O tym, jak się zostaje Południcą i nie tylko, rozmawiamy z Julitą Charytoniuk, koordynatorką projektu Południce/Elektronice.
O muzyce etnicznej nie można mówić w kontekście narodowym, bo jest późniejszy. Mówi się raczej o grupach etnicznych. Jak z tym jest u was? Skąd etnicznie i geograficznie bierze się wasz „biały śpiew”?
Julita Charytoniuk Śpiewamy pieśni z Polski i od wschodnich sąsiadów: z Białorusi, Rosji, czy Ukrainy, której harmonie pociągają nas najbardziej. Jeśli chodzi o Polskę, to z różnych regionów – głównie z Podlasia, ale i Lubelszczyzny, Suwalszczyzny czy Mazowsza.
A jak się wasze śpiewanie przyjmuje poza naszymi okolicami, poza regionem?
JC Niewiele wyjeżdżałyśmy poza nasz region. Projekt jest nadal dosyć młody i do niedawna mówiłyśmy, że jesteśmy nieformalną grupą. Pierwszy raz pod tą nazwą wystąpiłyśmy dwa lata temu. Kilkakrotnie śpiewałyśmy w podbiałostockim skansenie na imprezach plenerowych, w Waniewie na festiwalu „Dawne Pieśni – Młode Głosy”, na otwarciu wystaw.
Debiutem poza Podlasiem był tegoroczny Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą. Śpiewałyśmy w nowej kategorii „folklor rekonstruowany”. Stworzono ją specjalnie dla młodych wykonawców, którzy nie muszą mieć więzi etnicznej, pochodzić z danej wsi, by wystąpić z repertuarem danej śpiewaczki czy zespołu śpiewaczego. Można też korzystać z twórczości kogoś, kto już nie żyje, ucząc się repertuaru z nagrań archiwalnych. W konkursie zajęłyśmy pierwsze miejsce ex aequo z Kapelą Kocirba z Podkarpacia. Wyżej było tylko Grand Prix, które zdobyli nasi znajomi – Kapela Gęsty Kożuch Kurzu z Łodzi.
Jak się zostaje Południcą?
JC Droga każdej z nas jest inna. Każda śpiewa z różnych powodów i od różnych chwil swego życia. Na początku spotykałyśmy się, żeby sobie pośpiewać ot tak, przy herbacie. Bez parcia, żeby pokazywać się na scenie, a po prostu, żeby śpiewać dla siebie siedząc na ławce w parku. Przez grupę przewijały się różne osoby. Od dwóch lat mamy w miarę stały skład – jest nas sześć, czasem siedem.
Gdzie się na taką Południcę przyuczać?
JC Bardzo polecam różnorakie warsztaty, zwłaszcza Letnią Szkołę Muzyki Tradycyjnej, organizowaną przez Fundację „Muzyka Kresów” z Lublina. Pierwszy raz trafiłam tam osiem lat temu, do grupy prowadzonej przez Tatianę Sopiłkę z Drevo – jednego z bardziej znanych zespołów nurtu muzyki autentycznej. Ale polecam też krótsze warsztaty weekendowe, prowadzone w ciągu roku przez ośrodki kultury, muzea, stowarzyszenia.
Takie organizacje zapraszają różnych wykładowców, etnomuzykologów z Polski i zagranicy, którzy dzięki wieloletniej praktyce potrafią nauczyć pieśni i wyjaśnić, na czym polega ten słynny „biały śpiew”. To świetny pierwszy krok, polecam. A jeśli ktoś może wyjechać na wieś i uczyć się bezpośrednio od wiejskich wykonawców, polecam tym bardziej.
A pomysł z elektroniką? Jaka była jego geneza?
JC Projekt wymyśliła Małgorzata Skowrońska z Fundacji UwB. Zaproponowała nam i dj Johnny’emu Uranerowi przygotowanie koncertu łączącego elementy tradycji z nowoczesnością, czyli dźwiękami elektronicznymi. Projekt debiutował rok temu w Centrum Zamenhoffa, gdzie w ramach inicjatywy „Kultura wielu głosów” śpiewałyśmy a cappella, do podkładów, a wreszcie można było usłyszeć muzykę już z naszymi przetworzonymi głosami. Taki minikoncert. A po kilku miesiącach skorzystałyśmy z możliwości, jakie dawał konkurs rozpisany przez urząd miasta i napisałyśmy wniosek o dofinansowanie.
W efekcie Fundacja UwB wydała płytę Południce/Elektronice. To jasne, że nie odkrywamy Ameryki, ale bawimy się, jak umiemy i jak lubimy, angażując do tego więcej didżejów i producentów niż w zeszłym roku.
Jakie macie plany na przyszłość? Są już jakieś pomysły?
JC Jesteśmy po dwóch koncertach promujących płytę. W tym roku chciałybyśmy z chłopakami od elektroniki zagrać jeszcze koncert z tym materiałem. Wstępne zaproszenia już mamy. Będzie też można kupić naszą płytę. Na razie rozsyłamy ją po stacjach radiowych i zaprzyjaźnionych instytucjach. Kilku z dj już zastanawia się nad nowymi podkładami dla nas. Jest chęć dalszej współpracy. Dobrze, bo chcemy przy okazji każdego koncertu modyfikować repertuar. Śpiewać a cappella i z towarzyszeniem elektroniki coraz to inne pieśni. Ale pilnujemy też, by nie mieć parcia na szkło, a z tego, co robimy, cały czas mieć fun.
Fajne, prawda? :D
Południce :)