
Śledztwa w sprawie tragedii przy ulicy Kasztanowej w Białymstoku jeszcze nie zakończono, ale w tej sprawie wiadomo jest coraz więcej. Między innymi to, że rodzina miała założoną na Policji „niebieską kartę”, zaś podejrzany o całą tragedię mężczyzna miał prokuratorski zakaz zbliżania się do swojej rodziny.
Mieszkańcy okolicznych domów, ale także białostoczanie z innych dzielnic, są wstrząśnięci tragedią, do której doszło w miniony poniedziałek przy ulicy Kasztanowej. Doszło tam bowiem do wybuchu gazu w domu jednorodzinnym, a sam wybuch był tak potężny, że na zewnątrz wyleciały okna i drzwi. Szybko okazało się, że wcześniej, zanim doszło do wybuchu, wewnątrz rozegrała się tragedia.
- Mamy tu najprawdopodobniej do czynienia z samobójstwem rozszerzonym. Zarówno 10-letnia dziewczynka, jak i matka (40 lat) i babcia (72 lata) miały rany cięte od ostrego narzędzia. Na ich ciele były też obrażenia świadczące o tym, że te osoby wcześniej broniły się przed napastnikiem. Kiedy mężczyzna (47 lat) został wyniesiony z tego domu, na jego szyi była zaciśnięta pętla wisielcza – poinformował rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, podinsp. Tomasz Krupa.
Szybko okazało się, że w rodzinie, która zginęła w tak tragicznych okolicznościach, nie działo się dobrze, wiedzieli sąsiedzi. Dochodziło tam bowiem do kłótni i awantur, a przez ojca i męża stosowana była także przemoc fizyczna wobec pozostałych osób. Mężczyzna odgrażał się, że wszystkich pozabija i wysadzi dom w powietrze. Ale o tym wiedzieli także policjanci. Przynajmniej ci, którzy interweniowali tylko jeden raz w końcówce maja tego roku. I to wówczas została założona niebieska karta, ale wcześniej doszło do zatrzymania agresora.
- Jak ustalili policjanci, do pierwszej i jedynej zresztą interwencji w tym domu doszło 30 maja. To była interwencja związana ze stosowaniem przemocy przez mężczyznę wobec członków rodziny. Ten mężczyzna, wtedy w maju, został przez policjantów zatrzymany. Policjanci od razu po tej interwencji sporządzili niebieską kartę i zaczęli sami zbierać materiał dowodowy w związku z wszczętym przez siebie postępowaniem znęcania się mężczyzny nad swoją rodziną – przekazał podinsp. Tomasz Krupa.
Postępowanie ze strony Policji zakończyło się w lipcu tego roku skierowaniem sprawy do sądu. Mężczyzna już wówczas usłyszał zarzuty dotyczące znęcania się nad rodziną. Od tamtej pory rodzina też pozostawała pod opieką dzielnicowego. W międzyczasie Prokurator zastosował wobec agresora środki zapobiegawcze w postaci zakazu zbliżania się do członków swojej rodziny. Miał też zakaz kontaktowania się.
- Z ustaleń dzielnicowego, który kontaktował się z tą rodziną, nie wynikało, że ten mężczyzna zbliżał się do swojej rodziny. Nie było też żadnych informacji, by w jakikolwiek inny sposób nękał swoich bliskich. Aż do wczoraj. Cały materiał w tej sprawie jest gromadzony, ponieważ mężczyzna stawiał się regularnie na dozory Policji. Wszystko zostanie przekazane do Prokuratury – wyjaśnia rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Z tej rodziny ocalała jedynie dorosła córka (22 lata). W momencie tragedii przebywała bowiem poza domem. Od razu została jej udzielona pomoc psychologiczna. Dom w dalszym ciągu jest zabezpieczany przez Policję. Otwory w oknach i drzwiach po wybuchu zostały zakryte drewnianymi płytami i nikt nie ma możliwości dostać się do środka.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: podlaska.policja.gov.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie