
Około 30 hektarów lasu jest zagrożone wizją wycinki. Na razie trudno przewidzieć jak duża ona będzie. Najsmutniejsze w tej historii jednak jest to, że realizowana inwestycja na Krywlanach nie przyda się mieszkańcom Białegostoku, a Las Solnicki, choć się przyda, będzie mniejszy i mniej bujny.
Pisaliśmy już wielokrotnie, że budowa pasa startowego na Krywlanach większego, ani nawet mniejszego sensu nie ma. Wiadomo już, że prezydent z potencjalnymi przewoźnikami nie rozmawia o możliwych lotach pasażerskich. Wiadomo także, że żadnych lotów rejsowych nie będzie, więc nie będzie można uruchomić normalnego ruchu pasażerskiego. I jeszcze wiadomo, że za tak zwane lotnisko zapłacą mieszkańcy Białegostoku, ale już nie będą mieli praktycznie nic do powiedzenia, jeśli chodzi o zarządzanie nim. To tylko kilka dość ważnych elementów, o których trzeba pamiętać, gdy mówimy o budowie pasa startowego, jaki jest już budowany na Krywlanach od kilku miesięcy.
Do listy tych absurdów można od teraz śmiało dołożyć kolejne. Zagrożone wycinką jest obecnie aż 30 hektarów Lasu Solnickiego. To obszar, który musi być oczyszczony z potencjalnych przeszkód znajdujących się na trasie ewentualnych startów i lądowań. Tych startów i tych lądowań, których właściwie nie będzie. Bo jak wspomnieliśmy, ruch lotniczy na Krywlanach będzie w zasadzie żaden. Oprócz samolotów Straży Granicznej czy Ratunkowego Pogotowia Lotniczego, innych samolotów na Krywlanach raczej nie ma co się spodziewać.
- My nie zamykamy tego lotniska w 1350 metrach. Są możliwości wydłużania tego pasa. Będą tam mogły lądować samoloty do 50 osób. Będzie ono obsługiwało komunikację biznesową, taksówki lotnicze, ale nie jest powiedziane, że nie będzie prowadzona regularna komunikacja lotnicza, o ile linie będą tym zainteresowane – mówił pół roku temu Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.
Mówił, ale rozmów z potencjalnymi przewoźnikami nie przeprowadził i nie przeprowadzi. To zadanie prezydent pozostawił spółce Aero Partner, która będzie zarządzała naszym tak zwanym lotniskiem. Z tym, że już są wycinane drzewa od strony ulicy Mickiewicza, a będzie jeszcze sporo wycinek w Lesie Solnickim. Jak dowiedziało się Polskie Radio Białystok, Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska zgodził się na wycinkę drzew, niezbędną do zrealizowania inwestycji.
- Wycinka jest też poza obszarem inwestycji. Był oceniany obszar związany z trasą nalotów z obowiązującymi przepisami, infrastrukturą i zgodnie z raportem oddziaływania na środowisko. Wycinka drzew obejmie dziesięć płatów o łącznej powierzchni prawie 30 hektarów w Lesie Solnickim – powiedział w rozmowie z Polskim Radiem Białystok zastępca Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Białymstoku, regionalny konserwator przyrody, Grzegorz Piekarski.
Ile drzew zniknie z 30 hektarów Lasu Solnickiego? Dziś tego nie wiadomo. Może znikną setki, może tysiące. Wszystko zależy od tego, ile drzew rośnie obecnie na tej trasie nalotów, o której wspominał zastępca dyrektora RDOŚ. Urzędnicy tłumaczą, że Las Solnicki nie jest szczególnie bogaty w jakieś wyjątkowo cenne gatunki drzew, więc straty nie będą duże. Podobnie, jeśli chodzi o ptaki, które mają tam swoje miejsca lęgowe – po wycince, mają się przenieść gdzieś niedaleko, więc w zasadzie żadna strata.
Co ciekawe, nie jest przewidziana żadna rekompensata wyciętej zieleni. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie widzi potrzeby wykonania nasadzeń zastępczych. A co jeszcze ciekawsze – te 30 hektarów Lasu Solnickiego to nie wszystko, co dziś jest zagrożone wycinką. Możliwe, że później trzeba będzie wycinać drzewa jeszcze w innych miejscach, żeby lotnisko mogło spełnić warunki niezbędne do uzyskania stosownych certyfikacji.
- Aby lotnisko mogło być uruchomione, aby mogło być lotniskiem celu publicznego, niezbędne jest jeszcze przeprowadzenie niezbędnych certyfikacji, odpowiednich procedur w ramach urzędu lotnictwa cywilnego, który będzie sprawdzał, jakie są drogi podejścia, w jaki sposób ten ruch lotniczy, te operacje, będą przeprowadzane. Ale to będzie się działo już po zrealizowaniu inwestycji, która w tej chwili trwa – powiedziała Polskiemu Radiu Białystok, Urszula Mirończuk, rzecznik prasowa prezydenta Białegostoku.
Dziwić może i to bardzo, że na miejscu nie ma ani jednego ekologa, który protestowałby przeciwko wycince drzew na tak ogromnym obszarze. Szczególnie, że inwestycja nie ma sensu z punktu widzenia ani ekonomicznego, ani pasażerskiego, ani praktycznie żadnego innego. Skoro nie będą tam latały żadne linie lotnicze, nie będzie ruchu pasażerskiego, innych samolotów będzie niewiele. Zresztą te inne samoloty radziły sobie do tej pory i bez pasa startowego na Krywlanach. Ale białostocka bezsensowna inwestycja na Krywlanach żadnych ekologów nie interesuje. Z pewnością nie jest tak medialna jak akcje w Puszczy Białowieskiej, którymi zainteresowały się nawet unijne instytucje.
Białystok przy budowie pasa startowego nie korzysta z dofinansowania funduszy unijnych, więc być może ekolodzy nie mają co liczyć na jakieś dodatkowe profity z tytułu obrony przyrody, która zginie w zasadzie po nic. Nie wiadomo też, gdzie pochowali się nagle nasi lokalni aktywiści od ekologii, którzy już powinni co najmniej pojawić się a miejscu prowadzonych prac i pokazywać publicznie bezsens decyzji, jaka zapadła w związku z budową na Krywlanach. Tym bardziej, że drzew i lasu może ubyć znacznie więcej. O wiele więcej, niż te 30 hektarów Lasu Solnickiego. I nie chodzi tylko o uzyskiwanie certyfikacji, ale bardziej o wydłużenie pasa startowego, czego chciałby prezydent Białegostoku.
- Wydłużenie pasa musi być połączone z polepszeniem innych parametrów. I one głównie dotyczą obniżenia kąta nachylenia. A to oznacza, albo duże ograniczenia w zabudowie, czy też w przeszkodach potencjalnych lotniczych, ale przede wszystkim – jakbyśmy spojrzeli na las w okolicach stadionu – to by przestał istnieć w całości do ulicy Wiadukt – wyjaśnił już pół roku temu zastępca prezydenta Adam Poliński.
Ekologów temat wycinki drzew na tak dużym obszarze nie interesuje. Być może zasugerowali się tym, co przekazała rzecznik prezydenta, która podkreślała, że drzewa będą wycinane tylko w takiej ilości, w jakiej jest to konieczne. Z tym, że dziś nie wiadomo, ile to konieczne dokładnie wynosi. Może to być 1000 drzew, ale równie dobrze może to być 50 000 drzew. I może dodatkowo do tego dojdą jeszcze kolejne tysiące, kiedy trzeba będzie uzyskać certyfikację, żeby nikt z pasażerów z tego tak zwanego lotniska nie skorzystał. Reszta jest już w zasadzie milczeniem. Każdy wnioski niech już wyciągnie sam.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: białystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie