Reklama

Raport z oblężonego placu

17/05/2013 12:00
Za nami pierwszy dzień Juwenaliów. Jak wyglądał od zaplecza? Jaki tajemnice kryje backstage?

W ostatnim wydaniu papierowym Faktów Białystok zapowiadałem Juwenalia nie tylko jako masową imprezę rozrywkową, ale również jako skomplikowaną organizacyjnie inicjatywę, która wymaga poświęcenia – nie tylko czasu – od bardzo wielu ludzi. Że nadarzyła się okazja, postanowiłem na własne oczy (choć nie własnymi rękoma – na to Waliński zbyt jest leniwy) sprawdzić, czy rzeczywiście tyle przy tym roboty, a jeśli tak, to jakiej?

Na plac dotarłem grubo przed południem, kiedy ekipa kończyła montaż sceny, bramek i kas. Od strony zaplecza wyglądało to imponująco. Nagie, spocone torsy młodych przodowników lśniły w słońcu, trwały prace na wysokościach, ludzie biegali z miejsca na miejsce.

Bo co chwila było trzeba coś załatwić. A to czegoś zabrakło, a to ktoś gdzieś wsiąkł, a to okazało się, że jeśli x rzeczy które można zagubić pomnożymy przez y ludzi, którzy mogli tego dokonać i z miejsc, gdzie finalnie dany przedmiot mógł się odnaleźć, liczba jest bliska nieskończoności.

Wyraźnie było czuć napięcie i zdenerwowanie – wszak za kilka godzin na koncertowym placu mieli pojawić się pierwsi widzowie – ale równie wyczuwalna była przyjacielska atmosfera. Z krótkofalówek, potocznie zwanymi „szczekaczkami” co raz padał jakiś dowcip. Raz lżejszy, raz cięższego kalibru, ale zawsze służący rozładowaniu atmosfery. Ci, którzy z Juwenaliami mieli już do czynienia służyli doświadczeniem tym, którzy brali się za nie pierwszy raz. Wszyscy zdecydowani, zmotywowani, pełni zapału.

Poza montażem sceny i organizacją placu, innych – pozornie mniej ważnych rzeczy do ogarnięcia było co niemiara. Tu trzeba przepakować samochód, który zajmuje miejsce kamperów służących artystom za garderoby. Tu zapodziała się taśma montażowa. Tam spalił się kabel, czy rozgałęźnik i na gwałt trzeba było szukać następnego. Bo zadbać trzeba o wszystko, choćby o zalaminowaną kartkę z informacją, że nie wolno palić, która miała zawisnąć w namiocie z cateringiem dla ekipy i artystów, czy prawidłowe podpięcie kega z piwem i świeżość kanapek w tymże. Tysiąc małych rzeczy, które z powodzeniem możemy nazwać upierdliwymi, a które jednocześnie są niezbędne.

Prace trwały. Przewieszano za nisko umieszczony telebim, dwaj studenci Politechniki sumiennie przez dwie godziny reperowali zepsute halogeny – tymczasem zaczęli pojawiać się pierwsi wykonawcy, a za nimi obstawa prasowa z sąsiedniego Radia Akadera, która – szczególnie w jednej osobie głośna i rubaszna – rozładowywała atmosferę. Wykonawców trzeba było zaobrączkować – ochrona sumiennie pilnowała kolorów i oznaczeń opasek co by nikt niepowołany nie wtargnął na koncertową scenę, lub w miejsca, gdzie mógłby (choćby nieświadomie) dokonać sabotażu. Potem krótkie próby dźwięku i wreszcie występ.

Od pierwszych dźwięków folkowej Narvy tempo było już zupełnie zawrotne. A pole do złośliwości rzeczy martwych coraz większe. I faktycznie. Buch, awaria prądu podczas występu Weekendu. Na szczęście ekipa poradziła sobie z nią wyjątkowo sprawnie – poniżej dziesięciu minut, dzięki czemu koncert mógł trwać.

Mało mieli organizatorzy chwil na zaczerpnięcie oddechu – wszak zabawa trwała do późnych godzin nocnych. Ale udało się. Obyło się bez większych czasowych przesunięć, problemów technicznych i zombie apokalipsy. A publiczność bawiła się znakomicie. Na twarzach organizatorów widać było ogromne zmęczenie, przez które przebijała jednak i inna emocja – zadowolenie, że się udało, że ambitny cel, jaki przed sobą postawili został zrealizowany. Że Juwenalia 2013 są.

To, co budzi mój osobisty smutek to z kolei fakt, że w ostatnich dniach z powodu niezbyt mądrych poczynań niektórych osób, wokół Juwenaliów uniósł się nieładny fetor. Dowód to, że słowo często może ranić bardziej, niż ostrze. Bo kiedy widzi się, że 2/3 ekipy ma na nadgarstkach opaskę z napisem „wolontariusz”, kiedy widzi się, jak bardzo się angażują i jak wiele z siebie dają… Kiedy widzi i słyszy się, jak reagują na złośliwe plotki i pomówienia… Człowiek czuje niesmak, że im wszystkim tak bardzo się chciało zrobić naprawdę fajną imprezę, a ktoś nieodpowiedzialny chciał im to wszystko zepsuć, a nawet odebrać.

Poza tym drobnym szczegółem – póki co – Juwenalia można uznać za sukces. I tu należałoby skończyć. Czas lecieć na dzień drugi. Plac i backstage same się wszak nie zaobserwują. A Wy, Czytelnicy, czekajcie na naszą relację wideo. Ta już wkrótce.

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Marta - niezalogowany 2013-05-18 08:54:24

    Czekam na relację wideo :D

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    takatamjedna - niezalogowany 2013-05-17 13:31:57

    ja czekam na taniec redaktorski!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Krzysiek - niezalogowany 2013-05-17 13:00:21

    CZekamy!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Halina - niezalogowany 2013-05-17 12:22:55

    Czekam na relację wideo :)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do