
Jeszcze kilka dni temu, jadąc ulicą Branickiego w Białymstoku, można było zauważyć stojący tam fotoradar z zakrytym okiem kamery. Stał tam zresztą długi czas i kierowcy przyzwyczaili się, że nie działa. Ale już działa, więc jeśli nie chcecie dostać drogiego zdjęcia, lepiej zdjąć nogę z gazu.
Fotoradar na ulicy Branickiego, na odcinku pomiędzy ulicą Czesława Miłosza i Konstantego Ciołkowskiego, stał z zasłoniętym okiem kamery przez bardzo długi czas. Wielu kierowców, którzy przejeżdżali tamtędy codziennie lub stosunkowo często, przyzwyczaili się do tego, że nie działał. Nie robił zdjęć, bo nie był uruchomiony. Od kilku dni jest już jednak inaczej. Fotoradar zaczął działać i już robi zdjęcia.
Przynajmniej tym kierowcom, którzy mają zbyt ciężką nogę lub nie zaważyli, że na dwupasmówce obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. O uruchomieniu fotoradaru na ulicy Branickiego poinformowało tuż przed weekendem Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym.
„Uruchomiliśmy fotoradar na ul. Branickiego w Białymstoku. Dozwolona prędkość wynosi 50 km/h” – czytamy we wpisie Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym w mediach społecznościowych.
Stan ulicy Branickiego na odcinku pomiędzy Miłosza a Ciołkowskiego jest w nienajlepszym stanie, więc część kierowców siłą rzeczy musi tam i tak nieco zwolnić. Teraz ma dodatkowy powód do zdjęcia nogi z gazu, jeśli nie chce za jakiś czas dostać zdjęcia z wezwaniem do zapłaty.
Jak można przeczytać w komentarzach pod postem Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym dotyczącym uruchomienia fotoradaru w Białymstoku, nie wzbudziło to jakiejś radości wśród kierujących. Większość z nich zwraca uwagę na zły stan nawierzchni na ulicy Branickiego i wskazuje, że to urządzenie, w tym miejscu, raczej służyć ma wyciąganiu pieniędzy z kieszeni kierowców, a nie poprawie bezpieczeństwa.
Przypominamy też ponownie, że na dwóch dużych skrzyżowaniach w Białymstoku, to jest przy ulicy Piastowskiej, Kazimierza Wielkiego z gen. Sosabowskiego oraz Zwierzynieckiej z Ojca Pio uruchomiony jest system Red Ligt, który rejestruje kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle. Takie zdjęcie też kosztuje dużo i dodatkowo doliczanych jest aż 15 punktów karnych popełniającym wykroczenie.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Facebook/ Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie