
Już w październiku tego roku wejdzie w życie ustawa zmniejszająca wiek emerytalny. Uchwalona głosami PiS ustawa obniżyła wiek emerytalny do 60 lat (kobiety) i 65 lat (mężczyźni), ale rząd szuka sposobu aby zniechęcić przyszłych emerytów do korzystania z dobrodziejstw ustawy. Zwłaszcza, że wcześniejsze emerytury oznaczają zarazem niższą jej wysokość.
Resort wicepremiera Mateusza Morawieckiego przygotowuje rozwiązanie zakładające, iż każda osoba, która nie zdecyduje się skorzystać z możliwości wprowadzonej przez ustawę i będzie nadal pracował przez minimum dwa lata, dostanie ekstra 10 tys. zł. Tak zwana "Premia za pracę" to tylko jeden z elementów zachęcających do pozostania na rynku pracy.
Premia za pracę miałaby być jednorazowym zadośćuczynieniem. Wysokość tej kwoty (10 tysięcy) to połowa wszystkich kosztów jakie - poza składką emerytalną - poniósłby emeryt. Kwota ta zawiera podatek dochodowy, ubezpiecznie zdrowotne, chorobowe i składka rentowa przy przeciętnej wysokości pensji w okresie 2 lat. Wydłużenie czasu pracy do 3 lat zwiększałoby potencjalną premię średnio o 5 tysięcy rocznie. Rząd oczekuje, że z propozycji skorzysta co najmniej 20 procent przyszłych emerytów - zwłaszcza osoby, które mogą otrzymać minimalne emerytury z ZUS.
Z punktu widzenia finansów państwa zastosowanie tych premii daje duże oszczędności. Wedle wyliczeń resortu finansów wprowadzenie wcześniejszych emerytur w 2018 oznacza zwiększone wydatki w wysokości około 10 miliarów. Oszczędności (przy 10 procentach osób) powinno zapewnić około 2 miliardów złotych.
Ostateczna wersja całości zachęt do pozostania na rynku pracy zostanie przedstawione do końca kwietnia.
(PS/ Foto: sxc.hu/ old-people)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie