Reklama

Druga strona galerii handlowych

19/02/2016 13:07


Pojawienie się galerii handlowych na mapie Białegostoku było prawdziwą – handlową – rewolucją w mieście. Zostały przyjęte entuzjastycznie i niemal bezkrytycznie przez mieszkańców spragnionych możliwości zakupów w sklepach znanych sieci. Jednak, jak każda rewolucja, tak i ta, pociągnęła za sobą ofiary.

W tym wypadku stali się nimi drobni kupcy i właściciele lokalnych sklepów, którzy wyraźnie odczuli ten gorący powiew zmian, poprzez który zaczęły topnieć ich dochody. Czasami bardzo dramatycznie. Wielu zresztą nie przetrwało konkurencji z galeriami, podejmując decyzję o zwolnieniu personelu i zamknięciu swoich małych „biznesów”.

Warto jednak zdać sobie sprawę, że de facto ofiarami galerii jesteśmy wszyscy. Owszem, nowe sklepy to nowe miejsca pracy. Sprzedawcy, którzy rozpoczęli pracę w galeriach nie mieli zresztą czasami wyjścia, więc to nie do końca jest tak, że zatrudnienie znacząco wzrosło. Przy budowie wielkopowierzchniowych obiektów pracę znalazły lokalne firmy, ale… na tym koniec.

W gruncie rzeczy na działaniu galerii zarabiają przede wszystkim: banki – udzielając kredytów inwestycyjnych na budowę i inwestor, któremu z kolei zależy na szybkim zwrocie z inwestycji i maksymalnie krótkim okresie spłaty zaciągniętych zobowiązań finansowych w bankach. Zarabia też miejska kasa z tytułu podatków od nieruchomości – czyli niby my wszyscy – mieszkańcy, ale nie oszukujmy się, szeroki strumień dochodów wypływa daleko poza granice Białegostoku, a czasami nawet i Polski.

Galerie handlowe nie są bynajmniej złem wcielonym i najmroczniejszym koszmarem handlowców. Nie są, pod jednym warunkiem: jeżeli prowadzą uczciwą grę rynkową, w której wszyscy mają równe szanse. Ale tak niestety nie jest. Wkrótce temat będziemy rozwijać szerzej ukazując inne oblicze funkcjonowania galerii handlowych i efekty tego działania dla lokalnego rynku. Prowadząc zaś obecnie rozważania na ten temat, uwagę skupiliśmy na razie na jednym, dość szczególnym segmencie handlu. Mowa o branży mody męskiej.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w Białymstoku przybyło 15 nowych salonów z modą męską działających w galeriach handlowych. Lokalni przedsiębiorcy starają się podejmować rękawicę, ale jest to okupione coraz większym wysiłkiem. Jak podkreśla Krzysztof Kosmowski, właściciel sklepów z odzieżą męską Prestige Męski, a zarazem producent koszul, moda męska jest dość specyficzna. Nie podlega tak częstym zmianom jak moda młodzieżowa czy kobieca.

Mężczyzna kupuje kilka koszul co kilkanaście miesięcy, a czasem nawet rzadziej. Nie mówiąc o garniturach, które kupuje zwykle raz na kilka lat. To sprawia, że nowe kolekcje nie są wprowadzane tak często, a jeśli już, to zwykle są to zmiany kosmetyczne i dotyczą mniejszej liczby nowych wzorów. To zaś sprawia, że nie ma w praktyce możliwości obniżania cen w nieskończoność – wyjaśnia.

Damska bluzka może kosztować w regularnej cenie np. 50 złotych, ale podczas wyprzedaży, za ten sam produkt zapłacimy 12 zł. I sprzedawca wciąż na tym zarabia. Krzysztof Kosmowski wyjaśnia, że z elegancką odzieżą męską to już nie zadziała.

Jeśli garnitur dobrej jakości kosztuje 699 zł to nie można obniżyć jego ceny do 299 zł, bo to będzie grubo poniżej kosztów zakupu. Ale… jeśli cena tego samego garnituru będzie wynosiła na początku 1299 zł i obniżymy ją podczas promocji o połowę to… zarabiamy, a klient zyskuje poczucie dobrego interesu. To jednak, w mojej ocenie, moralne oszustwo – mówi właściciel Prestige Męski.

Jak mówi przedsiębiorca, sklepy sieciowe oferujące modę męską w galeriach handlowych stosują kilka trików, które z powodzeniem sprawdzają się w codziennym handlu.

O pierwszym triku z zawyżaniem pierwotnej ceny już powiedziałem. Drugim sposobem są magie promocji. Standardem podczas akcji wyprzedażowych jest wabienie klienta obietnicą przeceny sięgającej 70 czy 80%. W praktyce jednak oznacza to, że tak wysoko przecenionych jest zaledwie kilka – kilkanaście produktów. Reszta asortymentu jest dostępna w regularnej cenie. Jednak klienci rzadko zwracają uwagę na metki. W ich głowach zostaje przekaz i obietnica 80% wyprzedaży. I zwykle refleksja przychodzi dopiero po odejściu od kasy – dodaje.

W przeciwieństwie do sklepów męskich w galeriach, te działające w sposób niezależny, butikowy, decydując się na wyprzedaże oferują przeceny całego asortymentu. Co jasne, poziom rabatów nie może być w takim wypadku tak znaczny, ale promocje wynoszące 20 czy 25% na cały towar to nie jest nic specjalnie dziwnego.

Kolejna kwestia to dostępność towaru. Z racji ograniczonych powierzchni sklepów w galeriach (bo każdy metr kosztuje) zwykle klienci mają ograniczony wybór. I to zarówno jeśli chodzi o różnorodność asortymentu, wzorów, fasonów jak i konkretnych rozmiarów. Próżno szukać w galeriach odzieży wykraczającej poza pewną średnią. A i te, które możemy znaleźć na wieszakach, to najczęściej 3-4 sztuki jednego rozmiaru.



W galeriach nie ma szansy ubrać się pan, który nigdy nie wciśnie się „w slim”. Ale nie tylko. Nie ma rozmiarów dla mężczyzn wysokich, otyłych lub bardzo niskich lecz krępych. A wbrew pozorom większość mężczyzn ma kłopot z dopasowaniem się do standardowych  S,M,L,XL – mówi naszej redakcji Kosmowski.

Następna sprawa to przeróbki krawieckie. Jako się rzekło, to wyczyn znaleźć ubiór, który „pasuje jak ulał”. Najczęściej trzeba posiłkować się usługą krawiecką. A taka, w przypadku galerii jest zwykle dodatkowo płatna, a do tego realizowana w zupełnie innym miejscu. Tego problemu nie ma w sklepach niezależnych. Tam, na miejscu a czasem nawet od ręki i co ważne za darmo, realizowane są przeróbki, które dostosują nasz ubiór do naszej sylwetki i potrzeb.

Towar w sklepach „galeriowych” musi być droższy, bo prowadzący taki sklep przedsiębiorca ponosi znacznie większe koszty. Oprócz czynszu, są jeszcze dodatkowe opłaty, które pochłaniają cały zysk – określony procent od obrotu sklepu, opłata marketingowa liczona od metra kwadratowego powierzchni. To tylko kilka z nich. Co to oznacza? Że zwyczajnie musi być drożej. Właściciel sklepu musi mieć możliwość zarobku, dlatego nie ma wyjścia i podnosi ceny.

Generalnie z mojej analizy rynku jasno wynika, że garnitur tego samego gatunku, wykonany w tej samej jakości w galeriach kosztuje średnio 200 zł więcej niż w sklepach niezależnych – przyznaje Krzysztof Kosmowski.

Zatem, po kieszeni dostaje konsument, bo rzadko się zdarza, że mężczyzna urządza sobie wędrówkę od sklepu do sklepu w celu porównania cen. To raczej domena pań. - Facet wchodzi do sklepu i wychodzi z towarem. Proste – dodaje.

Wielu klientów zwleka z zakupami do czasu promocji. Wtedy ruszają szturmem do sklepów polując na produkty w znakomitych cenach.

- Jednak, zanim obudzimy w sobie nasz naturalny, drzemiący w każdym facecie, pierwotny instynkt łowcy, zastanówmy się chwilę nad tym, czy oby na pewno ubijamy świetny interes – wyjaśnia Krzysztof Kosmowski.

Wkrótce na naszych łamach będzie można poczytać o innych aspektach i sztuczkach działania galerii handlowych. Jak się zakrywa pustostany i jak się ściąga do siebie ludzi, którzy tak naprawdę nie są klientami. Temat jest bardzo ważny, ponieważ w Białymstoku mają się pojawić kolejne obiekty tego rodzaju. Dobrze by było, gdybyśmy wiedzieli czym są i jak działają w rzeczywistości galerie handlowe.

(JM/ ASM/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do