Władze Białegostoku na potęgę przekazują tereny pod budownictwo mieszkaniowe. Ale nikt raczej się nie zastanawia kto będzie mieszkał w blokach za kilka lub kilkanaście lat. Nawet dziś sporo mieszkań stoi pustych.
O co chodzi? Dlaczego taka teza? Bardzo prosta – niż demograficzny. Nasze państwo, również miasto w najbliższych latach będzie traciło na mieszkańcach. Będzie mniej rodzin, bo ludzi do ich zakładania też będzie mniej. Niektórzy prowadzący działalność biznesową opartą na usługach dla ludności raczej się zagalopowali w tym, co robią. Tak było między innymi z prywatnymi uczelniami.
I od nich właśnie wiele się zaczyna. Kiedy kilka lat temu studenci okupowali wszelkie kierunki na państwowych uczelniach, łatwo było tworzyć prywatne, chętni zawsze się znaleźli. Pęd do posiadania wyższego wykształcenia i mit dobrych zarobków gnał każdego bez opamiętania na dowolny kierunek studiów. Czy uczelnie kształciły dobrze? Raczej niekoniecznie, ponieważ do teraz pracodawcy narzekają na niewystarczającą wiedzę i umiejętności absolwentów. Za kilka lat będzie jeszcze gorzej. Bo dziś uczelnie kuszą wszystkim, aby tylko ktoś zechciał przyjść w ich mury.
Jeszcze do niedawna osoby wynajmujące mieszkania mogły sobie wybierać, kogo przyjmą na stancję, komu wynajmą mieszkanie. Dziś coraz częściej schodzi się z ceny, żeby złapać kogoś, kto będzie w ogóle chciał zamieszkać. Może jeszcze tragedii nie ma, ale niebawem rynek nieruchomości zostanie gwałtownie zahamowany. Część studentów, którzy ukończą lepsze lub gorsze uczelnie, wyjedzie stąd. Nie chodzi już tylko o brak miejsc pracy. Chodzi również o konieczność opieki nad rodzicami lub dziadkami w rodzinnej miejscowości. Tam również zostają domy lub mieszkania, które będą stały puste, kiedy w Białymstoku trzeba by było płacić kredyty lub wysokie opłaty za wynajem. W kilku miejscowościach już jest to widoczne. Między innymi w Grajewie, w Rajgrodzie, Sokółce a nawet w Siemiatyczach. Ciężko jest znaleźć chętnych do wynajęcia powierzchni handlowej, biurowej, podobnie jest z mieszkaniówką. Za kilka lat to samo czeka Białystok.
Deweloperzy być może wiedzą, że jest to ostatni dzwonek, aby budować i sprzedawać, zanim jeszcze są chętni. Ale chętnych mimo wszystko jest coraz mniej. Ludzie się przenoszą do nowego budownictwa, stare zostaje w nadziei znalezienia kogoś na stancję. Część osób chce sprzedać używane mieszkania, ale chętnych na ich zakup zwyczajnie nie ma. A przynajmniej jest niewielu. To potwierdzi niemal każde biuro nieruchomości.
Czy Białystok stać na takie postępowanie, aby świadomie przekazywać tereny deweloperom, którzy bardzo często stawiają klocki, bez składu i ładu aby tylko zapchać metry kwadratowe? Czy nie lepiej skupić się na tworzeniu terenów inwestycyjnych, rozwijaniu drobnej przedsiębiorczości? Wówczas byłaby szansa, że więcej ludzi tu przyjedzie, niż wyjedzie. Będzie miało z czego się utrzymać, być może zabrać do Białegostoku starszego rodzica, zaopiekować się nim na miejscu, bo będzie sens takiego postępowania. Nasze miasto zdaje się ciągle nie patrzeć do przodu, analizować tego, co się dzieje i przewidywać skutków zwykłej demografii.
Komentarze opinie