Właśnie zaczyna się szał zakupów. Niektóre sklepy przyciągają klientów nie tylko promocjami niższych cen, ale także wyprzedażami. Sprzedawcy w ten sposób chcą najczęściej uniknąć reklamacji lub zwrotów. Ale nic z tego, bo kupiony towar, to towar.
Nie jest żadną tajemnicą, że przed świętami udziela nam się gorączka zakupów. Pisaliśmy niedawno o tym, że niektórzy nawet biorą pożyczki lub kredyty, aby tylko móc dorównać standardowi sprzed roku lub sprzed kilku lat. Tymczasem najczęściej okazuje się, że w Święta Bożego Narodzenia wydajemy masę pieniędzy zupełnie niepotrzebnie. Raz – na jedzenie, które często finalnie i tak ląduje w śmietniku. Dwa – na prezenty, których nikt nie chce.
I właśnie o te prezenty idzie. Sprzedawcy kuszą nas obecnie wyprzedażami. Tradycją jest, że towar zakupiony z wyprzedaży klasyfikowany jest jako ten, którego zwrócić nie można. Mało tego, część sprzedawców podkreśla, że nie może być nawet reklamowany w razie uszkodzenia. To nieprawda. Bo w tym względzie prawo chroni konsumenta tak samo jak przy zakupie w normalnym trybie. Warto zapamiętać, że konsument ma pełne prawo do reklamacji i nie można go ograniczać. Jeśli przedmiot był z końcówki serii i sklep nie może wymienić towaru, ani go naprawić, to powinien zwrócić nam pieniądze.
Wyjątkiem w tej sytuacji jest tylko to, że jeśli coś było przecenione z powodu konkretnej wady – wówczas nie podlega reklamacji z powodu tej wady. Ale jeśli zauważymy inne wady, niewymienione wcześniej, towar można już zwrócić bez zbędnego tłumaczenia. Tak samo jak w każdym innym przypadku reklamacja musi zostać rozpatrzona w terminie 14 dni.
Komentarze opinie