Nie było nikogo chętnego do montażu sekundników na kilku skrzyżowaniach w Białymstoku. Do przetargu firmy mogły zgłaszać się jeszcze do minionego poniedziałku, ale ostatecznie nie wpłynęła ani jedna oferta. Magistrat najprawdopodobniej nie będzie też już ogłaszał kolejnego przetargu.
Pod koniec marca tego roku na stronach Biuletynu Informacji Publicznej pojawiło się ogłoszenie o przetargu. Dotyczyło zaprojektowania sposobu komunikacji, montażu i uruchomienia liczników odliczających czas do końca sygnału na sygnalizacjach świetlnych na terenie miasta Białegostoku. Teraz jest już wiadomo, że liczniki się nie pojawią. Powody są dwa. Pierwszy z nich to taki, że nie było chętnych do realizacji tego zadania. Powód drugi – Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło, że nie będzie więcej wydawało pozwoleń na instalację sekundników, a ponadto planowana jest zmiana przepisów nakazująca demontaż tych już istniejących.
Liczniki miały być uzupełnieniem systemu zarządzania ruchem w Białymstoku. Od początku jego uruchomienia kierowcy domagali się instalacji urządzeń pokazujących kierowcom czas, jaki pozostał do zmiany świateł. Wynikało to głównie z tego, że światła zmieniały się praktycznie jak chciały, przez co kierowcy często wpadali na czerwone światło – za co później otrzymywali wezwania do zapłaty od Straży Miejskiej. Pomóc miały właśnie tak zwane sekundniki. Magistrat postawił, wydawałoby się niewielkie wymagania potencjalnemu wykonawcy zamówienia.
„O zamówienie mogą się ubiegać Wykonawcy, którzy dysponują co najmniej jedną osobą, która będzie uczestniczyć w wykonywaniu zamówienia, posiadającą uprawnienia zawodowe Stowarzyszenia Elektryków Polskich (SEP) dozoru i eksploatacji (D i E) w zakresie elektroenergetycznym” – czytamy w zamówieniu.
Mimo tego, nie zgłosiła się żadna firma, która podjęłaby się instalacji sekundników na pięciu białostockich skrzyżowaniach. Być może dlatego, że musiałaby sprostać innym wymogom, które pojawiły się już w załączniku opisującym szczegóły zamówienia.
„W związku z realizacją Systemu Zarządzania Ruchem w Białymstoku i zastosowanymi programami akomodacyjnymi na wszystkich skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną, nie dopuszcza się pogorszenia warunków i zastosowania programów stałoczasowych na ww. skrzyżowaniach. Nie dopuszcza się zmian programów sygnalizacji świetlnej” – stanowi fragment załącznika.
Inna sprawa, że sekundki nie są mile widziane przez Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa. Bo ono negatywnie ocenia działanie sekundników i stwierdza nawet, że są one nielegalne. Do tego powołuje się na badania przeprowadzone jeszcze w 2010 roku w dziewięciu europejskich krajach. I następnie na badania z 2014 roku przeprowadzone przez Zarząd Dróg Miejskich w Grudziądzu. W obydwu przypadkach wynik badań sprowadza się do jednego – z sekundnikami nie jest bezpieczniej na drogach. Stąd pojawił się pomysł zmiany przepisów, które skutecznie zablokują montaż takich urządzeń, a najprawdopodobniej nakazany będzie też i demontaż tych istniejących liczników w różnych miastach Polski.
- Obowiązujące przepisy nie dopuszczają stosowania przedmiotowych urządzeń w sygnalizacji świetlnej na drogach – wyjaśniał około miesiąca temu wiceminister Jerzy Szmit.
W zaistniałej sytuacji radni ponownie będą musieli zastanowić się na co wydać 50 tys. złotych, które zdecydowali się zapisać w budżecie miasta właśnie na ten cel. Prezydent Białegostoku, choć od początku niechętnie patrzył na tego rodzaju urządzenia, to ostatecznie zdecydował się przyjąć jako autopoprawkę pomysł zgłoszony przez radnych Prawa i Sprawiedliwości odnośnie zakupu i montażu pięciu sekundników. Na co pójdą pieniądze zarezerwowane dotąd na sekundniki, dowiemy się być może na najbliższym posiedzeniu Rady Miasta, które odbędzie się 25 kwietnia.
Komentarze opinie