Reklama

Rozdawnictwem bonów na szkolenia najprawdopodobniej zajmie się CBA

08/06/2018 10:36

O bonach, które urząd miejski próbował rozdać mieszkańcom kilkukrotnie, informowaliśmy za każdym razem. Niestety, za każdym razem musieliśmy też informować o kłopotach teleinformatycznych, które uniemożliwiały ich otrzymanie. Jednak tego problemu nie miało kilku polityków i urzędników. Oni swoje bony zdobyli. Ale o tym czy je zatrzymają i wykorzystają być może zdecydują służby.

Zamiast radości frustracja, zamiast wdzięczności dla miasta, ogromny żal i pretensje. Takie były skutki pierwszej i drugiej rekrutacji "Bonów na szkolenie". Już właściwie po 60 sekundach od czasu rejestracji, rejestrujący się białostoczanie czytali komunikat: "możliwość składania wniosków została wstrzymana z powodu dużej ilości wniosków". Zresztą kłopoty z uzyskaniem bonów mieli mieszkańcy innych miejscowości naszego regionu.

Mieszkańcy mieli kłopoty, ale jak się okazało, bez żadnego problemu bony na szkolenie zdobyli: Piotr Rećko, starosta sokólski, jego zastępcy, czyli Jerzy Białomyzy i Alicja Rysiejko, radni oraz pracownicy. Łącznie to aż 22 osoby z Sokółki i powiatu sokólskiego. To jednak nie wszystko, bo bony na studia podyplomowe MBA (po których można na przykład zostać członkiem rady nadzorczej) zdobyli także Jolanta Den, wicestarosta powiatu białostockiego czy Rafał Rudnicki, zastępca prezydenta Białegostoku. Wśród beneficjentów znaleźli się również radni z Białegostoku, między innymi Mariusz Gromko, Przewodniczący Rady Miasta Białegostoku oraz Krzysztof Stawnicki, szefujący komisji kultury w Radzie Miasta.

- W tej chwili nie zajmujemy się tą sprawą, co nie oznacza, że jej się nie przyjrzymy – powiedział Kurierowi Porannemu Temistokles Brodowski z Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Tymczasem już wcześniej, zanim CBA zabrało głos w tej sprawie, padły tradycyjne wyjaśnienia. Między innymi Rafał Rudnicki, zastępca prezydenta Białegostoku twierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Co akurat nie dziwi, bo za każdym razem, kiedy sprawa jest co najmniej nieetyczna lub balansująca na granicy prawa, słychać te same wyświechtane formułki.

Identycznie było przecież z wyburzoną kamienicą z Piasta 6, Jurowieckiej 10 i zniknięciem zabytku z Lipowej 41. Przykładów można mnożyć i zawsze wszystko uchodziło płazem, a śledczy umarzali kolejno wszystko, co trafiało na ich biurka, albo sprawa rozchodziła się po kościach, bo nie było nikogo odważnego, kto wziąłby sprawy w swoje ręce i ukrócił tego typu zachowania. Już nawet nie chodzi o to, że były niezgodne z prawem, ale całkowicie pozbawione elementarnych zasad przyzwoitości.

Tak samo jest w przypadku bonów, jakie miały trafić głównie do osób, których nie stać na opłacanie drogich studiów podyplomowych. Urzędników, którzy mają wynagrodzenia nawet powyżej 10 tys. złotych miesięcznie lub w tych granicach, raczej stać jest na zapłacenie za roczne studia 4-5 tys. złotych lub niekiedy więcej, jak w przypadku MBA.

- Taki niedoskonały sposób składania wniosków i dodatkowo jeszcze przy tak awaryjnym systemie stwarza wrażenie, że komuś zależy na zamieszaniu. Wiadomo, że zamieszanie sprzyja nierzetelności i można przyjąć wniosek poza systemem – mówiła naszej redakcji jeszcze w lutym tego roku pani Joanna z Zielonych Wzgórz.

Podobnych głosów było i wiele, wiele więcej. Zimą sami mieszkańcy przesyłali do nas maile i twierdzili, że cały ten proces zdobywania bonów, wygląda na jakąś ustawkę. Dziś, gdy wiadomo już, że w czasie, kiedy system rejestracji po bony na szkolenie zawieszał się i nie przyjmował zgłoszeń, choć co niektórzy, nie mieli z tym najmniejszego problemu i bony dostali, to takie słowa nabierają zupełnie innego znaczenia. Być może sprawdzi to właśnie CBA.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: cba.gov.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do