Ten kwiatek to drobna sprawa. Nie kosztował kolejnych setek tysięcy, nie trzeba było robić przetargów, ani zamykać ulicy z powodu remontów, ale zmienił bardzo wiele. Możliwe, że zapoczątkował pewne zmiany w Białymstoku. Popatrzeć jak neon zapali się zielono – żółtym światłem przyszło ponad 100 osób.
Kwiatek miał zaświecić i zaświecił. Patrzyło na to ponad 100 osób zgromadzonych na placu przed kwiaciarnią „Żonkil”. Możliwe, że to mała rzecz dla przeciętnego zjadacza chleba, jednak ten neon może być przyczynkiem do zmian w mieście i to dość sporych. My byliśmy na miejscu i obserwowaliśmy reakcje ludzi. Cieszyli się ogromnie, kiedy neon zapalił się jeden raz, później drugi, trzeci i kolejne razy.
Możliwe, że ktoś nie dostrzega, że urok w tym neonie jednak jest. Natomiast czym innym jest jego wymiar społeczny. Zwłaszcza to, że neon udało się ożywić. Wczorajszy wieczór upłynął wśród wielu mieszkańców Białegostoku pod znakiem świecącego kwiatka na portalu społecznościowym Facebook. Ludzie chętnie „lajkowali” zdjęcia i filmiki, które trafiały do sieci jeden za drugim. W czym tkwi magia? Najprawdopodobniej w tym, że pierwszy raz od wielu lat udało się coś zrobić w przestrzeni publicznej bez przecinania wstęgi, w miłej atmosferze i bez bufonady. Już od dawna brakowało takiej luźnej atmosfery, bez tego całego nadęcia i przemów, których nikt nie pamięta po dwóch minutach.
- To jest mały przykład, ale pokazaliśmy że społeczność jeśli się zbierze – ma moc i siłę. Właśnie ta siła i moc jest w rękach zwykłych ludzi. I dobrze wiem, że gdybyśmy to robili oficjalnie z urzędami, papierkami, to trwałoby to wszystko przynajmniej rok – powiedział nam Mateusz Tymura, jeden z pomysłodawców ożywienia neonu nad kwiaciarnią „Żonkil”.
Właśnie tę siłę i moc dało się odczuć wczoraj na niewielkim skrawku ziemi. Przyszli tam ludzie, którym naprawdę leżało na sercu to, jak będzie wyglądało nasze miasto, jakim chcemy je widzieć. W tym przypadku nikt za nikogo nie decydował, nie uszczęśliwiał na siłę decyzjami. Nie spotkaliśmy ani jednej osoby, która zaprotestowałaby przeciwko remontowi neonu, albo nie zgadzała się na jego odpalenie. Obyło się bez pokazówki i silenia się na prospołeczną postawę. Ludzie byli ze sobą razem, bo zwyczajnie chcieli ze sobą być. Mimo, że padał deszcz, a chłodny wiatr szczypał w ręce i policzki.
- Nie pomyślałbym, że to może być coś takiego fajnego. Nie potrafię wyjaśnić, ale ta akcja jest takim pozytywnym zrywem ludzi. Po prostu człowiek chce tu być i czuje, że to jego miasto, że zrobiliśmy coś sami – mówił nam wczoraj Jarosław.
- Chciałam tu być. Ten neon to część historii naszego miasta. Proszę zobaczyć, tu nie ma nikogo z władz, są po prostu ludzie i cieszą się. Ja też się bardzo cieszę. Strasznie pozytywna akcja – powiedziała nam Urszula.
To nie do końca prawda, ponieważ przedstawiciele świata polityki byli na miejscu. Przed kwiaciarnią „Żonkil” pojawił się poseł Aleksander Sosna oraz kilku radnych miejskich. Stali ze wszystkimi i bili brawa. Ale stali razem z ludźmi w tłumie, nikt nie pchał się do mikrofonu, nie wchodził na scenę. Tak już dawno nie było w Białymstoku.
Warto wspomnieć, że drobnych i większych wpłat na odrestaurowanie neonu dokonywały różne osoby. W sumie wpłacających było ponad 200 osób. W krótkim czasie udało się zebrać ponad 10 tysięcy złotych na portalu crowdfundingowym. W tej sprawie zresztą było ogromne wsparcie mediów. I co ciekawe, odpalenie neonu po latach, relacjonowały chyba wszystkie białostockie redakcje. Nie zabrakło też osób prywatnych, które chciały dla siebie uwiecznić ten wyjątkowy moment.
- Przede wszystkim wielkie i przeogromne podziękowania wszystkim, którzy zdecydowali się nas wesprzeć. Mówię tu o białostoczanach, naszych koleżankach, kolegach, wszystkich ludziach naprawdę dobrej woli. Bardzo dobry odbiór akcji społecznościowej i cóż, dzięki wszystkim jeszcze raz – podsumował Radosław Puśko, kolejny z aktywistów zaangażowany w odrestaurowanie neonu.
Za kilka tygodni na murach budynku, obok migoczącego kwiatka ma jeszcze zaświecić napis „Żonkil”. W akcji na portalu polakpotrafi.pl udało się bowiem zebrać więcej niż było potrzeba. Zatem okazało się, że jeszcze wystarczy na drugą część zabytkowego neonu. I chyba nie będzie przesadą powiedzieć, że miasto pomału wraca w ręce mieszkańców, którzy chcą je widzieć po swojemu. Na razie z neonami…
Komentarze opinie