
Tadeusz Truskolaski, ani podlegli mu urzędnicy nie zamierzają raczej sprawdzać, jak wiele Białystok stracił wizerunkowo na skandalu z budową szaletu miejskiego na wejściu do Parku Planty. A szkoda, bo ci sami politycy z urzędnikami chętnie wskazują na błędy tych, z którymi im politycznie nie po drodze.
Jedno jest absolutnie pewne – tak dużej kompromitacji władz Białegostoku nie było po 1989 roku, jak miało to miejsce w ubiegłym i obecnym roku. Przynajmniej do czasu aż nie został oddany do użytku szalet miejski na wejściu do Parku Planty, który w końcu działa od rozpoczęcia wakacji. Temat tej inwestycji za blisko pół miliona złotych opisywały media w Polsce i za granicą, stawiając jednocześnie – oprócz władz – także całe miasto w złym świetle.
Jak bardzo Białystok stracił na tym wizerunkowo chciał wiedzieć radny Henryk Dębowski. Jeszcze w końcówce czerwca zwrócił się z interpelacją do prezydenta Białegostoku i z pytaniami w tej sprawie. Trudno się temu dziwić. Po pierwsze dlatego, że radni w obowiązkach mają kontrolę prezydenta i podległych mu urzędników. A po drugie z tego względu, że prawie rok trwała mocno swoista „kampania reklamowa” w związku z nieudolną budową szaletu miejskiego na wejściu do Parku Planty.
„W związku z pytaniami mieszkańców kierowanymi do mnie jako radnego bardzo proszę, aby w oparciu o dostępne materiały prasowe i internetowe wycenił Pan ekwiwalent strat finansowych w mediach ogólnopolskich (społecznościowych) i zagranicznych w wyniku: Nieudolnej realizacji inwestycji polegające na budowie szaletu miejskiego za ponad 430 tys. zł w Parku Planty; Konfliktu Miasta Białystok z klubem sportowym Jagiellonią Białystok, który od lat skutecznie promuje Miasto w kraju i zagranicą” – interpelację z takimi pytaniami skierował radny Dębowski do prezydenta Białegostoku.
„Odpowiadając na interpelację z 23 czerwca 2023 r. w sprawie wyceny strat wizerunkowych Miasta Białystok w związku z publikacjami w mediach tradycyjnych i w internecie uprzejmie wyjaśniam, że Pana pismo nie spełnia wymogów formalnych określonych w § 65 oraz § 66 Regulaminu Rady Miasta i zgodnie z zapisami tego regulaminu nie nosi znamion interpelacji. Ponadto informuję, że wyliczanie i dobór metodologii ekwiwalentu reklamowego nie należy do zadań własnych Gminy. Tego typu badania wykonywane są przez komercyjne podmioty gospodarcze specjalizujące się w monitoringu mediów” – to cała treść odpowiedzi, jaką radny Henryk Dębowski otrzymał od sekretarza miasta Krzysztofa Karpieszuka, który udzielał jej z upoważnienia prezydenta Tadeusza Truskolaskiego.
Niezależnie od tego, że nawet podstawowych wyliczeń w tej sprawie mogliby dokonać urzędnicy, to widać wyraźnie, że nikomu w białostockim magistracie nie zależy na tym, aby poznać szkody, jakie zostały poczynione w związku z kuriozalną inwestycją – a w zasadzie z jej wykonaniem. I być może powodem jest to, że okazałoby się, że straty wizerunkowe można byłoby liczyć w milionach złotych. Bo to byłoby polityczne paliwo dla oponentów Tadeusza Truskolaskiego w zbliżającej się kampanii wyborczej.
(Cezarion/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie