie wiadomo czy chce uregulować należności za właściciela instalacji wodno-sanitarnej, czy może otrzymane pieniądze chce spożytkować na inne cele.
Ze swoimi sąsiadami też nie chce rozmawiać. Kilka dni temu jedna z mieszkanek musiała jechać z dzieckiem do lekarza. Niestety, nie dało się wyjechać, ponieważ miała auto zaparkowane pod domem, a wjazd zastawiony ciężarówką. Nie dało się nigdzie wyjechać. Na jej prośby właściciel pozostał niewzruszony. Wyjaśnił, że skoro sytuacja jest zła, to powinna wezwać karetkę. A jak karetka będzie już na miejscu, to wówczas ją przepuści.
- Zakupiliśmy dom z prawem do korzystania ze śmietnika. Śmietnik został zamknięty. Latarnie w ubiegłym roku zostały wyłączone, brama nie działa, mieliśmy incydenty zgłaszane na policję odłączania internetu. Poza tym dzieci są przeganiane z podwórka, moje dziecko boi się nawet grać w piłkę – żali się Izabela Karpińska.
- Zastawia nam wjazd samochodami. Mało tego, zastawia gości, fotografuje gości, kto podjeżdża, robi zdjęcia samochodom, a nasi goście pytają, co tu się dzieje. Odciął nam internet, ale to nie on jest dostawcą, nie jest uprawniony do odcinania internetu. Przyjechała firma, która dostarcza internet i musiała przebudować zasilanie internetu, żeby ten pan nie miał dostępu i nie mógł odciąć. Rozwalił z tyłu ogrodzenie, bo całe tu osiedle było ogrodzone. Notorycznie zasypuje studzienki gruzem, kamieniami, a kiedy chcemy to udrożnić, to wzywa policję, że ktoś wtargnął na jego posesję – wylicza Wojciech Prończuk.
To tylko część „atrakcji”, jakie mają mieszkańcy zabudowy szeregowej w Fastach. Regularnie dochodzi tam do kłótni i uprzykrzania życia przez jednego człowieka reszcie mieszkańców. Władze gminy są w zasadzie bezradne, choć problem doskonale jest im znany. Ale nic nie mogą zrobić, ponieważ wszystko dzieje się na prywatnym terenie. Sytuacja być może wyglądałaby inaczej, gdyby został uregulowany dług za wodę i ścieki wobec gminy. Ale mieszkańcy nie mogą go opłacić, bo nikt im nie wystawił rachunków, a właściciel posesji sam nie może zapłacić, ponieważ nie jest właścicielem instalacji wodno-sanitarnej.
Niestety, w związku z tą sytuacją, rachunek za wodę i ścieki wciąż nie jest uregulowany wobec gminy Dobrzyniewo Duże, więc nie można w żaden sposób doprowadzić do podpisana umów indywidualnych z mieszkańcami, żeby ich sąsiad dał im spokój. Przypominamy, że chodzi o około 15 tysięcy złotych. Mieszkańcy kłopotliwej nieruchomości chcieliby, aby gmina odkupiła instalację i podpisała z nimi umowy. Tu także jest problem, bo właściciel tejże instalacji zerwał negocjacje z gminą, więc i instalacji nie sprzedał.
- Można by było wybudować drugą, gminną instalację, ale to są duże koszty. Musiałbym mieć zgodę rady gminy, no i oczywiście pieniądze, których nie ma – wyjaśnia Bogdan Zdanowicz, wójt gminy Dobrzyniewo Duże.
Za mieszkańcami szeregówki twardo opowiada się pani sołtys Fast oraz część sąsiadów z innych części wsi. Jak poinformowano nas – prawnik, z którego pomocy korzystają mieszkańcy, twierdzi że gmina może odkupić instalację, bez zgody właściciela. Ale przeciwnego zdania są władze gminy, które przed kupnem muszą mieć uregulowane zaległości i… zgodę właściciela.
Jedyna dobra wiadomość, którą otrzymaliśmy jest taka, że po naszej wizycie mieszkańcy zaczęli rozmawiać z władzami gminy. Mimo, że obwiniają wójta i urzędników o bezczynność i brak reakcji, podjęli dyskusję nad rozwiązaniem problemu. Sprawdzimy niebawem co z tego wynikło. Na chwilę obecną problem jest i nie widać szczególnie światełka w tunelu. Jakiekolwiek załatwienie sprawy będzie wymagało czasu, możliwe że nawet kilku miesięcy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie