Dezinformacja, chaos w komunikacji i co najmniej wątpliwa wysokość opłat za poród rodzinny. Do tego podejrzenie, że nie wszyscy pacjenci traktowani są równo – jedni płacić muszą, inni niekoniecznie. Wojewódzki Szpital Zespolony im. Jędrzeja Śniadeckiego („Śniadecja”) w Białymstoku znalazł sposób, jak dorabiać na pacjentach. Na pewno wszystko jest zgodne z prawem?
75 zł kosztuje tutaj poród rodzinny, a dokładniej – doba obecności męża czy partnera przy rodzącej kobiecie na sali porodowej. Cena zastanawia, bo – zdaniem ekspertów – jest zawyżona, ale taką stawkę ustalił dyrektor placówki w 2013 r.
– Zdecydowałyśmy, że jeśli kwota przekracza 50 zł, to interweniujemy. Naprawdę, obuwie czy fartuch ochronny tyle nie kosztują. W wielu szpitalach te opłaty są minimalne albo w ogóle ich nie ma, więc da się. Wyższe stanowią naruszenie praw pacjenta i są bezprawne, nie odzwierciedlają kosztów, jakie ponosi szpital i mają de facto komercyjny charakter – komentuje Małgorzata Darmas, prawniczka z Fundacji Rodzić po Ludzku.
Dodaje przy tym, że jakiekolwiek należności – i to jedynie z tytułu kosztów dodatkowej opieki pielęgnacyjnej nad pacjentką – mogą być pobierane przez szpital jako rekompensata ewentualnych nakładów na realizację tego prawa. Ale stawki, które w myśl przepisów ustawy podlegają rekompensacie, nie mogą być dowolne. Oznacza to, iż powinny realnie odpowiadać faktycznemu nakładowi pieniężnemu podmiotu leczniczego, związanemu z obecnością wskazanej przez pacjentkę osoby.
Sprawdziliśmy, jak wygląda sytuacja w innych szpitalach. Z informacji, jakie przekazują one Fundacji, a następnie publikowane są na portalu gdzierodzic.info, wynika, że dziesiątki z nich nie pobiera żadnej opłaty. Np. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Legnicy ustalił ją na 30 zł, ale uiszcza się ją dobrowolnie. Inny przykład: Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu. Tutaj nie żąda się żadnych pieniędzy. Podobnie jak w szpitalu w Przasnyszu w województwie mazowieckim, Bielsku Podlaskim, Hajnówce, Mońkach itd. Trudno więc zgodzić się z tak wysoką wartością w Białymstoku, gdzie zarobki mieszkańców należą do najniższych w kraju.
– U nas tak zwane porody rodzinne są za darmo. To nic nie kosztuje – potwierdza także Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka prasowa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Trzeba podkreślić, że pobieranie opłat przez szpitale jest częściowo regulowane prawem. Zgodnie bowiem z art. 35 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, to pacjent ponosi koszty realizacji prawa do dodatkowej opieki pielęgnacyjnej.
– Podkreślę jednak, że przepisy przewidują jedynie możliwość pobierania opłaty rekompensującej poniesione przez szpital koszty, związane np. z udostępnieniem odzieży ochronnej, zużyciem mediów, udostępnieniem łazienki, pomieszczenia socjalnego w celu przygotowania posiłku. Nie przewidują natomiast możliwości pobierania opłaty za samą obecność męża lub innej osoby bliskiej przy pacjentce w czasie porodu. Wysokość takiej opłaty ustala kierownik podmiotu leczniczego, uwzględniając rzeczywiste poniesione koszty – wyjaśnia Krystyna Kozłowska, Rzecznik Praw Pacjenta. – Kierownik szpitala powinien określić, jakie usługi i inne elementy składają się na wysokość tej opłaty, a taka informacja powinna być udostępniona w sposób umożliwiający pacjentom zapoznanie się z nią. Niezależnie od powyższego chciałabym wskazać, że kierownik podmiotu leczniczego ma możliwość odstąpienia od pobierania opłaty, zdecydować o jej umorzeniu lub rozłożyć opłatę na raty. W przypadku braku możliwości pokrycia kosztów dodatkowej opieki pielęgnacyjnej warto zwrócić się z takim wnioskiem do kierownika szpitala.
– Opłata ta powinna odpowiadać rzeczywistym kosztom pobytu ojca dziecka przy rodzącej kobiecie, a nie być sposobem na dodatkowy dochód szpitala – wtóruje Adam Dębski, rzecznik Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ.
W takim samym tonie kwestie odpłatności tłumaczy nam Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, do którego również zwróciliśmy się z prośbą o komentarz.
Problemem jest to, że szpital wojewódzki w Białymstoku nigdzie nie informuje, co składa się na kwotę 75 zł, o czym wspomina powyżej Rzecznik Praw Pacjenta. A jeśli informuje, to w sobie wiadomym miejscu. Na pewno szczegółów nie zna większość personelu oddziału położniczego, prócz formułki o 75 zł. Treść zarządzenia dyrekcji jest co prawda dostępna na stronie internetowej szpitala, ale samo znalezienie dokumentu przez osobę niezorientowaną graniczy z cudem. Ogłoszenie wywieszone jest za to na drzwiach oddziału porodowego. W treści można przeczytać jedynie, że jest to opłata za pobyt osoby bliskiej podczas porodu za dzień pobytu. Ani słowa o częściach składowych.
Szpital nie chciał oficjalnie odpowiedzieć na zadane przez nas szczegółowe pytania, co składa się na wspomnianą kwotę, mimo że prośbę drogą mailową kierowaliśmy dwukrotnie. Jest jednak szansa na wywiad z dyrektorką, być może w przyszłym tygodniu. Zgodnie z odpowiedzią sekretariatu, postaramy się umówić na spotkanie w najbliższy piątek telefonicznie. O tym, jak wygląda komunikacja elektroniczna ze szpitalem wojewódzkim, przeczytać można w felietonie TUTAJ.
Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego, który jest organem nadzorującym „Śniadecję”, problemów z komunikacją już nie ma. Pełniąca obowiązki rzecznika prasowego Urszula Arter wskazuje, że o pobieraniu opłat w szpitalu wojewódzkim w Białymstoku osoby uprawnione do udzielania informacji wiedzieć i informować powinny.
Tyle, że nie wiedzą. W maju dzwoniliśmy pod nr centrali oddziału ginekologiczno-położniczego. Spytaliśmy, ile kosztuje obecność ojca dziecka przy porodzie. Usłyszeliśmy, że nic. Na wszelki wypadek przełączono nas także do dyżurki położnych. Tam też powiedziano to samo. Kilka dni później zadzwoniliśmy do sekretariatu oddziału. Tutaj już okazało się, że opłaty jednak są – 3,15 zł za godzinę pobytu. Żeby tego było mało, położne ze szkoły rodzenia przy ulicy Bukowskiego w Białymstoku mówią ciężarnym podczas zajęć, że od niektórych osób opłaty są pobierane, od innych nie. I faktycznie. Skontaktowaliśmy się z białostoczanką, panią Joanną (nazwisko do wiadomości redakcji), która rodziła wraz z partnerem pod koniec kwietnia tego roku. Nie zapłacili ani grosza. Być może dlatego, że kobieta wraz z dzieckiem wypisani zostali w niedzielę i rachunku nie miał kto dostarczyć, bo w weekend osoby odpowiedzialne za to mają wolne.
– Kuriozalny jest ten chaos informacyjny: raz tak, raz tak. Nie może być tak, że nie ma jasnych, jednoznacznych zasad. Jedni płacą inni nie, raz pan się dowiaduje że nie ma opłat, za chwilę że są. To powoduje, że osoba która by chciała towarzyszyć przy porodzie jest kompletnie zdezorientowana, a taka para czy rodząca wraz z osobą towarzyszącą zamiast móc się skupić na tak ważnym momencie, jakim jest poród, musi się martwić, czy szpital potem ich nie obciąży jakimiś wysokimi kosztami, bo na przykład osoba towarzysząca długo przebywała wraz z rodzącą – wskazuje prawniczka z Fundacji Rodzić po Ludzku.
Urszula Arter z urzędu marszałkowskiego bez problemu udostępniła nam części składowe, jakie wchodzą w 75 zł obowiązujących w „Śniadecji”, a ściślej – w koszt godziny pobytu:
– sprzęt jednorazowy – 0,14 zł,
– materiały do remontów, konserwacji, sterylizacji środki czystości – 0,02 zł,
– konserwacja i naprawa sprzętu – 0,3 zł,
– energia elektryczna – 0,24 zł,
– energia cieplna – 0,2 zł,
– woda – 0,04 zł,
– konserwacja i naprawa maszyn i urządzeń – 0,02 zł,
– wywóz nieczystości – 0,09 zł,
– usługi porządkowe – 0,58 zł,
– usługi pralnicze – 0,12 zł,
– podatek od nieruchomości – 0,02 zł,
– amortyzacja – 0,13 zł,
– koszty administracji, usługi pocztowe, łączności – 0,86 zł,
– koszty zarządu – 0,37 zł, – razem – 3,13 zł.
Nie sposób nie zauważyć, że 3,13 x 24 daje 75,12 zł. I choć to tylko kilkanaście groszy, pojawia się pytanie, w jaki sposób ostatecznie odbywa się księgowanie w szpitalu: 75 zł czy 75,12 zł?
– Powtarzam, koszty powinny być rzeczywiste i niezbędne dla pokrycia pobytu osoby towarzyszącej na oddziale. Niektóre z tych punktów budzą, powiedzmy, poważne wątpliwości – podkreśla Małgorzata Darmas.
Fundacja Rodzić po Ludzku w najbliższym czasie będzie interweniowała w sprawie – zdaniem jej przedstawicieli – zawyżonej opłaty w białostockim szpitalu.
Słowo od autora – Piotr Walczak:
Zainteresowałem się sprawą opłat w szpitalu wojewódzkim, gdyż niedawno sam uczestniczyłem w porodzie swojego dziecka. Absolutnie nie jest to jednak jakaś moja prywatna batalia z tą placówką. Urzędnicy wystawili mi paragon na kilkanaście złotych, który bez problemu zapłaciłem. Rozumiem rodziców, którzy płacą, bo są szczęśliwi z narodzenia zdrowego dziecka. Potem nic już nie jest ważne, tylko rodzina. Ale jako dziennikarz nie mam już takich sentymentów. Jeśli szpital chce być praworządny, to niech będzie od początku do końca i uczciwie liczy każdą złotówkę. Przez kilka godzin siedziałem na krześle w sali porodowej i jedynie dwa razy skorzystałem z ubikacji. Dostałem też jednorazowy, poszarpany fartuch, który wcześniej noszony był przez kilku innych mężczyzn.Nawet obuwie ochronne czy na zmianę ojcowie do białostockiej placówki przynoszą we własnym zakresie. Takie są fakty. A ubikacja tańsza jest na dworcu PKP. Pytam więc: za jakie usługi pralnicze czy pocztowe zapłaciłem. Co mają oznaczać koszty amortyzacji, zarządu czy energii cieplnej na przełomie maja i czerwca? Czy faktycznie szpital poniósł w związku z moją obecnością takie koszty? Czy gdyby mnie nie było, sala nie zostałaby sprzątnięta? Bardzo wątpliwe. Konserwacja i naprawa sprzętu, to jak rozumiem konserwacja krzesła albo fotela. Konserwacji i naprawy maszyn i urządzeń w związku z moim pobytem kompletnie już nie rozumiem. Prawdopodobnie nikt o to do tej pory nie pytał, dlatego jest jak jest – ciche przyzwolenie na absurdy służby zdrowia. Nie neguję pobierania uzasadnionych opłat, ale kto bogatemu zabroni ciągnąć więcej? Jak się okazuje, przeciętny Kowalski będzie musiał sporo się napocić, aby dowiedzieć się, jakie są części składowe wspominanych 75 zł. Rzeczniczka marszałka województwa odpisuje, że „nie ma konieczności (zgodnie z zapisami obowiązującego prawa), aby wyszczególniać przy tego rodzaju „opłacie” jej składowe, zwłaszcza że są one naliczane proporcjonalnie do czasu pobyty osoby bliskiej na bloku (czas liczony w godzinach). Jednak każdy zainteresowany – zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej – na złożone zapytanie otrzyma szczegółową odpowiedź.” Tylko kto po urodzeniu dziecka ma głowę do tego, aby składać oficjalne zapytania? Podkreślam raz jeszcze, że powyższy artykuł nie jest o tym, czy jakiekolwiek opłaty powinno się pobierać, czy nie. Choć jak wskazują przykłady – da się tego uniknąć. Przy okazji: jedna z położnych szpitala wojewódzkiego (jej dane do mojej wiadomości) zapytała mnie podczas rozmowy o kosztach pobytu retorycznie, czy przyszedłem do szpitala wypić kawkę i powąchać kwiatki, czy wesprzeć pacjenta. Z ironicznym uśmiechem nie chciała niekulturalnie skomentować „wymysłów kogoś na stołku”. A szpital dorabia sobie dalej…
Komentarz, Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska, red. naczelna DDB: Można zrozumieć trudną sytuację finansową wielu placówek medycznych w Polsce, Można ją zrozumieć także w Białymstoku. Ale to nie zmienia faktu, że płacimy składki na ubezpieczenie, płacimy podatki na utrzymanie placówek medycznych i z tych pieniędzy powinien się szpital utrzymać. Zdzieranie najdrobniejszych kwot z obywateli przy każdej możliwej okazji jest zwyczajnie obrzydliwe. W tej sytuacji najbardziej kuriozalne jest to, że dzięki temu, iż na oddziale wraz z rodzącą przebywa ojciec dziecka – odciąża on przecież w obowiązkach służbowych zatrudniony tam personel. Może w związku z tym, taki przyszły tatuś, powinien wystawić fakturę za usługi, które świadczy na rzecz opieki medycznej? Jeśli zaś ojciec dziecka lub inna osoba, która towarzyszy rodzącej na oddziale ma płacić, to nie widzę powodu, dla którego nie miałaby płacić także osoba, jaka opiekuje się chorym na przykład na onkologii, na kardiologii, na oddziałach, które leczą po udarach, wylewach i na wszelkich innych oddziałach. Tam też są jakieś krzesła, jakieś osoby sprzątające, jakiś sprzęt, fartuchy i Bóg wie co jeszcze. Przez takie sytuacje dochodzimy do granic absurdu. I nie chodzi tu o kilka czy kilkadziesiąt złotych, ale o zasady i zdroworozsądkowe myślenie. Gdybym to ja towarzyszyła komukolwiek przy porodzie, to zapewniam, że szpital szybko otrzymałby fakturę do opłacenia za moje usługi względem pacjentki, którą się opiekowałam w czasie jej pobytu na oddziale porodowym. A skoro cennik można przygotować według własnego uznania… Kij ma zawsze dwa końce.
Komentarze opinie