
Dzisiaj wychodzi się do galerii raczej na zakupy, a galeria sztuki? Znaczenia słów zostały zapomniane, wszak niektóre rzeczy też kupuje się na sztuki. Dlatego zdziwi się ktoś, kto nie śledził losów Galerii im. Sleńdzińskich zbyt uważnie. Dokonania tego statecznego rodu stanowią kwintesencję kulturalnej przeszłości Białegostoku, i od bez mała dwóch dekad umieszczone są w budynku starej synagogi przy ul.Waryńskiego 24a. Tam, wystawione na krytyczne oko widza, dumnie bronią przeszłości i tradycji.
Jednak ktoś może powiedzieć, że już to wszystko zna, że widział wszystkie obrazy, szkice, rzeźby z eksponatów stałych, może zasugerować, że nic się nie dzieje, a na warsztaty plastyczne, lekcje muzyczne i muzealne jest za stary.
Zniechęcona jednostka zaraża zniechęceniem wszystkich wokół i kolejne popołudnie upłynie przed ekranem komputera czy telewizora, a przecież wystarczy skierować się do serca miasta! Tam, przy ul. Legionowej 2, nieopodal Książnicy Podlaskiej i Kościoła Farnego, znajduje się filia Galerii im. Sleńdzińskich, zaskakująca mocą iście twórczych pomysłów.
– Początki do łatwych nie należały – opowiada Olga Pacewicz, kierownik działu Wystaw, Wydawnictw i Promocji – pomieszczenie pozostałe po sklepie odzieżowym o wdzięcznej nazwie „Telimena” trzeba było przystosować do potrzeb przyszłej galerii sztuki. W końcu jednak, 19 czerwca 2010 r., zainaugurowana została działalność nowego miejsca Galerii im. Sleńdzińskich, wystawą niebagatelną, bo fotografiami międzywojennego Białegostoku autorstwa Bolesława Augustisa (które przypadkowo znaleziono w starym, opuszczonym domu przy ul. Bema). – wyjaśnia. Należy dodać, że prezentacji tej wystawy towarzyszyły prelekcje oraz pokaz mody stylizowanej na ubiory tamtego okresu.
Galeria nakreśliła w ten sposób swój model prezentacji sztuki: pierwszy dzień nowej wystawy to zawsze czas spotkania z twórcami, konserwatorami bądź uczonymi, którzy nie tylko wprowadzają w tajniki dzieła sztuki słowem, ale nieraz zapraszają do wzięcia udziału
w artystycznym wyrażaniu siebie – w warsztatach. Dwa miejsca Galerii im. Sleńdzińskich – siedziba i salon wystawowy, są ze sobą organicznie związane, widać jednak dwa odrębne sposoby tego współistnienia, inne zadania, które sobie wyznaczają. O ile galeria przy ul. Waryńskiego 24a opowiada się po stronie przeszłości, prezentując kolekcję stałą rodu Sleńdzińskich i szkoląc przyszłych
odbiorców sztuki: dzieci i młodzież, o tyle ta przy ul. Legionowej 2 pokazuje aktualną twórczość białostockich artystów podczas ekspozycji czasowych.
W filii chętnie przedstawia się różne formy artystycznego wyrazu – nie tylko fotografię czy malarstwo, ale także instalacje i rzeźby
przestrzenne. – Chcemy prezentować sztukę ludzi związanych z tym miejscem, a jednocześnie dać szansę zaistnienia młodym artystom, nawet możliwość zorganizowania pierwszej wystawy w ramach tzw. debiutów – mówi Olga Pacewicz. – Naszą ambicją jest ponadto wyszukiwanie utalentowanych ludzi, którzy swoją biografią są związani z Białymstokiem i Podlasiem, natomiast obecnie mieszkają i tworzą poza jego granicami. Tworzymy pretekst, by te osoby wróciły i zaprezentowały się w rodzinnych stronach. – dodaje. Doskonałym tego przykładem była wystawa pt.: „Cardiff nocą”, białostoczanina Macieja Dakowicza, mieszkającego w Walii, gdzie prowadzi własną galerię fotograficzną, obecnie cenionego fotografa w Wielkiej Brytanii w kategorii tzw " street photography".
Wystawiane przy ul. Legionowej dzieła sztuki można wpisać w dwa nurty działalności. Pierwszy, to tzw. Szkoła Mistrzów, czyli artystów starszego pokolenia, związanych z regionem, takich jak: Ryszard Kuzyszyn (scenograf), Piotr Sawicki (fotograf) czy Wiktoria Tołłoczko–Tur (malarka i konserwatorka). Drugi nurt – to nowe nazwiska, młodzi autorzy, np. Emilia Wojszel (absolwentka gdańskiego ASP) czy uczniowie Liceum w Supraślu.
Niewątpliwie wartym uwagi projektem było wyjście ze sztuką do przechodniów, na otwartą przestrzeń miejską stworzenie galerii zewnętrznej. Jednym z takich przykładów jest wystawa „Mój pierwszy bolid”. Tworzyli jąbiałostoczanie przesyłając własne zdjęcia wózków dziecięcych. Najstarsza dostarczona fotografia pochodziła aż z 1926 roku.
Sam projekt był swoistym powrotem do czasów dzieciństwa i zapisem nie tylko historii przedmiotu, ale i zmieniającego się świata, elementem opowieści o Białymstoku. Rozpoczętej w Dniu Matki wystawie towarzyszyła parada wózków.
Pomysł zorganizowania galerii zewnętrznej był również doskonałą metodą promocji nowego miejsca, przyciągając uwagę zapraszał do zanurzenia się w sztukę – w świat zamkniętych w ścianach budynku eksponatów, którym życie nadaje przecież nie kto inny, jak widz. Podobną rolę „wabika” pełni umieszczony w oknie wystawowym telewizor, wyświetlający np. zdjęcia z wystaw. Dodatkowym atutem Galerii są duże okna, przez które nawet niezainteresowany przechodzień na pewno zerknie, szczególnie po zamknięciu, przyciągnięty magnetyzmem czuwających w delikatnym podświetleniu dzieł sztuki.
Wizytę w Galerii przy ul. Legionowej 2 można upamiętnić kupując filiżanki ozdobione portretami z prac rodu Sleńdzińskich (w cenach 5 i 10 zł), albumy bądź katalogi wystaw, a także „Historię Białegostoku” wydaną przez Fundację Sąsiedzi. Nieznający miasta mogą ponadto wziąć bezpłatnie dostępny w różnych językach przewodnik turystyczny. Na zakończenie warto wstąpić do „Małej Czarnej” –przytulnej kawiarenki artystycznej.
Ekspozycje w Galerii im. Sleńdzińskich zmieniają się co miesiąc. – Każda nowa wystawa jest szansą na pogłębienie wiedzy, uwrażliwienie i zainspirowanie białostoczan do działań kreatywnych – mówi Olga Pacewicz. Galeria nawiązała stałą współpracę z Liceum Plastycznym im. Artura Grottgera w Supraślu, jako z prawdziwą kuźnią podlaskich talentów artystycznych. Licealiści wraz z nauczycielami będą pracować i przygotowywać prace specjalnie pod kątem wystawy w przestrzeni Galerii im. Sleńdzińskich. Już
dwukrotnie takie prezentacje miały miejsce i cieszyły się ogromnym zainteresowaniem (m.in. wystawa „Z/Łączenia przeciwieństw”).
Obecnie, w miejsce „czułych” akwareli Wiktorii Toł-łoczko–Tur, na okres wakacyjny przewidziana jest wystawa malarstwa pejzażowego Józefa Zimmermana – artysty związanego z Białymstokiem w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Rozpoczęła się ona podczas Dni Białegostoku, 22 czerwca i potrwa do 5 sierpnia. Już pięć dni później, 10 sierpnia będzie można przyjrzeć się malarstwu
pochodzącej z Podlasia artystki najmłodszego pokolenia, Emilii Wojszel, która ukończyła ASP w Gdańsku i została laureatką konkursu na najlepszy dyplom roku pod honorowym patronatem Anny Komorowskiej. Wystawa dostępna będzie do 2 września.
Galeria im. Sleńdzińskich stara się łączyć stare z nowym, adresuje sztukę do wszystkich, bez względu na wiek. Dokłada wysiłku, aby wybrzmiewające ratować od zamilknięcia, a dopiero co rodzące się wypychać w szeroki świat. Prowadzi twórczy dialog z mieszkańcami Białegostoku, umożliwiając im tak poznawanie sztuki, jak i współtworzenie i popularyzację tej dziedziny życia, dziś tak często
zaniedbywanej. Nowa filia wychodzi naprzeciw potrzebom – powiększona została przestrzeń wystawiennicza, a tym samym poszerzone jest spectrum działań – więcej obiektów, innych, bardziej współczesnych i znajdujących się w dogodnym położeniu ścisłego centrum obok artystycznej kawiarenki czynnej codziennie do północy, jest atrakcyjną propozycją, aby obcować ze sztuką na najwyższym poziomie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie