
W dosadnych słowach radny Paweł Myszkowski skomentował sugestie dziennikarza Gazety Wyborczej, który najwyraźniej wszędzie widzi złych nacjonalistów. Mimo, że na uroczystości odsłonięcia pomnika „Inki” nie weszły dziesiątki białostoczan, to okazało się mniej ważne, bo dziennikarz widział kogoś w zielonej opasce na ręku.
Na uroczystości odsłonięcia pomnika „Inki” nie zostali wpuszczeni przedstawiciele Fundacji Patria Mater, która składała projekt do budżetu obywatelskiego i zadbała o głosy mieszkańców miasta, aby pomnik stał się faktem. Nie zostali wpuszczeni przedstawiciele Solidarnych 2010, nie mogli wejść także ani piłsudczycy, ani represjonowani w okresie PRL. Nie mogło wejść także wielu innych białostoczan, którzy w ogóle nie należą do żadnych organizacji, ale chcieli tego dnia po prostu być świadkami uroczystego odsłonięcia pomnika Danuty Siedzikówny „Inki”.
Ci wszyscy ludzie są dla Wyborczej nieistotni. Identycznie, nie mają żadnego znaczenia dla Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Chyba, że wszyscy są faszystami lub nofaszystami i są zwyczajnie niegodni by przebywać w przestrzeni publicznej. O ile Wyborcza pytała podczas sobotniej konferencji prasowej o obecność członków ONR pod pomnikiem „Inki”, już po oficjalnej ceremonii, o tyle Ośrodek Monitorowania bez pytania czy weryfikacji czegokolwiek, przyklasnął Tadeuszowi Truskolaskiemu za to, że nie wpuścił na teren uroczystości faszystów. Najwyraźniej uznał, że zarówno Pan Zdzisław Panasewicz z Fundacji Patria Mater w raz z żoną w międzyczasie zostali faszystami, choć stało się to bez ich własnej wiedzy. Podobnie jak i przedstawiciele Klubu Więzionych Internowanych i Represjonowanych w Białymstoku.
„1 marca, czyli w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, w Białymstoku został odsłonięty pomnik poświęcony Danucie Siedzikównie "Ince". Władze miasta zadbały, by uroczystości nie udało się zakłócić neofaszystom z ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. W uroczystościach wzięli udział białostoczanie i przedstawiciele wielu instytucji. Dzięki sprawność służb porządkowych skrajnie prawicowi bojówkarze zostali odsunięci od pomnika. Dzięki czemu nie udało im się zakłócić ceremonii” – tak brzmi wpis ze strony facebookowej OMZRiK (pisownia oryginalna).
„Jak się ma uczestniczenie pana przewodniczącego Gromki i pana radnego Chojnowskiego ramię w ramię do uczestniczenia w obchodach organizowanych tuż potem z ONR-em i Młodzieżą Wszechpolską? Jak to się ma do stanowiska, które Rada Miasta przyjęła w sprawie nacjonalizmu w Białymstoku?” – to z kolei pytanie dziennikarza Wyborczej w Białymstoku do polityków PiS.
Pytanie to co najmniej zdumiało osoby za stołem konferencyjnym. Bo zaprosili dziennikarzy, aby wyrazić niezadowolenie z organizacji uroczystości oraz z faktu, że pomnik „Inki” nie został dokończony. A przynajmniej nie taka była koncepcja jego postawienia. Jak informowaliśmy już na naszych łamach, do pomnika miała prowadzić alejka, zaś sam monument miał być oświetlony. Nikt raczej nie spodziewał się pytań o faszystów czy neofaszystów, bo ze złą organizacją ceremonii, brakiem zaproszeń i odgradzaniem się prezydenta od mieszkańców, nie mieli nic wspólnego.
- Każdy w tym kraju ma prawo wyrażać poglądy. Demokracja nie jest zagrożona. W związku z powyższym oni mogą przyjść, pan może przyjść, najważniejsze, żeby było bezpiecznie i żeby nikomu się nic nie stało. Bo to jest najważniejsze na tego typu imprezie. Tam, gdzie są defilady, tam gdzie są przemarsze, trzeba to odgrodzić, my to rozumiemy. Ale zawsze można to zrobić w sposób cywilizowany i godny dla wszystkich osób, które chcą to uczcić. Dlatego jeśli prezydent nie potrafi tego zrobić, dzieli na lepszych i gorszych, to widocznie nie nadaje się do tego, żeby zarządzać tym miastem. Bo tak robić nie może – odpowiedział dziennikarzowi Wyborczej Artur Kosicki, szef białostockich struktur PiS.
Choć problem w organizacji ceremonii leżał zupełnie gdzie indziej, to widać wyraźnie, że zarówno OMZRiK, jak i Gazeta Wyborcza nie są w stanie zaakceptować faktu, że ONR i Młodzież Wszechpolska nie są organizacjami nielegalnymi. Mają prawo brać udział w uroczystościach i wyrażać własne poglądy. Mają także prawo być podczas odsłonięcia pomnika „Inki”, jeść pizzę na mieście, jeździć rowerem, grabić liście w parku czy pływać pontonem. Inna sprawa, że nawet jeśli przedstawiciele tych organizacji pojawili się pod pomnikiem, to przecież jest powszechnie wiadomo, że mogli tam wejść dopiero po uroczystościach, czyli identycznie jak reszta mieszkańców „gorszego gatunku”. O tym dziennikarz obecny na konferencji prasowej powinien wiedzieć. Bo dokładnie temu tematowi była ona poświęcona. To, co działo się później, miało charakter nieformalny, więc czy radni, czy ministrowie byliby w tym samym miejscu o tej samej porze, to tak samo mogli być tam działacze ONR i MW, jak każdy inny obywatel Białegostoku czy obcokrajowiec, włącznie z dziennikarzem Wyborczej, który tam zresztą był, ponieważ przestrzeń pod pomnikiem jest publiczna.
- Jakiej reakcji pan się spodziewał? Że na widok białostoczanina w opasce ONR-u pan przewodniczący ucieknie pod śmietnik, tak jak prezydent Truskolaski, na uroczystościach rocznicy Powstania Warszawskiego na ulicy Kilińskiego? Takiej reakcji pan się spodziewał? – skwitował radny Paweł Myszkowski, który poczuł się wywołany do odpowiedzi, jako również radny Rady Miasta Białegostoku.
Przypominamy, że w trakcie uroczystości z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, 1 sierpnia 2017 roku, prezydent Truskolaski przerwał uroczystości na widok flag ONR-u i resztę ceremonii przestał pod śmietnikiem wraz ze swoim synem, posłem Nowoczesnej. Za takie zachowanie zebrał mnóstwo krytyki, także od osób obecnych i gości tych uroczystości, między innymi od kombatantów.
Ta lekcja – jak widać – niczego go nie nauczyła. Kolejny raz Tadeusz Truskolaski odgrodził się od zwykłych ludzi, podzielił mieszkańców i zachował się jak typowy przedstawiciel rasistów, którzy według własnego uznania dzielili ludzi na lepszych i gorszych. I nie dociera do niego informacja, identycznie jak do OMZRiK i Wyborczej, że czy to ONR, czy Młodzież Wszechpolska, czy Kółko Hafciarek, są organizacjami legalnymi i mają pełne prawo uczestniczenia we wszystkich uroczystościach.
Wygląda na to, że ci, którzy mienią się piewcami demokracji, jak też obrońcami mniejszości, ustawiają się w roli tych, którym zarzucają niegodne postępowanie. I konsekwentnie budują swoją pozycję, jako „nadludzie” wiedzący lepiej, kto jest godny bycia w przestrzeni publicznej, a kto nie. Dokładnie tak kiedyś postępowali faszyści, którymi straszą niemal każdego dnia. Realnie oceniając zaistniałe fakty, można pokusić się o stwierdzenie, że zarówno prezydent Białegostoku, jak też Gazeta Wyborcza z Ośrodkiem Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych ze swoim przekazem i rozumieniem tematu, stali się ofiarami własnej nagonki.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie