Reklama

Akcja zima, czyli dramat w czterech aktach

04/01/2018 15:35

Ponad pół godziny od momentu zgłoszenia złych warunków na drodze zajęło podjęcie decyzji o działaniu. Sprzęt do oczyszczania miasta stał w korkach, przede wszystkim na obwodnicach, bo blokowały je TIR-y, które tam przecież nie jeżdżą. Za to straży pożarnej, która mogłaby przedrzeć się przez korki, zepsuł się sprzęt, który można było wykorzystać do oczyszczania ulic z lodu. To tyle na początek z akcji sprzed dwóch tygodni.

Postanowiliśmy wrócić do tematu niedawnego paraliżu miasta. Wręcz musimy – za sprawą informacji prezydenta Białegostoku, który został wezwany do jej udzielenia. Blisko pół godzinna dyskusja na ten temat, która odbywała się na sesji Rady Miasta dokładnie tydzień temu, powinna przejść do historii białostockich absurdów. Jako, że wielu mieszkańców nie ma możliwości śledzenia obrad na żywo, uznaliśmy że powinni jednak wiedzieć, co się stało i dlaczego Białystok stał w korkach kilka godzin.

Radni jeszcze tego samego dnia, kiedy Białystok przez kilka godzin stał sparaliżowany w korkach, zażądali informacji od prezydenta w sprawie przeprowadzenia akcji ZIMA 2017/18. W imieniu prezydenta opowiadał radnym ze szczegółami o akcji dyrektor Departamentu Gospodarki Komunalnej – Andrzej Karolski. To, czego trzeba było wysłuchać, jest wprost nie do wiary. A przecież zima nie przyszła do naszego miasta po raz pierwszy, podobnie jak i służby, nie miały pierwszy raz do czynienia z nagłą sytuacją, którą trzeba było opanować.Było to tak:

- W dniu 4 grudnia, o godzinie 6:51 straż miejska ogłosiła tą akcję i wynikało to z tego faktu, że na terenie miasta, od strony zachodniej, pojawiły się opady śniegu, marznącego śniegu, który po zetknięciu z podłożem zamarzał i tworzyła się ślizgawica – zaczął opowiadać Andrzej Karolski.

To dość znaczące fakty, szczególnie dla opisu, co działo się dalej, zanim przystąpiono do działań. Bo z tej samej mównicy ten sam dyrektor departamentu powiedział, że już o godzinie 6.20 było wiadomo, że zaczął padać marznący śnieg. Przemieszczał się z kierunku zachodniego. Dyżurny straży miejskiej poprosił o potwierdzenie tego faktu od patroli będących na mieście. Zajęło to około 15 minut. Już wówczas zaczęły się tworzyć korki, ale decyzja o tym, że trzeba coś jednak zrobić zapadła dopiero o godzinie 6:51. Czyli to oznacza, że dopiero po tym, jak już przez ponad pół godziny trwał paraliż Białegostoku, powiadomiono służby odpowiedzialne za zimowe oczyszczanie miasta. Te zaś, zgodnie z umową, mają obowiązek wyjechać w ciągu godziny od rozpoczęcia akcji.

Z informacji urzędnika dowiadujemy się, że największy problem, jaki się pojawił, był na Trasie Generalskiej, czyli głównej arterii miasta. Panuje tam bardzo duży ruch, zarówno w szczycie porannym, jak i popołudniowym. W związku z tym, że było ślisko, ruch niemal ustał całkowicie. Powodem całkowitej blokady trasy były TIR-y, które przecież zdaniem prezydenta nie jeżdżą obwodnicami śródmiejskimi, bo te służą wyłącznie mieszkańcom. Najwyraźniej więc to mieszkańcy kolejny raz jechali TIR-ami do pracy albo do szkół. No bo przecież to nie tranzyt sunie do granicy i od granicy.

- Na podjazdach utknęły samochody typu TIR, no i praktycznie została zablokowana cała ulica. Nie było żadnej możliwości, żeby do tych miejsc dojechały pługopiaskarki, bo cały pas był zablokowany i zwróciliśmy się do straży pożarnej o wysłanie ciężkiego sprzętu. Z informacji, jaką uzyskaliśmy od dyżurnego wynikało, że na taki sprzęt nie możemy liczyć, ponieważ jest uszkodzony, jest w naprawie, a innego sprzętu w chwili obecnej nie mogą nam zaoferować – mówił dyrektor Departamentu Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Białymstoku.

Co było dalej? Można by było posiłkować się między innymi systemem zarządzania ruchem, który powinien nieco usprawnić, przynajmniej w niektórych miejscach, zatory i korki. Ale nasz system działa w takich sytuacjach najlepiej, kiedy nie działa. Zatem został wyłączony na newralgicznych skrzyżowaniach całkowicie, a na miejsce miały dotrzeć patrole drogowe policji, które mogłyby pokierować ruchem sprawniej niż system za ponad 30 milionów złotych.

- Zwróciliśmy się do policji o wyłączenie świateł na takich newralgicznych skrzyżowaniach miasta, żeby ten ruch jakoś udrożnić. Niestety, nie udało nam się takiego wsparcia uzyskać – wyjaśniał dyrektor Karolski. – A nie ma żadnej innej możliwości, żeby sprzęt dotarł do miejsc, gdzie ruch ustał bez eskorty policji. Nie mogąc w zasadzie nic więcej zrobić, próbowaliśmy innego rozwiązania. Mianowicie wycofaliśmy część kierowców ze sprzętu, który i tak stał w korkach i tak nie mógł wyjechać z bazy, więc uruchomiliśmy kilka samochodów lekkich z piaskiem, z ludźmi, z łopatami, żeby ręcznie w miejscach, gdzie ruch ustał całkowicie, żeby jakimikolwiek metodami śliskość tę likwidować – tłumaczył radnym.

Z informacji od urzędnika wynika, że około godziny 10.00 sytuacja dopiero zaczęła się stabilizować. Ale to głównie z tego powodu, że wzrosła temperatura i śnieg sam zaczął topnieć. W międzyczasie poboczem, chodnikami i ścieżkami rowerowymi docierali do największych korków pracownicy z łopatami. Jeszcze później odbyło się niewielkie spotkanie kryzysowe w urzędzie z udziałem przedstawicieli firm odpowiedzialnych za oczyszczanie miasta. Ustalono na nim wspólnie, że do opanowania sytuacji zabrakło wsparcia ze strony straży i policji, a także właściwych prognoz pogody. Z tym, że na skrzynki redakcyjne dotarł mail w dniu 3 grudnia z Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Podlaskiego, czyli na dzień przed paraliżem miasta. Można w nim było przeczytać następujący komunikat:

W związku z dominacją temperatur poniżej 0°C miejscami będzie utrzymywało się zjawisko zamarzania mokrych nawierzchni dróg oraz chodników” – brzmiał komunikat.

Dlaczego urzędnicy nie mieli takiego komunikatu? Tego nie wiadomo. Ale to może niech już wyjaśnią sobie z Centrum Zarządzania Kryzysowego wojewody podlaskiego. My w tym miejscu zamieścimy jeszcze komentarz jednego z radnych, który zabrał głos na mównicy zaraz po wysłuchaniu dość obszernych informacji dyrektora Karolskiego na temat paraliżu miasta, który miał miejsce w dniu 4 grudnia tego roku.

- Przyznam się, że ze zdumieniem słuchałem tego, co pan mówi, bo obraz, który pan przedstawił jest przerażający – powiedział radny Wojciech Koronkiewicz.

Od tego feralnego dnia reakcja służb uległa już poprawie. Nie wiadomo jednak czy na stałe, czy tylko aby zbyt szybko ponownie nie tłumaczyć się przed ludźmi, że pługopiaskarki nie wyjechały, bo było za ślisko, albo stały w korkach, albo może jeszcze, bo śnieg je zasypał. W każdym razie, obraz jaki wyłania się z pierwszej, poważnej w tym roku akcji „zima” jest nieprawdopodobny. Do pełni klęski i nieszczęść brakowało tego dnia już chyba tylko gradobicia i wulkanu na rondzie Lussy.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do