Reklama

Dokumenty zniknęły, pracownik został zwolniony, więc wszystko gra?

15/09/2015 10:40


Wracamy do sprawy zaginionych dokumentów w Urzędzie Miejskim w Białymstoku przed czterema laty. Dotyczyły dofinansowania Jagiellonii Białystok w związku z promocją poprzez sport. Jak się okazało, wówczas nikt nie składał zawiadomienia od organów ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa. Dokumenty nie odnalazły się do dziś. Teraz, mimo że można by było zawiadomienie złożyć, nikt z urzędu miejskiego tego robić nie będzie.

Urzędnik urzędnikowi nie jest równy – to widać na pierwszy rzut oka. Kiedy niedawno dokumenty z urzędu miejskiego rzekomo zniknęły – natychmiast powiadomiono organy ścigania i rozpoczęło się śledztwo, które wykazało, że żadne dokumenty z tych ze zgłoszenia, nie opuściły nigdy budynku magistratu. Kilka lat temu natomiast też zniknęły dokumenty, tylko że o tym zdarzeniu nikt nie powiadamiał organów ścigania i te dokumenty nigdy się nie odnalazły.

Pytaliśmy niedawno, czy wobec tego, że obecnie można by było powiadomić organy ścigania o zaginięciu dokumentów, ktoś z urzędu sięgnie do starej sprawy i złoży stosowne zawiadomienie. Na to pytanie nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Zatem śmiało wnioskujemy, że nikt do sprawy wracać nie zamierza. Tym bardziej, że pracownik, który był za owo zaginięcie odpowiedzialny, nie pracuje już w urzędzie miejskim. Nie wiemy jednak czy pracownik został zwolniony z powodu naruszenia etyki urzędnika, czy może dyscyplinarnie? Bowiem takie rzeczy mogłyby być rozpatrywane jako przestępstwo przeciwko wiarygodności dokumentów. Mówi o tym art. 276 kodeksu karnego.

Dokumenty zaginęły w trakcie przeprowadzki biura promocji z ul. Słonimskiej 1 na ul. Warszawską 21. Pracownik odpowiedzialny za przeprowadzenie tego postępowania nie pracuje już w urzędzie miejskim od 29 lutego 2012 r. – odpowiada nam rzecznik Prezydenta Białegostoku – Urszula Boublej.

Dodaje również, że sprawę badała Najwyższa Izba Kontroli. I pewnie, gdyby NIK nie zbadała tej sprawy, nikt by nawet się nie dowiedział, że w urzędzie panuje bałagan. Pracownik także najwyraźniej nie został zwolniony od razu, jak Sebastian Wicher. Bo skoro dokumenty zginęły w 2011 roku, a pracownik przestał pracować od marca 2012 roku, to jakby nie patrzeć, analogii w postępowaniu Prezydenta Białegostoku brak.

Na dodatek okazało się, że Najwyższa Izba Kontroli pozytywnie oceniła promocję poprzez sport. Tak przynajmniej odczytują dokument z kontroli pracownicy magistratu. Nie wiemy, w którym miejscu to wyczytali, bowiem zdaniem NIK, w promocji poprzez sport w Białymstoku nie było żadnej strategii i nie przyniosła ona pożądanych efektów. W latach 2011-2013 wydatki na promocję poprzez sport w Białymstoku wyniosły 67 proc. I był to jeden z najwyższych wskaźników wydatków w Polsce na tego rodzaju promocję. Oprócz tego okazało się, że przy udzielaniu zamówień na usługi promocyjne, w tym poprzez sport, nie do końca przestrzegano przepisów ustawy o finansach publicznych i Prawa zamówień publicznych. To właśnie czytamy w raporcie NIK. Co wyczytali z niego urzędnicy?

W "Wystąpieniu pokontrolnym", mimo wskazania faktu zaginięcia dokumentacji, jako stwierdzonej nieprawidłowości, NIK jednocześnie pozytywnie oceniła działania promocyjne Miasta prowadzone w latach 2011-2013. W pokontrolnych wnioskach NIK wnioskowała jednak o prawidłowe przechowywanie dokumentacji udzielonych zamówień publicznych – informuje Urszula Boublej.

Można zaklinać rzeczywistość, co zresztą urząd miejski w Białymstoku ma w swoim zwyczaju. Z drugiej strony pozostaje ogromny niesmak wobec tego, co obecnie się dzieje ze zwolnionym Sebastianem Wichrem. Przypominamy, że mimo iż policja znalazła dokumenty, które wcale nie zginęły, nie wyniósł on żadnych danych z urzędu, ani nie upublicznił ich osobom nieuprawnionym, Prezydent postanowił dalej ścigać człowieka, chociaż nie wykonał żadnego kroku w celu znalezienia zaginionych dokumentów sprzed 4 lat odnośnie dofinansowania Jagiellonii Białystok. Chodziło o 4 mln złotych dotacji udzielonej w ramach promocji poprzez sport. NIK oceniła te działania negatywnie, ale tego już jak widać, nie zrozumieli pracownicy magistratu.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do