Reklama

Stary człowiek i może…

12/05/2013 10:30
Co tej wiosny mają do powiedzenia piękni siedemdziesięcioletni? Otóż starą śpiewkę w starym stylu. Ale jakże od siebie inaczej!

Paul Anka ma za sobą ponad pięćdziesiąt lat występów w co bardziej migoczących przybytkach Las Vegas. To zarazem powód do wstydu, jak i źródło doświadczenia, bo nawet jeśli się tam chałturzy, to należy legitymować się jakimiś umiejętnościami, żeby jednego z drugim w ogóle wpuścili tam na scenę.

Anka umiejętności ma. Nawet jeśli jego wokal jest dosyć skromny, korzysta z niego umiejętnie i dobrze czuje klimaty numerów, jakie wykonuje – to jest przestrzału: od swingujących lat prohibicji, po pościelowe ballady z lat osiemdziesiątych. Praktyczna różnica między „Duets” a innymi pozycjami z taką muzą w jego dorobku to udział gości. A tych jest wielu i znakomitych: Tom Jones, Michael Jackson, Willie Nelson, Gloria Estefan, czy Celine Dion.

I pieśniarz, i zespół songi egzekwują idealnie. Problem pojawia się dopiero, kiedy przychodzi przeskoczyć ze swingu w ballady późniejszego okresu. Logiki próżno szukać, kupy się to zupełnie nie trzyma i w momencie kiedy już zatapiamy się w cudnym retro zostajemy wyrwani i przeniesieni trzy-cztery dekady później. Panie Anka, trzeba było nagrać nie jeden album, a dwa, wtedy wszystko brzmiałoby ładnie. Tu widać, że szyte było na siłę i kompletnie bez polotu. Do kanonu płyt z odkurzanymi oldiesami „Duets” raczej nie przejdzie. Choć też ciężko o sadyzm – poza wymienionym kiksem słucha się tego przyjemnie i… niezobowiązująco.

Gdzie Anka żuje własny i cudze ogony, tam Rod Stewart daje nam pierwszy własny, autorski materiał od dwudziestu lat. Bo – przypominam – dwie dekady spędził właśnie odkurzając oldiesy w ramach projektu „The Great American Songbook”. I co? I zaskoczenie. Bo takie powroty to zwykle miałka melasa, skoki na kasę i ogólnie mówiąc epatowanie inwalidztwem.

Tu skok na kasę oczywiście jest, bo pół Stanów będzie teraz Roda słuchać, ale nawet jeśli, to jest to skok najwyższej próby. Numery są proste, ultra przebojowe, refreny niosą jak mało co, co w soft/klasycznym rocku w ostatnich latach zdarzało się nieczęsto.

I jasne, że nie jest to granie młodzieżowe, że nowych fanów się Rod nie dorobi, ale przecież w tym wieku ciężko się z koniem kopać. Istotne to, że nawet jeśli energia jest tu energią emeryta-działkowca, jest jej bardzo dużo. Stewart pławi się w najlepszej tradycji starego amerykańskiego grania dedykowanego przejażdżce samochodem i czuje się w tym doskonale. Wszystko podrasowuje prostymi, szczerymi i konkretnymi tekstami. I to działa. Stara receptura, ale dobra. Kto lubi brzmienia spod znaku Briana Adamsa, czy Dona Henleya, musi mieć „Time” na półce. I basta.

Pojedynkiem gigantów nazwać porównania tych płyt niepodobna, bo jednak Stewart to o wiele cięższa kategoria wagowa, niż Anka. Co faktycznie przy lekturze obu albumów samo się doskonale weryfikuje. Brawo Rod. Paul do poprawki. Choć słuchanie ani jednego, ani drugiego nie boli nic a nic.
Rod Stewart
“Time”
Universal, 2012
8/10

http://www.youtube.com/watch?v=8IRFGc3giPo

Paul Anka „Duets”
SONY
5/10

http://www.youtube.com/watch?v=lQuFreZU-7A

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Nikita - niezalogowany 2013-05-13 09:02:24

    "energia jest tu energią emeryta-działkowca" ........

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do