Reklama

Żona dyrektora zatrudniona, ale przecież wszystko jest w porządku

24/09/2015 10:45


Na początku lipca pracownicy Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich alarmowali, że wiedzą o ustawionym konkursie. Pisali do jednego z dziennikarzy, aby pomógł im nagłośnić temat konkursu, w którym wygrać ma żona dyrektora Departamentu Infrastruktury i Ochrony Środowiska z Urzędu Marszałkowskiego. Ten zaś nadzoruje urząd, w jakim stałą pracę miałaby znaleźć jego własna żona.

I tę pracę znalazła. Konkurs został przeprowadzony, wszystko oczywiście zgodnie z procedurami. Więc została zatrudniona na stanowisku referenta. To, że pracownicy znacznie wcześniej wiedzieli, że Grażyna Lulewicz, bo o niej tu mowa, wygra w tym konkursie, nie stanowi najwyraźniej żadnego problemu dla zarządzających tą jednostką wojewódzką. Nie zmienia to faktu, że pracownicy urzędu widzą to zupełnie inaczej. W przeciwnym razie nie pisaliby do mediów listu.

Chcielibyśmy za Pana pomocą nagłośnić proceder uprawiany przez Józefa Władysława Sulimę, Dyrektora Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich, tj. zorganizowania ustawionego naboru na stanowisko referenta w Wydziale Utrzymania Dróg i Mostów. W wyniku tego ogłoszenia ma zostać zatrudniona Pani Grażyna Lulewicz, która jest żoną Pana Leszka Lulewicza – Dyrektora Departamentu Infrastruktury i Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego. Obecnie Pani Grażyna Lulewicz jest zatrudniona na zastępstwo za pracownicę, która zgłosiła swój powrót do pracy po zakończonym urlopie macierzyńskim. Więc, Sulima, który traktuje Podlaski Zarząd Dróg Wojewódzkich jak własną prywatną firmę, a dodatkowo czuje się bezkarny zamieścił ogłoszenie, w którym wymagania konieczne dopasował do tej właśnie Pani, wystarczy tylko wykształcenie wyższe, bez stażu pracy, bez kierunku studiów” – napisali pracownicy w liście.

Tymczasem my próbowaliśmy się dowiedzieć, czy w związku z wątpliwościami odnośnie przeprowadzenia konkursu i możliwością wystąpienia nepotyzmu, zarząd województwa podlaskiego rozważa unieważnienie konkursu i przeprowadzenie go ponownie. Dodamy bowiem, że Podlaski Zarząd Dróg Wojewódzkich jest jednostką podlegającą marszałkowi województwa podlaskiego. Odpowiedź przyszła taka, jakiej w sumie można było się spodziewać. Czyli – wszystko w porządku, konkurs odbył się prawidłowo, żadnych powtórek nie będzie.

Nie mam informacji z których wynikałoby, że w Podlaskim Zarządzie Dróg Wojewódzkich planowane jest ponowne przeprowadzenie procedury konkursowej, która, według dotychczasowych informacji, została przeprowadzona zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Pani Grażyna Lulewicz ubiegając się o stanowisko pracy spełniła wszystkie wymogi proceduralne przewidziane na stanowisko referenta – odpowiada nam Paweł Staniurski, Pełniący obowiązki Rzecznika Prasowego Urzędu Marszałkowskiego. I dodaje jeszcze – Nie mogę odnosić się natomiast do informacji niepotwierdzonych, czy też anonimowych plotek, o które Pani pyta. W przypadku posiadania przez Panią jakiejkolwiek potwierdzonej dowodami wiedzy na temat nieprawidłowości w przeprowadzeniu procedury konkursowej należy zgłosić te fakty do odpowiednich służb.

Te anonimowe plotki i niepotwierdzone informacje, to list, który napisali sami pracownicy urzędu do jednego z dziennikarzy. Treść listu została opublikowana – u nas – powyżej oraz upubliczniona w programie interwencyjnym telewizji TVN. Na dodatek list został także dostarczony do Centralnego Biura Antykorupcyjnego około miesiąca temu. Ale najwyraźniej są to plotki i niepotwierdzone informacje. Trudno, żeby ktokolwiek z pracowników przyznał się do jego napisania na długo przed ogłoszeniem konkursu, skoro list nie nosił podpisu, ponieważ osoba lub osoby, które go pisały, obawiały się zwolnienia z pracy.

Obawa jest zasadna, bowiem pracownicy mają doskonały przykład akurat z innego urzędu – mowa o urzędzie miejskim w Białymstoku – z którego już raz został zwolniony pracownik za to, że śmiał poinformować o nieprawidłowościach w swoim miejscu pracy. Mowa tu oczywiście o Sebastianie Wichrze, który teraz toczy sądową walkę o powrót do biura miejskiego konserwatora zabytków. Jeśli tak się załatwia sprawy w urzędach i wobec osób, które mogą być niewygodne, trudno się dziwić, że pracownicy wolą pozostać anonimowi w takich okolicznościach.

Obecnie mamy taką sytuację, że konkurs na stanowisko referenta w Podlaskim Zarządzie Dróg Wojewódzkich wygrała oczywiście pani Lulewicz, prywatnie żona dyrektora departamentu nadzorującego jednostkę. Dodamy tylko na deser, że to właśnie w tym urzędzie wyparowało na konta oszustów około 4 mln złotych. Pracownik, który przelał pieniądze został zwolniony z pracy. Za to dyrektor, który niewłaściwie nadzorował pracę podległego mu pracownika, jest nadal na swoim stanowisku i zatrudnia jeszcze na dodatek żonę swojego przełożonego. Wiadomo, że tym konkursem zajmuje się już Centralne Biuro Antykorupcyjne. Zawiadomienie złożył dziennikarz, ale okazuje się, że nie tylko on.

Informuję również, że po doniesieniach medialnych na temat nieprawidłowości konkursowych w Podlaskim Zarządzie Dróg Wojewódzkich Zarząd Województwa zwrócił się do Dyrektora Delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Białymstoku z prośbą o skontrolowanie, czy nie doszło do naruszenia obowiązujących przepisów, oraz upublicznienia wyniku takiej kontroli. Jednocześnie na wniosek Marszałka Województwa Podlaskiego Mieczysława Kazimierza Baszko została wszczęta procedura audytowa pod kątem legalności przeprowadzenia procedur konkursowych i zatrudnienia na stanowiska urzędnicze grupy pracowników, w tym Pani Grażyny Lulewicz – podaje Paweł Staniurski, Pełniący obowiązki Rzecznika Prasowego Urzędu Marszałkowskiego.

Procedura audytowa i kontrola wewnętrzna jakoś urzędowi marszałkowskiemu też nie służy. Pisaliśmy niedawno i tym, do jakich wniosków doszli kontrolujący ten sam urząd w sprawie przelewu pieniędzy na konta oszustów. Dokumenty krążyły od pracownika do pracownika, brak było właściwego obiegu dokumentacji, a nawet zwykłej rozmowy pomiędzy urzędnikami pracującymi w pokojach położonych obok siebie. Nikt, poza jedną zwolnioną osobą, konsekwencji wielomilionowej pomyłki nie poniósł.

Całość sytuacji wygląda tak, jakby w obawie przed zmianą władzy i miotłą, która w przypadku takiej zmiany władzy, wymiecie sporo urzędników, zwłaszcza wyższego szczebla, dziś upycha się wszystko i kogo tylko można, aby zapewnić sobie choć na trochę wynagrodzenia i odprawy, kiedy dojdzie do zwolnień. Milczeniem można już tylko pominąć fakt, że w ciągu kilku miesięcy w tym samym urzędzie dochodzi do kolejnej kuriozalnej sytuacji, z której jak widać, nikt konsekwencji wyciągać nie zamierza sam z siebie. Potrzeba ponownej kontroli i dodatkowego dochodzenia śledczych, choć gołym okiem widać, że tak stać się nie powinno.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do