Sprawa ciągnie się już blisko 5 lat i właśnie zaczyna się na nowo. Starszy człowiek w międzyczasie bardzo poważnie zachorował. Nawet już nie mówi. Ostatnio musiała go w tym względzie zastąpić żona. A poszło o jedną sosnę.
Sosnę, a właściwie samosiejkę posadziła kobieta. I sosna sobie rosła kilka lat. Kiedy w tym miejscu Państwo Kojta chcieli postawić drobny warsztat, trzeba było sosnę wyciąć. Zwrócili się z pytaniem o pozwolenie wycięcia i otrzymali z urzędu odpowiedź – że można spokojnie wyciąć, ponieważ drzewko ma mniej niż 10 lat. Tak też się stało. I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że sprawą zainteresował się patrol straży miejskiej, który wystawił mandat.
Potem było już tylko gorzej. Wezwania, zawiadomienia, decyzje, wezwanie do zapłaty. Sprawa trafiła do sądu. Nie pomagały wyjaśnienia, żadne opinie, nawet biegłych, którzy na dodatek wydali trzy inne opinie w sprawie wieku wyciętego drzewa. Starszy mężczyzna zachorował na chorobę Parkinsona. Sądowe procesy o wycięcie drzewa nie pomagały w zmaganiach z tą trudną chorobą. Tydzień temu podczas posiedzenia komisji rewizyjnej starsze małżeństwo przyszło by wypowiedzieć się w swojej sprawie. Bo złożyli skargę do Komisji Rewizyjnej Rady Miasta, aby zbadała to, co się dzieje wokół ściętego drzewa.
- Przez te sądy, przez to wszystko co nas spotkało, mąż już nie mówi. Ja będę mówiła w jego imieniu. Bardzo proszę, aby tę naszą sprawę zakończyć. My już naprawdę nie mamy siły, sama też choruję. A przez to jedno drzewko nie mamy normalnego życia. Sama tę sosenkę posadziłam, wiem ile ma lat. I bardzo proszę dać nam starym już spokój – żaliła się Pani Kojta.
To właśnie takie słowa wypowiadała starsza kobieta, chociaż to na jej męża, który już nie mówi, urzędnicy wystawiali decyzje i wezwania do zapłaty za ścięcie drzewa. Zresztą takie pisma są kierowane w dalszym ciągu. Żądają ponad 20 tys. złotych. Kobieta mówiła, że nie mają takich pieniędzy, bo ciągle na ich utrzymaniu są niepracujący członkowie rodziny. Podnosiła, że jest im bardzo ciężko. A także to, że od czasu wycięcia drzewa posadziła dwie inne sosny oraz wiele drzewek owocowych.
Sprawa z drzewkiem jest o tyle ciekawa i jednocześnie bulwersująca, że małżeństwo Kojta posiada dwa wyroki sądu, które uchylają decyzje magistratu w sprawie nałożenia kary za wycięcie sosny. Ostatni wyrok w tej sprawie, już prawomocny, wydał Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku. Starsi ludzie myśleli, że to koniec sprawy i będą mogli odetchnąć.
- Otrzymaliśmy kolejne zawiadomienie o wznowieniu postępowania i znów wszystko będzie się ciągnęło od początku. My już nie mamy sił. Prosimy państwa, aby pomogli nam. Zróbcie coś, żeby urzędnicy dali nam spokój – mówiła łamiącym się głosem kobieta.
Dlatego też sprawie nałożenia kary na starsze małżeństwo przyjrzy się teraz Komisja Rewizyjna. Radni Konrad Zieleniecki, Piotr Jankowski i Tomasz Janczyło weszli w skład zespołu kontrolnego i zdecydowali o gruntownym sprawdzeniu całości postępowania prowadzonego przez organ, jakim jest Prezydent Miasta Białegostoku. Być może to postępowanie sprawi, że starsi ludzie będą mogli zająć się sobą, a w szczególności rehabilitacją. W ciągu trwania całej sprawy zdrowie zwłaszcza Pana Leonarda Kojta pogorszyło się do tego stopnia, że ledwie się porusza i przestał mówić. Trudno powiedzieć, a już na pewno trudno zrozumieć, z czego wynika takie postępowanie urzędników w sprawie jednego wyciętego drzewka.
Komentarze opinie