
Takimi słowami Jarosław Kozak, właściciel firmy Technology Applied, komentuje rosyjską inwazję na Ukrainę. W rozmowie z Piotrem Walczakiem podkreśla, że to zbrodnicza agresja na suwerenne państwo. Gdy rozpoczęła się wojna, jego przedsiębiorstwo zaangażowało się w pomoc wschodniemu sąsiadowi. W Białymstoku powstają narzędzia, które pomagają ukraińskiej armii w odpieraniu najeźdźcy.
Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Zapowiedziałeś, że twoja firma przekaże część zysku dla Ukrainy. Ile wypracowaliście i w jakim okresie?
Jarosław Kozak, Technology Applied: Tak, dokładnie. Zdecydowaliśmy się na akcję pomocową. Polegała ona na tym, że przekażemy 10 procent z wielkości sprzedaży w marcu (Rosja uderzyła na Ukrainę 24 lutego 2022 r. - przyp. red.).
Wielkość sprzedaży szacowaliśmy na podstawie zaakceptowanych zamówień, a nie na podstawie wystawionych faktur. Dlatego też udało nam się uzyskać większą pulę.
Na jakie cele i komu zostały przekazane te pieniądze?
- Od samego początku czuliśmy potrzebę pomocy. I jak każda osoba z taką potrzebą chcieliśmy tę pomoc ukierunkować. Zdecydowaliśmy, że chcemy wesprzeć ukraińską armię tak, aby ci ludzie mogli się skuteczniej bronić. Na początku pomysł był prosty. Chcieliśmy wykonać przelew do organizacji pozarządowej lub BGK (Bank Gospodarstwa Krajowego - przyp. red.), które to później przekazałyby te środki na działania zdefiniowane przez stronę ukraińską. Jednak w procesie poszukiwania najlepszego rozwiązania zostaliśmy połączeni z organizacją NGO oraz z firmą prywatną, które taką pomocą się zajmują.
Strona ukraińska zamiast pieniędzy zażyczyła sobie wyprodukowania konkretnych części. I tym sposobem zaczęliśmy naszą produkcję pomocową przy pomocy drukarek 3D. Finalnie wyprodukowaliśmy części o wartości 62 tysięcy złotych. Trafiły one albo bezpośrednio, albo pośrednio do ukraińskiej armii. O tym, jakie to części i do czego służyć mają, mówić nie mogę, natomiast zarzekam, że się przydały. Na dowód dostaliśmy certyfikat wykonania pracy.
Produkujecie rzeczy, które trafiają do ukraińskiej armii i pomagają im odpierać rosyjskiego agresora. Możesz zdradzić, co takiego wychodzi z białostockiego zakładu i w jakiej ilości?
- Tak jak zaznaczyłem: o szczegółach głównego zamówienia mówić nie chcę, ale mogę zdradzić na przykład, że produkowaliśmy części do peryskopów optycznych, które trafiły prosto na front. Jeżeli chodzi o ilości, to łącznie wyprodukowaliśmy około 30 tysięcy części.
Wojna trwa już kilka miesięcy. Jakkolwiek to nie brzmi, to można odnieść wrażenie, że dla wielu ludzi ta sytuacja powszednieje - spójrzmy choćby na media, mam wrażenie, że zaangażowanie wielu spada...
- To naturalny efekt. Pamiętajmy, że z perspektywy bezpiecznej i spokojnej Polski i całej Europy Zachodniej możemy nabrać złudnego wrażenia, że sytuacja nas nie dotyczy. Jest to oczywiście bzdura, a nasze osobiste zaangażowanie powinno być pełne. Dopóki Rosja nie zostanie pokonana, gospodarczo zduszona i postawiona w obliczu konieczności spełnienia warunków pokojowych, dopóty my spać spokojnie nie możemy. Jest to nasz narodowy interes, aby Ukraina tę wojnę wygrała i pozostała krajem buforowym pomiędzy Zachodem a ruską dziczą.
Złudne jest też myślenie, że Rosja to kraj rozsądny i w obliczu braku korzyści się wycofa. Rosjanie dziś przypominają bardziej małpę z granatem niż trzeźwo myślącą inteligencję. I nie mówię, że tej inteligencji tam nie ma. Zdaje się jednak, że bandycka polityka zepchnęła tych ludzi na margines.
Rosyjska demokracja dziś polega na tym, że jak się milczy, to cię nikt nie zabije, a jak się coś mówi, to lepiej żeby to władzy pochlebiało. Rosjanie muszą zauważyć, że dziś nie ma takiego tworu jak "wolny Rosjanin". Szkoda tylko, że dla przeciętnego Rosjanina nie ma to znaczenia, ponieważ przeciętnemu Rosjaninowi nie chodzi o to, aby być wolnym, lecz o to, aby Rosja była wielka. Wydaje mi się, że to jest wynik jakiegoś dziejowego kompleksu.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w największym terytorialnie kraju na świecie ci ludzie wciąż czują się za ciasno. Tak wiele można by zrobić w polityce wewnętrznej, choćby doprowadzić prąd i kanalizacje do regionów, w których ludzie, żyją bez podstawowych dóbr.
Myślisz, że Zachód pokazał odpowiednią jedność i siłę, czy mógł zrobić coś więcej?
- Wydaje mi się, że różnice w podejściu do sprawy wojny w Ukrainie pomiędzy krajami zachodu są tak znaczące, że mówienie o Zachodzie jako całości nie pozwala wyciągać wymiernych wniosków. Jeżeli pytasz mnie o Zachód i masz na myśli Anglię, Stany Zjednoczone - to owszem - mam poczucie, że robione jest wiele, natomiast wystarczy spojrzeć na Francję lub Niemcy. Tu natychmiast ma się na ten temat odmienne zdanie. Myślę, że Zachód, jako całość, robi za mało. Bardzo dziwi mnie podejście "adekwatnej pomocy". Co to w ogóle oznacza? Hasła w stylu "damy Ukrainie karabiny, ale nie damy ciężkiego sprzętu". Dlaczego?
Uważam, że powinna panować zasada maksymalnej pomocy, a nie pomocy adekwatnej. Dlaczego w tym wypadku pomoc adekwatna ma mieć zastosowanie. Proszę sobie wyobrazić, że jesteś policjantem i wkraczasz na interwencję do domu, gdzie dochodzi właśnie do napaści. Napastnik ma nóż 20-centymetrowy, a ofiara ma kij od miotły. Wchodzisz tam jako obrońca zasad i prawa i co robisz? Logicznym wydawałoby się, że obezwładniasz napastnika i sprawa jest zamknięta. Z jakiegoś nieznanego mi powodu Niemcy i Francja widzą to inaczej. W ramach przestrzegania prawa daliby ofierze taki nóż, ponieważ napastnik ma taki sam. Czy w takim rozumowaniu jest jakikolwiek sens?
Francja, Niemcy, Turcja czy Węgry - gdy słyszymy o działaniach tych państw to aż zastanawia, czy na takich sojuszników można w pełni liczyć, gdyby doszło do ataku na któregoś z członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Oczywiście powszechnie wiadomo, że obrona partnera z NATO to "świętość", ale gdzieś zapala się jednak lampka z tyłu głowy.
- Niemcy to kraj, który jeszcze przecież nie tak dawno dopuścił się najgorszych zbrodni w Europie. Teraz został postawiony przed okazją zachowania się jak należy. Niemcy z tej okazji nie skorzystali. Jest to dla mnie zawód.
Istnieje taka dobra zasada: "umiesz liczyć, licz na siebie". I nie zrozum mnie źle, bardzo cieszę się, że Polska jest zaangażowana w sojusze, wspólne szkolenia itp. Jednocześnie uważam, że powinniśmy posiadać taką armię, która byłaby zdolna obronić kraj samodzielnie. Jeżeli okaże się, że na sojusznikach można polegać, to będzie to jedynie powód do radości. Integracja unijna, integracja w strukturach NATO oraz wszystkie inne integracje to wspaniała sprawa. Uważam, że Polska powinna być krajem otwartym i prowadzić taką politykę zagraniczną, która będzie przysparzała nam przyjaciół, a nie wrogów. Jak mawiał kiedyś ważny w moim życiu człowiek i pod czym się w pełni podpisuję: "dobro czasami wraca, ale zło wraca zawsze". Żyjmy zatem tak, aby dobro miało szansę do nas wrócić.
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie