
Rower – tylko tu „się działo”. Zdumiewające ówczesny świat sukcesy polskiego kolarstwa, czasy prawdziwych gigantów – Ryszarda Szurkowskiego, Stanisława Szozdy, znajdowały wyraz w namiętnym użytkowaniu na każdym podwórku rowerów. Każdy chłopak miał swoje dwa kółka – z najbardziej zaangażowanych wyrastali użytkownicy motorynek wyposażonych w dwusuwowy silnik, produkowanych przez Zakłady Metalowe „Dezamet” w Nowej Dębie, a z nich kierowcy pierwszych czterech kółek. W czasach Szurkowskiego i Szozdy każdy chciał jeździć jak oni, na każdym, wyasfaltowanym przez decyzje „góry”, podwórku odbywały się wyścigi składaków (rowerów składanych w pół, jak kanapka) marki Wigry i Czajka, po latach pojawiających się w nagłej rezurekcji, jako Aist produkcji białoruskiej. Wyścig Pokoju – największa kolarska impreza tamtych czasów, rozgrywana na trasie Warszawa – Berlin – Praga, z nieodłącznym patronatem „Trybuny Ludu”, „ Rudégo práva”, „Neues Deutschland” i dziennika „Prawda”, objawiała się pomiędzy blokami pościgami bicykli, tuningowanymi przez zdjęcie firmowego bagażnika, nadającemu składakowi rasowy, wyścigowy wygląd. Jednak najważniejszym bajerem był „motorek” – zagięty kawał sztywnej tektury przemyślnie umocowany do przedniego widelca, który zaczepiając o szprychy wydawał podczas jazdy przeraźliwy terkot. Tylko za ów głośny bajer dorośli ścigali swoje dzieciaki, nieświadome w owych cudownych czasach podtekstu językowej galopady niezapomnianego komentatora sportowego TVP, Bohdana Tomaszewskiego, który nazwał Ryszarda Szurkowskiego „cudownym dzieckiem dwóch pedałów”.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie