Sezon rowerowy będzie pomału dobiegał końca, a tymczasem piesi nadal nie ogarnęli tematu istnienia ścieżek rowerowych. Każdego dnia trzeba przeganiać dziesiątki, jeśli nie setki osób. Czy w ogóle kiedyś piesi nauczą się, że chodzić należy po chodniku, a nie po ścieżce dla rowerów?
Wystarczy około 15 minutowy spacer ulicami Białegostoku by zobaczyć, że mieszkańcy naszego miasta ciągle nie wiedzą czym się różni ścieżka rowerowa od chodnika. Mimo, że ulicami naszego miasta jeździ coraz więcej cyklistów, problem pozostaje problemem. Co ciekawe nawet osoby, które korzystają ze ścieżek rowerowych, kiedy idą pieszo, zapominają już, że utrudniają drogę tym, którzy właśnie jadą rowerem.
- Ale tu jest dużo miejsca. A co wyminąć nie można? Miejsca za mało? Bez przesady – mówi nam Paulina Grodzka.
Ale kiedy zapytaliśmy Paulinę czy drażni ją, kiedy widzi ludzi na ścieżce, gdy jedzie rowerem. Dziewczyna gubi się i mówi tak.
- No trochę to może denerwować. Ale wszystko dlatego, że są złe oznaczenia i ich nie widać – tłumaczy.
To nieprawda. Ścieżki i chodniki są oznaczone i to dość wyraźnie. Każda ścieżka oznaczona jest nie tylko znakiem drogowym, ale także ma namalowane oznakowania poziome na asfalcie lub kostce brukowej. Na dodatek, niektóre ścieżki różnią się kolorem od chodników. Jak widać, dla części osób i to nie wystarcza.
Na dowolnej ścieżce rowerowej spotkamy nawet całe rodziny z dziećmi. Jeśli wierzyć rowerzystom, najbardziej denerwujące są matki z wózkami. One potrafią nawet powiedzieć kilka niemiłych słów, chociaż pretensje powinny mieć przede wszystkim do siebie. Same wchodzą na ścieżkę, choć obok biegnie chodnik i jeszcze mają czelność zwracać uwagę w niewybredny sposób jadącym prawidłowo rowerzystom.
- W sobotę jedna mamusia mi puściła taką wiązankę, że myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Powiedziała, że rowerem to sobie mogę jeździć gdzie indziej i stwarzam tylko zagrożenie dla jej dziecka. No to się zatrzymałem, pokazałem jej palcem namalowany znak na ścieżce, że tędy mam prawo jechać tylko ja i że to ona stwarza zagrożenie i dla mnie i dla swojego dziecka. Potem powiedziałem, że jak jej mało atrakcji, to powinna z tym wózkiem po szosie spacerować. Na pewno adrenalina skoczy, skoro jej brakuje – powiedział nam Marek Lewczuk.
Nie wiadomo w jaki sposób można by było przemówić do rozsądku osobom, które notorycznie wchodzą tam, gdzie być ich nie powinno. Niektórzy na nasze sugestie, że właśnie zajmują drogę rowerom schodziło ze ścieżki. Ale inni jak zwykle wiedzieli lepiej, co można, a czego nie można.
- Nie macie co robić? Zajęlibyście się poważnymi sprawami, a nie bzdurami. Jak będzie ktoś jechał to zejdę, albo mnie wyminie. Będę sobie chodził, gdzie i jak będę chciał – powiedział nam młody człowiek, któremu zwróciliśmy uwagę.
Być może będzie sobie chodził jak i gdzie będzie chciał, ale zapewne do czasu, aż zapłaci mandat. Przypominamy kolejny raz, że droga dla rowerów jest po to, aby jeździły tam rowery. Zaś piesi, których policja lub straż miejska zastanie na ścieżce mogą zapłacić nawet 200 złotych. Być może to ostudzi emocje i uruchomi myślenie.
Komentarze opinie