Drobni przedsiębiorcy powinni pamiętać, że bez względu na porę dnia i ilość sprzedawanego towaru mają obowiązek wybijać zakup na kasie i oddać paragon. Jeśli zapomną, może się okazać, że nawet jeden raz nie wpisanie na kasę sprzedaży jabłka, może ich kosztować nawet 300 zł mandatu.
W różnych miastach w Polsce do małych przedsiębiorców, którzy prowadzą warzywniaki albo niewielkie sklepiki spożywcze przychodzą kontrolerzy. Schemat działania jest podobny. Pojawiają się tuż przed zamknięciem i kupują pojedynczą sztukę dowolnego produktu. Może to być jabłko, bułka, malutka kostka masła lub inna rzecz. Chodzi o to, by kosztowała niewiele. Płacą za nią kilkadziesiąt groszy lub kilka złotych i sprawdzają czy sprzedawca wbije tę kwotę do kasy fiskalnej, a następnie wyda paragon. Jeśli nie, dopiero wówczas pojawia się legitymacja, a zaraz później mandat w wysokości 300 zł.
- Do mnie mogą sobie przychodzić. Ja zawsze wbijam wszystko na kasę. To weszło w krew i mam taki odruch – powiedziała nam Krystyna prowadząca niewielki sklep na osiedlu Antoniuk.
- Wiadomo, ze do dużego nie pójdą, bo trzeba się zapowiedzieć, albo potem ciągać po sądach. A z takimi jak my to można robić co się chce. W tym kraju ciężko być uczciwym, skoro państwo samo nie ma zaufana do swoich obywateli – skomentował Wojciech, również właściciel niewielkiego punktu handlowego na osiedlu Piasta.
Praktyka działania kontrolerów z innych miast wskazuje jednak, że kontrole mogą być mało etyczne. Sam fakt pojawienia się tuż przed zamknięciem danego punktu, kiedy zamknięte są niekiedy kasy fiskalne, może dawać nieco do myślenia, o co naprawdę chodzi. A jak nie wiadomo o co chodzi, to przecież wiadomo – o pieniądze. W internecie można sporo poczytać na ten temat. W takim przypadku nie pomagały zapewnienia prowadzących dany punkt handlowy, że informacja o sprzedaży zostanie wbita na kasę fiskalną, tyle że następnego dnia, bo dziś już jest rozliczona.
- Jakby mi ktoś przyszedł przykładowo po bułkę, albo po chleb po zamknięciu kasy fiskalnej to raczej bym nie sprzedał po tym, co przeczytałem sobie, co się dzieje w innych miastach. Trudno, niech odejdzie głodny. Mnie nie stać, żeby za 2 grosze podatku płacić 300 złotych mandatu. I proszę to zrozumieć – powiedział Jerzy, prowadzący warzywniak na Słonecznym Stoku. – A takich kontrolerów to tylko na widły nadziać. Tych, co kradną miliony to nie ma komu łapać, ale nas za kilka złotych, to pierwsi. Ot bohaterstwo! Szkoda słów – dodaje.
Na razie w Białymstoku nie słychać o podobnych działaniach urzędników kontroli skarbowej. Niemniej trzeba na wszelki wypadek być przygotowanym na tego rodzaju wizyty. Skoro są w innych miastach, mogą być także i u nas.
Komentarze opinie