
Praktycznie pod każdym większym sklepem, a już na pewno pod każdym, który posiada większy parking, zaraz po wyjściu z samochodu pojawia się przy drzwiach mało sympatycznie wyglądający człowiek lub nawet kilku i… się zaczyna. Jak nie 50 groszy to złotówkę, jak nie złotówkę to coś do jedzenia, jeśli nie do jedzenia, to przynajmniej do picia. Problem żebractwa dotarł do Białegostoku.
Jeszcze kilka lat temu tak wielu żebrzących nie było. Owszem, zdarzało się spotkać mało przyjemnie wyglądających, głównie mężczyzn, którzy prosili o pieniądze. Najczęściej można było usłyszeć, że chcą sobie kupić coś do jedzenia. Inni mówili wprost, że potrzebują na piwo. Więc niektórzy dawali drobne, inni woleli kupić jedzenie. Faktem jest, że większość otrzymanych pieniędzy dość szybko była wydawana w pobliskim sklepie, najczęściej na produkty alkoholowe, rzadziej na jedzenie.
Od jakiegoś czasu niemal pod każdą Biedronką, Lidlem, Stokrotką czy PSS Społem można spotkać w różnych godzinach osoby żebrzące. Zazwyczaj są miłe. Przepraszają po sto razy zanim wydukają, że chcą pieniędzy. Część sklepów musiała zatrudnić ochronę, żeby w kulturalny sposób dać do zrozumienia, że pod tym konkretnym obiektem handlowym, klientów nikt nie będzie zaczepiał. I w zasadzie nie jest to głupia polityka, bo mimo łagodności głosu oraz tonu żebrzącego, część klientów wolała jechać na zakupy gdzieś indziej, gdzie nie będzie nikt zaczepiał, nagabywał czy prosił o pieniądze.
- Zdecydowaliśmy się na ochronę, bo całymi dniami przebywali tu bezdomni, czy po prostu osoby nadużywające alkoholu. Zaczepiali klientów, a ci nam się skarżyli, że nie reagujemy. Poza tym klient ma wydawać u nas pieniądze, ma przyjść po więcej, a takie osoby pod sklepem nie zachęcają ani do dużych zakupów, ani do częstych zakupów. Poza tym zdarzały się kradzieże i uszkodzenia samochodów naszych klientów. Musieliśmy zareagować – mówi naszej redakcji kierowniczka jednego z dyskontów.
Zanim osób żebrzących nie było tak dużo, ludzie dzielili się pieniędzmi. Wiadomo, że w Białymstoku trudno było pracę. A nawet jeśli ktoś pracę dostał, to zarobki czasami nie pozwalały na normalne funkcjonowanie. Żebrały więc kobiety, dzieci i… mężczyźni. Ale okazało się, że z wyciągniętą ręką pojawiało się ich z miesiąca na miesiąc coraz więcej i to w różnych częściach miasta. W tej chwili w zasadzie można spotkać wyłącznie mężczyzn. Wyglądają jak bezdomni, często ich stan higieny przyprawia o mdłości. Choć zdarzają się i przypadki zadbanych żebrzących.
- Nie wiem jak to jest, ale oni wyrastają spod ziemi. Jak wjeżdżam na parking nie widać żadnego. Tylko wysiadam, już stoi nade mną. Pod moim sklepem zawsze ci sami. Początkowo dawałam parę groszy. Zdarzało się, że kupowałam kawałek kiełbasy, albo serek czy bułkę. Tylko, ile można? Nie wyglądają za schorowanych, mogą pójść do pracy dorywczej i dorobić. Teraz dużo ludzi jest potrzebnych do pracy – mówi naszej redakcji Małgorzata z osiedla Białostoczek.
- Pod Tesco byli prawie codziennie. Zawsze ci sami. Czasami można tych samych mężczyzn spotkać pod Biedronką na Radzymińskiej, albo pod Stokrotką. To ich blejanie jest męczące. Niech pójdą do pracy. Nawet niech będzie dorywcza – mówi z kolei Michał z tego samego osiedla.
Proszących o pieniądze przybyło w ostatnich miesiącach. To może dziwić, bo faktycznie jest w tej chwili potrzebnych sporo rąk do pracy. Praca jest i płaca jest. Firmy budowlane potrzebują nawet osób sprzątających na budowie, osób do ochrony, potrzebne są ręce do sprzątania terenów zielonych. Jest cała masa możliwości zarobkowania i to w takich miejscach, gdzie nie są potrzebne żadne specjalne kwalifikacje. Mimo tego, pracować żebrzący nie idą, bo wolą poprosić o kilka złotych.
Straż Miejska ma co robić. Każdego dnia otrzymuje zgłoszenia od mieszkańców naszego miasta o osobach żebrzących, nagabujących pod sklepami. Bywa, że chodzą także po domach. Nawet w ścisłym centrum Białegostoku, gdzie są zamieszczone kamery miejskiego monitoringu, bez problemu można spotkać mężczyzn, którzy proszą o pieniądze. To nie jest najlepsza reklama turystycznego Białegostoku, zwłaszcza, że odwiedzający nasze miasto w większości spacerują po centrum.
- Oni tu nawet nie czekają na wieczór. W biały dzień zaczepiają ludzi i proszą o pieniądze. Straż Miejska i Policja mają tu stałe kursy. Widzę to wszystko przez okno z biura. Nie mam pojęcia, czy naprawdę nic się z tym nie da zrobić? – dziwi się Piotr pracujący w budynku przy Lipowej.
Tymczasem w Polsce jest już pierwsze miasto, które zachęca mieszkańców i turystów do nie dzielenia się pieniędzmi z osobami żebrzącymi. W Gdańsku ruszyła kampania, która ma zniechęcać do dawania datków czy udzielania innych form pomocy osobom żebrzącym na ulicy. Prowadzona jest przez pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku. Powodem jest, podobnie jak w Białymstoku, rozwój zjawiska żebractwa. Zresztą w okresie wakacyjnym, to też bardzo dobry sposób na zarobkowanie, z którego nie trzeba się rozliczać z urzędem skarbowym.
- Żebractwo, szczególnie w sezonie letnim, jest zmorą dużych, polskich miast, szczególnie ośrodków bardzo atrakcyjnych turystycznie. Z żebrania osoby żebrzące czynią intratne, sezonowe zajęcie zarobkowe. Jest łatwe, bo nie brakuje ludzi, którzy wierzą, że ofiarowując pieniądze pomagają człowiekowi w potrzebie – powiedział Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej.
Gdański ratusz zapewnia, że wszelką pomoc, wsparcie, także finansowe, oferuje tamtejszy MOPR i nie ma żadnego powodu, dla którego osobom będącym w potrzebie pomoc społeczna odmówi. Zarówno pracownicy gdańskiego MOPR-u, jak też i urzędnicy podkreślają w rozdawanych ulotkach i naklejanych plakatach, że człowiek faktycznie będący w potrzebie, raczej na ulicę nie wyjdzie.
Kolejny problem to potwierdzonych wiele przypadków, kiedy kobiety lub dzieci zmuszane są do żebractwa, ale nie biedą czy złymi warunkami materialnymi. Często są wysyłani na ulicę przez męża lub ojca alkoholika, który stosuje przemoc i żąda zaspokajania swoich potrzeb. Dając pieniądze w dobre wierze tej kobiecie lub dziecku, bardzo często przyczyniać się możemy do pogłębiania nałogu mężczyzny, którego nie widać. Inna sprawa, że takie żebractwo to współczesne niewolnictwo, do którego rozrostu możemy się przyczyniać dając pieniądze.
W związku z tym, że w Białymstoku także mamy postępujące zjawisko żebractwa będziemy pytać urząd miejski, czy ma jakiś pomysł na ograniczenie tego procederu. Sama interwencja straży miejskiej lub policji to zdecydowanie za mało, bo osób żebrzących jest coraz więcej.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie