Reklama

Z obserwacji reportera: Zamiast prowadzić wojnę, magistrat mógłby pójść na rękę

27/05/2015 18:17


Jak mantra co jakiś czas powraca temat jazdy taksówek po buspasach. Na razie przycichł, bo wydaje się, że taksówkarze mają dość ciągłych bojów.

Ostatnio o sprawie głośno było pół roku temu. Wtedy to białostoccy taksówkarze „wygrali”. O ile ochłap można nazwać zwycięstwem. Wcześniej bój o możliwość jazdy po buspasach trwał ponad rok. Walczyli przede wszystkim o te ulice, gdzie były dwa pasy, a następnie jeden został wyłączony tylko do dyspozycji autobusów miejskich. Wywalczyli tyle, że mogą jeździć po buspasie na ulicy Branickiego od tego roku. Wcześniej dostali zgodę na Sienkiewicza.

Rozmawiałem z kilkunastoma znajomymi taksówkarzami i – to podkreślam – żadnymi członkami (przynajmniej nie aktywnymi) związków zawodowych. Ot, zwykli przedsiębiorcy. Zgadzam się z ich zdaniem. Mianowicie, że wzorem innych dużych miast, choćby Warszawy, liczba buspasów z których można korzystać mogłaby być nieco większa. W Białymstoku wynosi ona raptem 2! Z drugiej strony – dobre i to.

Nie rozumiem zaciętości władz miejskich. Dla mnie taksówka jest takim samym transportem publicznym jak autobus. A że chcę płacić więcej niż za bilet, to moja sprawa. Czy chory, który musi dojechać do szpitala, a wezwanie pogotowia jest nie do końca uzasadnione, ma biec na przystanek, bo w korkach nie stoją tylko autobusy? Nie rozumiem, dlaczego autobusy BKM mają być równiejsze wśród równych. Czy taksówki naprawdę zablokowałyby im ruch? Bez komentarza.

Przypomina mi się rozmowa z „taryfiarzem” tej zimy. We wrześniu 2014 r. protestowali w sprawie zakazu poruszania się po buspasach. Opowieść można potraktować jako plotkę: „Zaraz potem, 2-3 dni, zaczęli się do nas czepiać strażnicy miejscy. Rozumiem, że od tego są, ale nagle zwiększyli aktywność w stosunku do nas. Czy to nie złośliwość?”

Buspasy to oczywiście tylko jeden z komunikacyjnych problemów w mieście. Mam wrażenie, że tutejsze trendy zatrzymały się na poziomie sprzed 10 lat. Nie jestem zwolennikiem wprowadzania ograniczeń wjazdu do centrów miast dla samochodów, które nie spełniają wyśrubowanych norm emisji spalin. Przede wszystkim dlatego, że Polaków jeszcze nie stać, aby rezygnować z zakupu aut używanych (choć oczywiście byłoby miło, gdybyśmy mogli nabywać tylko auta nowe – głównie ze względu na większe bezpieczeństwo). Idę o zakład, że jeśli w Polsce samorządy będą mogły wprowadzać ekostrefy, to Białystok będzie jednym z pierwszych.

Zamiast tego proponowałbym pójść wzorem kilkunastu innych polskich miast, w których chce się wprowadzić zerową lub obniżoną stawkę za parkowanie dla samochodów hybrydowych lub elektrycznych. Te drugie to oczywiście odrębny temat. Sam wolę zapach benzyny niż prąd. Ale można? Można. Tylko trzeba być otwartym i rozkruszać zabetonowane myślenie urzędników.

(Piotr Walczak, [email protected])
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do