Reklama

Adrian Zandberg: Rząd zgrzeszył w sprawie płacy minimalnej

25/09/2022 10:35

Poseł na Sejm RP i lider Lewicy Razem Adrian Zandberg uważa, że to już w tym roku powinny pójść dwie podwyżki najniższych pensji. W rozmowie z Piotrem Walczakiem komentuje również działania NBP, jak i rosnące koszty życia w Polsce, w tym galopującą inflację, ceny energii i węgla.

Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Jaki jest pomysł Lewicy Razem na wszechobecną drożyznę, inflację? Co zrobilibyście inaczej niż rząd Prawa i Sprawiedliwości? Pytam też w kontekście zbliżającego się sezonu grzewczego, który ma być ciężki. Ponadto szykuje się szok cenowy, związany z energią elektryczną, dla milionów rodzin, a na horyzoncie rządowa tarcza...

Adrian Zandberg: Drożyznę uruchomiła wojna, ceny paliw kopalnych i porwane łańcuchy dostaw. Żeby ją zatrzymać, trzeba używać takich narzędzi, które pasują do problemu. Władza mówi: to nie nasza wina, nie mieliśmy wpływu na globalne rynki. To prawda, ale mieli i mają wpływ na to, jak państwo na to reaguje. A nie reaguje najmądrzej.

Od miesięcy NBP licytuje się, kto będzie mieć najwyższe stopy procentowe w Europie. Podwyżki Glapińskiego (Adama, prezesa Narodowego Banku Polskiego - przyp. red.) walnęły w ludzi, którzy spłacają kredyty, ale inflacji nie zatrzymały. Inne kraje są mniej wyrywne, bo rozumieją, że ta inflacja nie wzięła się z wysokich płac, z popytu, tylko z problemów podażowych. U nas Glapiński najpierw długo problemu nie widział, wpychał ludziom kredyty niczym bankowy akwizytor, a potem zachował się, moim zdaniem, histerycznie. Zadawanie bez większego sensu cierpienia ludziom, którzy spłacają swoje M2, może podoba się Balcerowiczowi. Nam nie.

Żeby zdjąć pieniądze z rynku, lepiej opodatkować nadzwyczajne zyski koncernów paliwowo - energetycznych. One faktycznie mają teraz olbrzymie nadwyżki, korzystają na kryzysie kosztem całej reszty społeczeństwa. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Morawiecki (Mateusz, premier - przyp. red.) blokuje wprowadzenia podatku od tych nadzwyczajnych zysków na poziomie unijnym. To są pieniądze, z których można finansować programy pomocowe dla ludzi tej zimy.

Wreszcie - węgiel. Rząd nie wywiązał się z obietnicy, że go nie zabraknie. Tam, gdzie opał jest, kosztuje obłędne pieniądze. Władza z góry poddała się w sprawie spekulacyjnych cen. Tymczasem już robi się zimno. Wolałbym, żeby akurat w tej sprawie rząd nie zawiódł, ale niestety - sytuacja w składach węgla nie napawa optymizmem.

A inflacja i mega drogie podstawowe produkty spożywcze - macie jakiś pomysł, by ulżyć Polakom w takich codziennych zakupach?

- Głos, którego mi brakuje, to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Kiedy przychodzi inflacja, to bardzo łatwo usprawiedliwiać nią podwyżki - także wtedy, kiedy nie mają podstaw. Im bardziej mamy skoncentrowaną gospodarkę, tym łatwiej wielkim podmiotom wpływać na cały rynek. Tego trzeba pilnować. A co do rozwiązań systemowych: w interesie wszystkich - i miasta, i wsi - jest krótsza droga od rolnika do konsumenta, od pola do stołu. Spółdzielczość to ciągle niewykorzystany sposób, żeby obniżyć koszty życia.

Wysoki skok ma wykonać w przyszłym roku płaca minimalna. Jaka jest wasza ocena?

- W sprawie płacy minimalnej słyszę rytualne narzekanie tych samych liberalnych środowisk gospodarczych, co zawsze. Tych samych, które straszyły, że wprowadzenie stawki godzinowej wywoła armagedon. Prawda jest taka, że minimalna rośnie, bo rośnie inflacja. Co proponują ci, którzy są przeciw podniesieniu minimalnej? Przecież ceny w sklepach najmocniej uderzają w ludzi biednych. Jak ktoś zarabia minimalną, to większość pieniędzy wydaje na jedzenie i dach nad głową. Ma głodować?

W sprawie płacy minimalnej rząd zgrzeszył w innym miejscu. W tym roku powinny były pójść dwie podwyżki. To byłoby lepsze dla pracowników i łatwiejsze do przełknięcia dla firm. Niestety, wpisano do budżetu fikcyjne wskaźniki inflacji, żeby przez parę miesięcy nie dać ludziom pieniędzy. Teraz trzeba to nadgonić, inaczej najgorzej wynagradzani pracownicy będą wbijać zęby w ścianę.

Od redakcji: od 1 stycznia 2023 r. kwota minimalnego wynagrodzenia za pracę ma wynosić 3 490 zł brutto, jest to o 480 zł więcej niż w w tym roku. Natomiast od 1 lipca 2023 r. będzie kolejny wzrost - do 3 600 zł brutto.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do