
Wbrew temu, co twierdzą tak zwani obserwatorzy oraz różnego rodzaju aktywiści zgromadzeni niedaleko koczowiska imigrantów pod Usnarzem Górnym, ludziom tym nie dzieje się żadna krzywda. Nie są głodni, ani spragnieni, ani chorzy, bo wymieniają się niemal codziennie. O tym od początku informuje polska Straż Graniczna, której nie każdy chce wierzyć. Być może teraz uwierzy.
Wielkich nadziei nie mamy, że ktokolwiek ze zgromadzonych w Usnarzu Górnym zechce przyznać się do błędu i w końcu opuści ten teren. Patrząc na to, co podawała tylko w miniony czwartek i piątek białoruska telewizja państwowa, a także media rosyjskie, można odnieść wrażenie, że wszyscy ci ludzie zgromadzeni po polskiej stronie, użalający się nad imigrantami, są po prostu opłaceni przez Białoruś i Rosję za odgrywanie show. Media tamtych państw wykorzystały nagrania tego show do swojej propagandy, którą karmią swoich obywateli.
Polska Straż Graniczna od samego początku informowała o tym, że koczujący ludzie są zaopiekowani przez funkcjonariuszy białoruskich. Mówiła także o tym, że to nie są cały czas te same osoby, ponieważ pod osłoną nocy białoruscy mundurowi zabierają część osób z miejsca koczowiska i przywożą później inne w ich miejsce. I niekoniecznie jeden za jeden. Bo bywa, że nagle liczba imigrantów kurczy się o kilka osób, żeby za kilka dni zwiększyła się o 2, a następnie i więcej. Spektakl odgrywany dla licznej gawiedzi po polskiej stronie jest odgrywany każdego dnia i jak widać skutecznie. Chyba, że ta gawiedź w całości lub w części jest opłacana pieniędzmi zza naszej wschodniej granicy. Bo trudno znaleźć inny powód takiego zachowania, który idealnie wpisuje się w scenariusz napisany właśnie za tą wschodnią granicą.
Polska Straż Graniczna informowała także, że koczujący pod linią graniczną nie są wcale głodni, czy spragnieni, ani chorzy. Regularnie dowożone jest im jedzenie, picie, środki higieniczne, leki i wszystko inne co potrzebują. W miniony piątek wieczorem pogranicznicy zamieścili nawet film, na którym wyraźnie widać, jak imigranci dostają ciepłe jedzenie w naczyniach. I przecież od kilku dni mają namioty, których pierwotnie w tym miejscu nie było, a strona polska ich przecież nie zapewniła, ponieważ polski konwój z pomocą humanitarną, wciąż stoi na przejściu granicznym w Bobrownikach.
„Grupa cudzoziemców koczująca po białoruskiej stronie granicy Białorusi ostatni posiłek dziś, dostała o godz. 19.20. Posiłki i napoje dostarczane są regularnie cudzoziemcom przez stronę białoruską. #zgranicy” – poinformowała Straż Graniczna na Twitterze.
Grupa cudzoziemców koczująca po białoruskiej stronie granicy ????????ostatni posiłek dziś, dostała o godz. 19.20. Posiłki i napoje dostarczane są regularnie cudzoziemcom przez stronę białoruską.#zgranicy pic.twitter.com/vs4PldyBJC
— Straż Graniczna (@Straz_Graniczna) August 27, 2021
W obliczu tego nagrania, ale także użycia logiki do zrozumienia sytuacji, wszyscy użalający się nad losem imigrantów, którzy są – co było wiadomo od dawna – zaopiekowani, powinni sobie zadać jedno podstawowe pytanie. Gdyby faktycznie od 3 tygodni na zewnątrz siedzieli ludzie bez jedzenia i picia oraz leków, to jakim cudem jeszcze tam są? Nawet, jeśli pili w tym czasie wodę ze strumyka, to od blisko dwóch tygodni zwyczajnie powinno już ich tam nie być. Z powodów naturalnych. Dywagacje w tej sprawie jednak zostawiamy już opinii czytelników.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: zrzut ekranu z YouTube.com)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie