
W spółce „Lech” od dłuższego czasu nie działo się dobrze. Od lat co kilka miesięcy pojawiały się problemy, które były kompletnie ignorowane przez prezydenta Białegostoku, który tę miejską spółkę nadzoruje. Teraz, kiedy nieprawidłowości zostały wskazane dość wyraźnie i spalarni śmieci grozi cofnięcie pozwolenia na działalność, ten sam prezydent znów obwinia wszystkich tylko nie siebie.
O sprawie informowaliśmy w miniony wtorek. Jest ona dość poważna, ponieważ Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska wskazał dość poważne błędy i wręcz działanie niezgodne z prawem – tak w przypadku spalarni śmieci na Andersa, jak i wysypiska śmieci w Hryniewiczach. Część z nich dość wyraźnie odczytał marszałek województwa podlaskiego. I nie były to jakieś wyimaginowane nieprawidłowości, o których opowiadał marszałek Artur Kosicki, ale odczytane z dokumentów Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Nieprawidłowości zostały wykazane po przeprowadzeniu wielu kontroli w jednym i drugim zakładzie spółki „Lech”.
- Między innymi w tej kontroli wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska też stwierdził, że w czasie obowiązywania umów w z jedną z warszawskich spółek, to jest w latach 2017 do końca marca 2019, odpady pochodzące między innymi z Warszawy były kierowane do spalarni i wykazywane jako odpady pochodzące z Białegostoku – mówił Artur Kosicki, marszałek województwa podlaskiego.
To tylko niewielki wycinek nieprawidłowości, jakie potwierdziły kontrole. I nie będziemy w tym miejscu szczegółowo opisywać innych uchybień i błędów stwierdzonych przez kontrolerów, bo o tych nieprawidłowościach można dowiedzieć się z nagrania video z konferencji prasowej. Zamieszczamy je poniżej. Trzeba jednak wiedzieć, że to także nie wszystko, z czym zarówno spalarnia śmieci, jak i zakład w Hryniewiczach miały problemy. Tych jest znacznie więcej, zgłaszanych od dawna, które były bagatelizowane. I wydaje się, że to bagatelizowanie będzie trwało dalej.
Tadeusz Truskolaski, nadzorujący spółkę „Lech”, odpowiedzialną za gospodarkę odpadami w Białymstoku, wszelkie zarzuty ponownie odpiera. I na dodatek uważa, że to walka polityczna. W miniony wtorek odniósł się do pierwszych doniesień medialnych, które dotyczyły nieprawidłowości, nazywając wyniki kontroli i działanie marszałka województwa w związku z tymi wynikami – skandalem.
- Zarzuty, które są postawione, są zarzutami absurdalnymi, wyssanymi z palca, ale najgorsze to, że niezgodnymi z prawdą. Dlatego, że spółka przyjmowała odpady z Warszawy ale to było na rozruch i to była frakcja energetyczna w wysokości 10 tysięcy ton i była na to stosowna zgoda, bo jeżeli chodzi o frakcję energetyczną to nie wymagana jest regionalizacja. Oczywiście mówimy tu o przepisach wtedy obowiązujących – mówił Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.
Odnośnie dokumentów, które miały zniknąć w spółce „Lech” a dotyczących funkcjonowania spalarni śmieci, prezydent Białegostoku mówi, że te dokumenty są, a ich rzekomy brak ma być wynikiem niechlujstwa kontrolerów, którzy nie skserowali całości dokumentacji. Podkreśla, że wszczynanie procedury do cofnięcia pozwolenia na działalność spalarni śmieci na tej podstawie jest działaniem czysto politycznym. I straszy też mieszkańców Białegostoku, że za śmieci będą płacić więcej niż obecnie.
Z tym, że kłopoty w spółce „Lech” nie zaczęły się od tej kontroli. Są od dawna. Już cztery lata temu przedsiębiorcy walczyli z opłatami za odbiór odpadów, jakie nagle narzuciła na nich spółka. Mimo, że ci sami przedsiębiorcy płacili za odbiór i wywóz odpadów. Ale płacili firmom komercyjnym, a nie do kasy miasta. Bo jak się okazało, tak poradzili im sami urzędnicy z „Lecha”, którzy dopiero po trzech latach się zorientowali, że mają dość duże dziury finansowe z powodu braku opłat za odbiór odpadów od wielu podmiotów gospodarczych, w tym hoteli, restauracji, a nawet i prywatnego przedszkola. Sprawę opisywaliśmy dość szeroko na naszych łamach i zainteresowanych tematem odsyłamy pod ten LINK.
Później było podobnie, choć pojawiały się inne problemy. Między innymi taki, że sprawą musiała zająć się białostocka prokuratura. Prowadzono bowiem postępowanie w sprawie nieprawidłowości finansowych i wyprowadzania pieniędzy z nieistniejącej spółki „Czyścioch”. A tak się składa, że jednym z podejrzanych, któremu postawiono nawet zarzuty, jest Zastępca Dyrektora Biura Zarządzania Systemem Gospodarki Odpadami w Spółce „Lech” – Maciej P. Radni, między innymi Katarzyna Siemieniuk oraz nieżyjący już radny Zbigniew Brożek, składali nawet interpelacje w tej sprawie w odstępach kilkumiesięcznych i za każdym razem prezydent odpowiadał, że nic o sprawie nie wie. Opisywał nam to ówczesny członek rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej Rodzina Kolejowa.
- Problem polegał na tym, że udowodniłem w jaki sposób oszukują mieszkańców Białegostoku poprzez zawyżanie cen za wywóz śmieci. W wyniku czego oszuści ciągali mnie po prokuratorach, że niby naraziłem firmę na straty i upubliczniłem sprawę w mediach. Oszuści wówczas pozostali bezkarni, pomimo wieloletniego drylowania kieszeni mieszkańców. Cała machina była profesjonalnie przygotowana – mówi naszej redakcji Eugeniusz Muszyc.
Rok temu mieszkańcy Hryniewicz sami dotarli do dokumentów, z których wynikało jasno, że do Białegostoku trafiały śmieci między innymi z Warszawy, z Łodzi i Wrocławia. Zwieziono ich tyle, że spółka „Lech” wielokrotnie wstrzymywała przyjmowanie odpadów od firm komercyjnych, które przywoziły odpady między innymi z budów lub z cmentarzy. Odmawiano ich przyjęcia i trwała klasyczna wymiana pism przez kilka tygodni, aby w końcu można było znów realizować zadania, do których firmy zajmujące się odbiorem odpadów zostały powołane.
Nawet niedawno, kiedy radny – tym razem – Henryk Dębowski zwracał się do prezydenta Tadeusza Truskolaskiego z prośbą o udostępnienie protokołu z kontroli przeprowadzonej w spółce „Lech” przez Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska, spotkał się z odmową. Mimo, że radni z ustawowego obowiązku pełnią funkcję kontrolną wobec prezydenta Białegostoku, ale także i spółek mu podległych.
- Ja mam pytanie do pana prezydenta. Co pan prezydent ukrywa, że my jako radni, którzy powinniśmy kontrolować działalność prezydenta, działalność między innymi spółek miejskich, dlaczego my jako radni, nie możemy mieć wglądu do tego raportu? – pytał radny Henryk Dębowski.
Jedno jest pewne. Spalarnia śmieci powstała jako duży projekt Białegostoku oraz gmin ościennych i tylko Białystok oraz gminy ościenne powinna obsługiwać. Wiadomo już, że było inaczej. Śmieci z dalszych stron kraju trafiały również do Zakład Utylizacji Odpadów Komunalnych w Hryniewiczach, zaś na odpady z naszego terenu miejsca wielokrotnie nie było – co objawiało się czasowym wstrzymywaniem ich przyjmowania. I biorąc to wszystko pod uwagę, jeśli prezydent nazywa skandalem to co się dzieje w gospodarce odpadami w mieście, którym zarządza, najpierw ten skandal powinien jednak zacząć opanowywać w spółce, która mu podlega.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie