Sąd Okręgowy potrzebuje nieco więcej czasu by zapoznać się z materiałem dowodowym w sprawie o naruszenie nietykalności cielesnej jednej z pracownic białostockiego magistratu. Oskarżony w tej sprawie klient urzędu miejskiego chce całkowitego oczyszczenia z zarzutów.
Jak informowaliśmy niedawno, sąd rejonowy umorzył postępowanie przeciwko Józefowi Bzura. Jednak uznał, że starszy mężczyzna dopuścił się występku polegającym na naruszeniu nietykalności cielesnej urzędniczki. Odbyć się to miało poprzez odwrócenie identyfikatora z jej imieniem i nazwiskiem. Wcześniej jednak pracownica urzędu była poproszona o podanie swoich danych klientowi urzędu, w którego sprawie brała udział, ale jednoznacznie odmówiła przedstawienia się. Mężczyzna nie zgadza się z tym, że sąd uznał, iż dopuścił się on przewinienia w związku z zaistniałą sytuacją i chce całkowitego oczyszczenia z zarzutów.
Józef Bzura zaskarżył w całości wyrok sądu pierwszej instancji. Nie zgadza się z tym, że identyfikator jest traktowany jako integralna część ciała ludzkiego. Podkreślał, że nigdy nie miał zamiaru kobiety szarpać, ani dotykać w taki sposób, jakiego ani ona, ani nikt inny, by sobie tego nie życzył. Uważa, że cała sprawa jest absurdalna i nie byłoby jej, gdyby urzędniczka zachowała się tak, jak nakazuje jej prawo – czyli przedstawiła się z imienia i nazwiska. To jest jej obowiązkiem jako funkcjonariusza publicznego.
Odmiennego zdania jest obrońca reprezentująca urząd miejski. Tydzień temu w sądzie podkreślała, że identyfikator zawieszony na szyi znajduje się na ciele ludzkim i powinien być traktowany jako jego część. W jej ocenie również nie jest trafionym zarzut oskarżonego, iż nie miał świadomości, że ma on do czynienia z funkcjonariuszem publicznym w jego miejscu pracy.
- Nie można było mieć wątpliwości, skoro poszkodowana przebywała w swoim miejscu pracy i wykonywała obowiązki służbowe w urzędzie miejskim – argumentowała obrońca Urzędu Miejskie w Białymstoku.
- Miałem powody, by takie wątpliwości mieć. Ta pani tylko przez kilka godzin zamykała i otwierała drzwi. Takie obowiązki powierza się dozorcy domu albo stróżowi. Nie wiedziałem czy jest urzędnikiem – odpierał Józef Bzura.
Przypominamy czym urzędniczka w stopniu inspektora zajmowała się przez niemal cały dzień swojej pracy. Z zeznań złożonych przez nią przed sądem pierwszej instancji wynika, że otwierała i zamykała drzwi na klucz. Nic więcej przez blisko siedem godzin, czyli tyle, ile trwała rozprawa administracyjna, nie miała w swoich obowiązkach pracownica magistratu. Przy okazji wyszło na jaw, że ma kłopoty ze znajomością języka polskiego, ponieważ nie była w stanie zrozumieć prostych pytań kierowanych do niej przez obrońcę oskarżonego. Szczegółowy zapis z jej zeznań przed sądem można poczytać TUTAJ.
Sędzia Wiesław Oksiuta uznał w zaistniałych okolicznościach, że musi mieć więcej czasu na zapoznanie się ze zgromadzonym materiałem dowodowym w tej sprawie. Stwierdził, że jest ona zbyt złożona. Wyrok ma zostać ogłoszony 27 października.
Komentarze opinie