Prokuratura jeszcze nie podstawiła żadnych zarzutów odwołanej dyrektorce Domu Pomocy Społecznej z Baranowickiej. Wciąż trwa postępowanie sprawdzające. Ale do sprawy zostało włączone kolejne śledztwo.
Sytuacja w białostockim Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Baranowickiej mocno rozgrzała dyskusje w środowisku pracowników pomocy społecznej w Białymstoku. Jak mówią nam pracownicy placówki – czują ulgę po odejściu dyrektorki, ale wciąż jest strach się odezwać publicznie i opowiedzieć jaka atmosfera panowała tam długie lata. Nie chcą wciąż wypowiadać się pod własnym nazwiskiem, ale podają nowe fakty, którymi najwyraźniej powinna się zająć prokuratura.
- Mieliśmy taki festiwal, który odbywał się w Teatrze Lalek. Pieniądze na ten cel pochodziły ze Stowarzyszenia „Otwierajmy serca”. I te pieniądze dyrektorka też zdefraudowała. Słów brakuje na opisanie tego jak się czujemy – my ludzie – którym zależało na opiece nad chorymi – mówi nam jedna z pracownic DPS.
- Dyrektorka wydzierała się na nas. To były bardzo przykre wyzwiska. A najgorzej to już było po wyborach do samorządu. Mówiła, że jak już Truskolaski wygrał to nam tu dopiero wszystkim pokaże – mówi inna z osób zatrudnionych w DPS.
Okazało się jednak, że ta wygrana nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wręcz odwrotnie. Prezydent Truskolaski odwołał Ewę Bonarską jeszcze w styczniu tego roku i zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Chodziło o nieprawidłowości finansowe. Nieco mniej enigmatyczna jest Prokuratura Rejonowa – Południe, która powiedziała nam, że chodzi o wyprowadzanie funduszy z kasy domu pomocy społecznej.
- Dochodzenie w sprawie z zawiadomienia Prezydenta Miasta Białegostoku o nieprawidłowościach w prowadzeniu pogotowia kasowego i niedoborach gotówki w Domu Pomocy Społecznej przy ul. Baranowickiej 203 w Białymstoku nie zostało dotąd wszczęte. Ze względu na skąpość zawiadomienia trwają czynności sprawdzające – informuje Marek Winnicki, Prokurator Rejonowy Białystok – Południe.
Zarówno pracownicy jak i rodzice umieszczonych w DPS dzieci mówią nam, że już wcześniej wielokrotnie informowali władze Białegostoku o nieprawidłowościach oraz o atmosferze jaka panowała w tym miejscu. Ale jeszcze tydzień temu rzecznik prasowa Prezydenta Białegostoku przekonywała, że nikt nigdy wcześniej nie informował o mobbingu w placówce, ani o złym traktowaniu pracowników. Tym stwierdzeniem są oburzeni zarówno pracownicy jak i rodzice.
- Była delegacja u pani prezydentowej Przygodzkiej, pisaliśmy też do Rzecznika Praw Dziecka. Nikt nic nie zrobił. Wszyscy wszystko wiedzieli i każdy siedział cicho. A teraz jak sprawa wyszła na jaw, to każdy głupiego udaje. Pozostaje tylko liczyć na to, że prokuratura się dopatrzy tych przewinień, a sąd surowo ukarze potwora, jakim była dyrektorka. Jeszcze tam druga taka sama została. Dlatego dziś nie powiem jak się nazywam, bo znając układy w tym mieście, to jeszcze się okaże, że ona dyrektorem zostanie – mówi nam pracownik DPS z Baranowickiej.
- Jak można tak kłamać. Byliśmy i mówiliśmy, że dzieje się źle. Tu nie chodzi ani o 5 zł, ani o to, że ktoś kogoś brzydko określił. W DPS są bardzo chore dzieci i trzeba mieć trochę wrażliwości. Jako rodzice mówiliśmy co się dzieje. A teraz nikt nic nie wie? Aż strach pomyśleć, co będzie dalej – mówi wzburzona mama osoby umieszczonej w DPS.
Dalej na pewno będzie tak, że trzeba w pierwszej kolejności przeprowadzić postępowanie sprawdzające. Wiadomo już, że do śledztwa włączony został inny wątek, ale Prokurator nie mówi jeszcze dokładnie o co chodzi. W każdym razie, na chwilę obecną, nie będzie badany temat powiązań pracowników DPS, ani Policealnej Szkoły nr 2 Pracowników Medycznych i Społecznych w Białymstoku.
- Trwają czynności sprawdzające. Włączone do nich zostało inne zawiadomienie o podobnych czynach, jednak nie dotyczy ono żadnej szkoły policealnej. Dopiero po zgromadzeniu niezbędnych danych policja podejmie decyzję w przedmiocie przedstawienia zarzutów – mówi Marek Winnicki z Prokuratury Białystok – Południe.
Jednak wątek ze szkołami należałoby zbadać. Wiadomo jest, że pracownicy zwłaszcza Policealnej Szkoły nr 2 Pracowników Medycznych i Społecznych w Białymstoku byli oddelegowani do pracy w DPS na Baranowickiej. Niemniej wciąż nikt nie zdradza, z czyjej kasy szło wynagrodzenie. Wśród osób oddelegowanych była między innymi oskarżona o łapówki dyrektorka tej szkoły, jej syn oraz jak się okazuje partner dyrektorki. Ponadto w DPS pracowało jeszcze kilkanaście innych osób z tej szkoły.
Ale na tym nie koniec. W poniedziałek Ewa Łupińska – dyrektorka z Ośrodka Szkolno Wychowawczego na Antoniuku Fabrycznym złożyła wypowiedzenie w szkole na Ogrodowej, w której pracowała. Zresztą pracowników Ośrodka Szkolno – Wychowawczego w tej szkole było znacznie więcej. Trudno powiedzieć jak zachowają się jeszcze inni nauczyciele pracujący w podobnych szkołach, między innymi w Zespole Szkół Nr 16 w Białymstoku, przy ul. Zwycięstwa czy Zespole Szkół Nr 12 z ulicy Krakowskiej. Na dodatek oni także byli oddelegowani do pracy w DPS na Baranowickiej. Niektórzy z nauczycieli pracowali na niemal trzech etatach – wynika z rozmów przeprowadzonych przez nas z pracownikami DPS oraz szkoły z Ogrodowej.
Obecnie jeszcze czekamy na informacje z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku o tym, w jaki sposób był tam prowadzony nadzór nad placówką, skoro przez tyle czasu nie było żadnych informacji o nieprawidłowościach. W DPS trwa także kontrola Prezydenta Białegostoku. O sprawie będziemy informować na bieżąco.
Komentarze opinie