
Wojna na Ukrainie daje się we znaki również polskim firmom. To prawda, że jednym mniej, innym bardziej, ale nawet pośrednio obrywamy wszyscy. Zapytaliśmy przedstawicieli kilku przedsiębiorstw jak widzą wpływ rosyjskiej inwazji na prowadzony biznes.
Kierunek wschodni stanowił około 40 procent naszego eksportu. Wszystko zawaliło się jednego dnia. Straciliśmy rynek zbytu, a przy tym też i nasze wyroby, które tam się znajdowały. Będzie źle, jeżeli ta wojna będzie trwała. Już wręczamy wypowiedzenia sporej grupie podlaskich pracowników, bo rynek polski i zachodni nie zrekompensuje nam strat - mówi jeden z działających w Podlaskiem przedsiębiorców z branży przemysłowej. Nie podamy nazwy firmy ani nie przybliżymy o jaki sektor konkretnie chodzi, ale jeśli już mowa o redukcji etatów, to kilkudziesięciu na początek.
Krzysztof Kamiński, prezes prezesem Grupy Alnea z województwa warmińsko - mazurskiego, już na początku marca w rozmowie z naszą redakcją zwracał uwagę, że nasza gospodarka obrywa bardzo mocno i utraciła kolejne łańcuchy dostaw.
Mało kto wie, ale Ukraina i Rosja to duzi producenci stali. W ostatnich dniach nasze wszystkie zamówienia na stal konstrukcyjną zostały anulowane. Dostawcy stali nie przyjmują zamówień. To nie jest utrudnienie w bieżącej działalności, ale dramatyczne załamanie się pewnych obszarów. To samo dotyczy węgla, którego w składach zaczyna brakować. Jest kwestią czasu, że brakujące dobra zaczną do nas płynąć z innych części globu, ale teraz nasza gospodarka będzie przechodzić szok. Musimy to przetrwać. Po pierwsze dlatego, że nie mamy wyjścia, a po drugie: bo czas najwyższy uniezależnić się od Rosji - tłumaczył Kamiński.
I właśnie kwestię stali podnosi też Mariusz Dąbrowski, prezes Cynkometu z Czarnej Białostockiej. Wskazuje jednak, że rynki wschodnie dla tej firmy nigdy nie były targetem, więc wojna na Ukrainie nie przełoży się bezpośrednio na obroty spółki, ale...
Sytuacja jest jednak krytyczna, dynamiczna. Na rynku panuje panika, rośnie inflacja, drożeją waluty i paliwo, co jeszcze bardziej pogłębi problemy z dostępnością i ceną surowców, materiałów, komponentów, a przede wszystkim - stali. Jeśli taka tendencja w gospodarce się utrzyma, wszyscy będziemy klepać biedę bez wojny - komentuje Mariusz Dąbrowski.
Z kolei szef białostockiego Promotechu Marek Siergiej twierdzi, że sytuacja za naszą wschodnią granicą na szczęście nie wpłynie znacząco na działalność spółki.
Możemy stracić maksymalnie 10 procent obrotów - uważa Siergiej. - Na razie musieliśmy wstrzymać naszą współpracę z dealerem białoruskim, który sprzedaje nasze narzędzia także na rynku rosyjskim. Już daje się odczuć podnoszenie cen materiałów i surowców, a wojna jeszcze pogłębi ten kryzys.
Tymczasem dla Promotechu 2021 był rokiem najwyższej sprzedaży w historii firmy - przychody sięgnęły poziomu 73 mln zł. Z tym że galopująca inflacja, napędzana wzrostem cen energii - gazu i prądu - jest obecnie głównym zagrożeniem dla przedsiębiorstwa, mimo posiadanych zapasów. Wzrosty są bowiem rekordowe i wyższe rok do roku nawet o 40 proc. Inflacja generuje nie tylko ogromną presję na wzrost płac, ale też na wzrost cen zaopatrzeniowych, który bywa dwucyfrowy. Dlatego uruchomiony został już program szukania oszczędności wewnątrz firmy.
Jak poinformował Zakład Ubezpieczeń Społecznych, płatnicy składek, którzy w związku z wojną w Ukrainie mają trudności z terminowym opłaceniem składek na ubezpieczenia, mogą skorzystać z pomocy w spłacie należności. Chodzi m.in. o odroczenie terminu płatności składek lub rozłożenie ich na raty. W wyjątkowych przypadkach, po spełnieniu określonych warunków, składki mogą być także umarzane.
(Piotr Walczak / Foto: pixabay.com)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie