Na szczęście, w Polsce nie ma prohibicji. „Tu jest Polska, tu się pije”. Szczególnie, że Podlasie pozostałym częściom naszego pięknego kraju kojarzy się z nieumiarkowaną miłością do alkoholi wysokoprocentowych. I z nader tradycyjnymi metodami, którymi ją wyrażamy.
Ale ile można zagryzać pospolitą wódkę czystą pospolitym śledziem czy kiszonym ogórem? Jakże nudne jest już dziś mieszanie spirytualiów z colą albo sokiem. Na szczęście, w Białymstoku wyrasta nowa jakość, doskonale trafiająca w lukę, która istnieje obok pubów. Chodzi o cocktail bary, których zadaniem jest oferować szeroką gamę przeróżnych drinków, mających cieszyć i podniebienie, i oko.
Ludzie piją tutaj głównie wódeczkę. Wódeczkę i piwko. Zwykle czystą zagryzaną cytryną czy pomarańczą – mówi nam Grzesiek, barman z białostockiego Little Hell. – My kładziemy nacisk na drinki, koktajle, mieszanki. Szukamy nowych smaków. Nie nakłaniamy do upijania się, ale do smakowania, do degustacji. Chodzi nam o to, by alkohol był dodatkiem do imprezy, a nie na odwrót.
Białostoczanie do nowości podchodzą jednak ostrożnie. Nic dziwnego. Drink to kilka składników, a więc jest droższy od wódczanego szota, a zawsze jest szansa, że nie będzie nam smakował. Ci, którzy odważą się sięgnąć po kartę, też zachowują się raczej konserwatywnie:
– Mamy wiele różnych drinków, w tym te specjalnie skonstruowane przez naszą ekipę. Ludzie najchętniej jednak sięgają po drinki klasyczne: Old-fashioned, Margheritę, czy Manhattan – tłumaczy Grzesiek. – Cieszy, że jeśli już sięgną po coś bardziej wymyślnego, często trafiają w swój smak i te drinki zostają na stałe w obiegu.
Jak dodaje barman, gusty są różne; od whisky sour, z delikatną domieszką białka jajka, shakerowanego, podawanego na kruszonym lodzie, po koktajle budowane warstwowo, trzy czy pięciosmakowe.
– Liczymy, że rynek białostocki zacznie rozwijać się i doganiać światowy. Planujemy nawet wprowadzić w Little Hell tzw. barmaństwo molekularne, czyli tworzenie drinków np. z rumem lub colą zamienionymi w piankę albo z sokiem zmrożonym ciekłym azotem w formie kulki, która potem będzie dodana do drinka. Bo świat alkoholi nie stoi w miejscu – podkreśla Grzesiek. – Niewielu ludzi strzeże konserwatywnych przyzwyczajeń, jak choćby niedodawanie niczego do koniaku czy whisky. Barmaństwo się rozwija i teraz miesza się wszystko ze wszystkim. Pozwala to osobom, które nie lubią smaku danego czystego alkoholu, cieszyć się jego bukietem w formie bardziej przyswajalnej.
W życiu barmana zdarzają się jednak i nietypowe zamówienia, jak klient proszący o „Jima Beama (znana marka whisky – red.), czy inny gin z tonikiem”. Ekipa Little Hell lubi jednak wyzwania, z powodzeniem można więc podejść do ich baru i popuścić wodze fantazji:
– Ostatnio klient zażyczył sobie czegoś gorzko-kwaśno-słodkiego w kolorze fioletowo-pomarańczowym. Dla barmana to wyzwanie, rodzaj zabawy. Niedawno pewna pani chciała drinka, który miał być na dole żółty, na górze pomarańczowy – wspomina barman
Little Hell. – Pani pamiętała, że dwa lata temu piła to w Hiszpanii.
Możliwości było dużo: passoa z pigwą, campari z sokiem pomarańczowym. W podobnym kolorze jest likier truskawkowy, grenadyna…Klientka określiła smak jako trochę egzotyczny, owocowy. No i zacząłem zgadywać. Była wniebowzięta, stwierdziła, że to dokładnie ten drink, którego kosztowała na wakacjach. Może trafiłem, może zagrała rola sugestii. Ważne, że wyszła od nas zadowolona – kończy nasz rozmówca.
Może więc zamiast odgrywać antyczną teorię wiecznego powrotu, gdzie śledź i czysta wracają jak zły szeląg, warto poszukać nowych smaków. Nieznanych trunków, owoców, skosztować drinków płonących, infuzowanych alkoholi… Całego bogactwa świata, które choć zdaje się egzotyczne, jest przecież na wyciągnięcie ręki. Na dobry początek sympatyczna ekipa Little Hell proponuje Wam na naszych łamach taką oto szóstkę koktajli.
Tak, Little Hell ma swietne drinki
Nom, Drinka możem ciachnąć :D
To i ja się dołączam :D
Jutro o 18 się widzimy w LH :)
Alkohol zamieszany w drinki. Najlepsze drinki w Białymstoku. Polecam :)