Reklama

Radni przewidzieli poważny problem prawie 12 lat temu

04/04/2015 08:18


Trwa szał zakupów przed Świętami Wielkiej Nocy. Pod galeriami handlowymi i dyskontami już od kilku dni trudno znaleźć wolne miejsce postojowe. Niestety większość wypracowanych zysków trafi poza granice kraju. Dokładnie to przewidzieli radni blisko 12 lat temu.

Kiedyś śmieliśmy się z podejmowanych przez władze decyzji, nie starając się przeanalizować jakie mogą mieć one skutki za kilka lub kilkadziesiąt lat. My sięgnęliśmy do czasów, kiedy powstawały tu pierwsze hipermarkety. Niektórzy z mieszkańców szydzili wówczas z radnych lub polityków, którzy uparcie dążyli do tego, aby ograniczyć sprowadzenie galerii i sklepów wielkopowierzchniowych do naszego miasta. Padały głosy, że bez takich obiektów będziemy zaściankiem Polski.

Okazało się, że w perspektywie czasu radni mieli rację. Obiekty wielkopowierzchniowe wykończyły niejednego lokalnego przedsiębiorcę. Nie byli oni w stanie konkurować ani cenowo, ani posiadanym asortymentem. Inna sprawa, że także w Białymstoku, mieliśmy do czynienia również z dramatami najemców, którzy utracili cały dorobek życia. Wielu z nich popadło w biedę lub choroby, z jakich nie podnieśli się po dziś dzień. Być może mało kto pamięta problemy najemców z Galerii Podlaskiej, którą klienci omijali szerokim łukiem, zaś zarząd galerii odmawiał obniżek czynszów.

Cudem udało mi się stamtąd wyjść. Miałbym dziś ogromne problemy, gdybym musiał dotrwać tam do końca umowy. Galerię odwiedzało dziennie kilkaset osób. Na tyle sklepów kilkaset osób! Z czego nie wszyscy kupowali. Przychodzili, kręcili się i wyjeżdżali. Z innymi najemcami później liczyliśmy ludzi, jacy w ogóle tam przyjeżdżali. Obiecywano nam złote góry i płaciliśmy czynsze po 50 euro miesięcznie za metr. Mi udało się stamtąd wyjść tylko dlatego, że zamieniłem lokal na inną galerię w innym mieście. Ale stamtąd też będę rezygnował, jak tylko umowa się skończy. Powiem jedno, to oszuści i naciągacze. Zyski są wyprowadzane z Polski i trafiają do Szwajcarii albo nawet do państw afrykańskich – mówi nam jeden z byłych najemców Galerii Podlaskiej, których chciał pozostać anonimowy.

Mężczyzna przekazał nam jak funkcjonuje cały system. Jest trudny do opisania w jednym artykule. Postaramy się sukcesywnie informować o tym, jak działa. Głownie po to, by przestrzec inne osoby, jakie mogą stać się potencjalnie najemcami różnych galerii handlowych z udziałem kapitału zagranicznego. Z jego relacji, ale także i innych osób, do których udało nam się dotrzeć wynika, że wszędzie jest podobnie.

Jak się robi straty, żeby nie płacić podatków? Bardzo prosto. Na przykład sklep X sprowadza sobie dżem, którego słoiczek kupuje teoretycznie za 500 zł. Wiadomo, że nikt nie kupi dżemu za 500 złotych za słoik, nawet pięciolitrowy. Więc sprzedaje się go za 4 albo 5 zł, a resztę wpisuje się jako strata. I dlatego jest tak, że pieniądze są zarabiane i to ogromne. Zaś zyski wyprowadzane za granicę, a w Polsce wykazuje się stratę – tłumaczy nam były najemca.

Najwyraźniej taki lub podobny mechanizm działania obiektów handlowych przewidzieli radni z Białegostoku i to prawie 12 lat temu. W grudniu 2003 roku przyjęli oni stanowisko „w sprawie budowy hipermarketów w Białymstoku”. Już wówczas wskazywali na potencjalne zagrożenie dla lokalnego biznesu związane z budową obiektów handlowych z kapitałem zagranicznym.

Rada Miejska Białegostoku jest przeciwna budowie zagranicznych hipermarketów i ekspansji obcych sieci handlowych w tym sklepów dyskontowych, natomiast popiera rozwój rodzimego handlu. Polskie władze nie panują nad polityką gospodarczą, realizowaną przez podmioty handlowe, zdominowane przez kapitał zagraniczny. Z obserwacji wynika, że istnieje poważne niebezpieczeństwo zmonopolizowania rynku przez te podmioty” – czytamy w przyjętym stanowisku.

Dziś trudno jest oszacować jak wielu przedsiębiorców w Białymstoku musiało zrezygnować ze swojej działalności. Nikt nie pokusił się o sprawdzenie oddziaływania zagranicznych sieci na gospodarkę lokalną. Ile miejsc pracy zostało bezpowrotnie utraconych z uwagi na nierówną konkurencję z handlowymi gigantami. Ale zwłaszcza nikt nie policzył, ile Białystok stracił z tytułu odprowadzanych podatków zanim małe sklepy zaczęły się zamykać jeden po drugim. Dziś można policzyć wyłącznie dwie rzeczy – ile do kasy miasta trafia z tytułu podatku od nieruchomości oraz podatków, które są potrącane z pensji pracowników zatrudnionych w zagranicznych sieciach.

Oczywiście władze miasta mają ograniczone możliwości przeciwdziałania w powstawaniu tego rodzaju obiektów. Najczęściej zainteresowani kupują grunty od osób prywatnych i tam lokalizują swoje obiekty. Niemniej w czasie, kiedy masowo powstawały i nadal powstają tego rodzaju placówki handlowe, nie pojawił się żaden pomysł związany z promocją lokalnego biznesu, albo choćby stworzenia programu preferencyjnych warunków dla osób, które zaczynają prowadzić działalność handlowo – usługową w Białymstoku.

Rada uważa, iż należy stworzyć warunki do rozwoju handlu w różnych formach, także wykorzystujących nowoczesne techniki sprzedaży, jednak państwo powinno pełnić rolę regulatora, aby nie dopuścić do nadmiernej koncentracji w sektorze, co będzie zgubne zarówno dla konsumentów jak i właścicieli małych sklepów. Do czasu ustalenia polityki państwa zgodnie z ujętymi w stanowisku zasadami Rada Miejska nie widzi możliwości lokalizacji dodatkowych zagranicznych sklepów wielkopowierzchniowych” – czytamy w stanowisku Rady Miasta Białegostoku z 2003 roku.

W tym wszystkim najbardziej winne są władze centralne w kraju. Nie ma żadnych przepisów, które regulowałyby powstawanie galerii handlowych z zagranicznym kapitałem. Mało tego, one powstają na preferencyjnych warunkach nie dając polskiej gospodarce niczego w zamian. Bo jak mówiłem, wypracowuje się zyski, jakie lądują poza Polską, a tu na miejscu są same straty. Na przykład w Niemczech nie ma możliwości pobudowania żadnej galerii w centrum żadnego miasta. A u nas proszę bardzo – mówi nasz informator.

Blisko 12 lat temu część białostoczan śmiała się z zaściankowego myślenia ówczesnych radnych, że bali się zagranicznego kapitału. Dziś można powiedzieć, że bali się słusznie. Przewidzieli bowiem niszczycielską potęgę zagranicznych sieci i koncernów. Pozostaje wierzyć, że obecni radni z prezydentem włącznie również wykażą się troską i podejmą działania w obranie lokalnego handlu.

My zaś z tego miejsca możemy chociaż zaapelować do czytelników, aby świąteczne zakupy starali się robić w sklepach miejscowych przedsiębiorców. Ich podatki zostaną w Białymstoku. Będziemy starali się uświadamiać, że takie działanie leży w interesie nas wszystkich. Im więcej osób będzie świadomych tego co się dzieje i zacznie o tym głośno mówić, tym łatwiej będzie można wpłynąć na polskie władze, aby zajęły rozwiązaniem tego problemu. Być może nowe przepisy wyrównają w końcu różnice pomiędzy polskim i zagranicznym biznesem.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: K.)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do