Reklama

Na razie nie będzie eksmisji z Wrocławskiej 7

08/10/2016 13:13

Mieszkańców z Wrocławskiej 7, nikt z domów nie będzie wyrzucał i wciskał siłą do jednego mieszkania – przynajmniej na razie. Kiedy skandaliczne decyzje urzędników obiegły media, stał się cud. Na Starosielce przyjechali przedstawiciele magistratu i zapewnili, że eksmisji nie będzie.

Eksmisji, która miała się odbyć w miniony wtorek rano (4 października), nie było możliwe, że nie będzie. W poniedziałek, we wczesnych godzinach popołudniowych, na Wrocławską 7 przyjechał zastępca prezydenta oraz szefowa departamentu skarbu. Rozmawiali z mieszkańcami, którzy dzień wcześniej poskarżyli się mediom na to jak są traktowani. I słusznie. Skarga była bardzo zasadna, ponieważ urzędnicy wymyślili, że pięć rodzin i obcych sobie ludzi, wpakują do jednego mieszkania zastępczego. Miało tam na 64 metrach kwadratowych mieszkać 10 niespokrewnionych ze sobą osób.

Mieszkańcom zastępca prezydenta tłumaczył się tym, że doszło do błędu i niedopatrzenia. Złożył deklarację, że ludzie będą mogli zostać w swoich mieszkaniach co najmniej do końca roku. W tym czasie urzędnicy jeszcze raz sprawdzą kwestie własnościowe, podziału lokali mieszkalnych i zweryfikują czy zamieszkiwany przez nich dom, jest rzeczywiście wielolokalowy. A jeszcze kilka dni temu ci sami urzędnicy nie dawali wiary ani dokumentom, ani tłumaczeniom.

To jest uwłaczające i poniżej wszelkiej krytyki, że trzeba media poruszać, aby sprawę dało się załatwić. Nie można traktować ludzi w ten sposób, to nie są zwierzęta. Zresztą i zwierząt w ten sposób też się nie traktuje. Urzędnik chyba powinien myśleć co robi. Poza tym, następnym razem, to samo może czekać ojca urzędnika, matkę lub innych bliskich – skomentowała sytuację radna Katarzyna Siemieniuk, która jeszcze wczoraj apelowała razem z mieszkańcami do sumień i rozumów urzędników.

Przypominamy, że dom przy Wrocławskiej 7 stoi na planowanym przebiegu Trasy Niepodległości. Urzędnicy dali starszym i niepełnosprawnym ludziom zaledwie 5 dni na spakowanie dobytku życia i wyprowadzenie się do lokalu zastępczego. I tak, jak informowaliśmy – jest to pięć odrębnych rodzin i obcych sobie ludzi, którzy mieli zamieszkać w dwóch pokojach ze wspólną kuchnią i łazienką.

Kuriozum w tej sytuacji jest jeszcze co innego. Tak się składa, że być może domu wcale nie trzeba będzie wyburzać. Inwestycja nie posiada ważnej decyzji środowiskowej, co oznacza, że Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska może jeszcze nakazać zmianę przebiegu nowej drogi. Po co było tak się spieszyć?

To jest właśnie niezrozumiałe. Urzędnicy najpierw działają, a potem myślą. Bardzo źle, że trzeba angażować tak wiele osób, kiedy można po ludzku spotkać się, porozmawiać i rozwiązać problem. Co tu się zadziało w tym przypadku, że w piątek jeszcze decyzja była inna, a w poniedziałek nagle inna i to o 180 stopni? Tu się nic nie zmieniło. Żaden nowy akt prawny się nie pojawił, żeby zmieniać tak mocno swoje stanowisko. Urząd ma służyć pomocą, a nie gnębić bezbronne osoby – dodaje radna Katarzyna Siemieniuk.

Mimo złożonych wczoraj deklaracji, mieszkańcy spać spokojnie jeszcze nie mogą. Kilka dni temu słyszeli już ustne zapewnienia, że termin wywłaszczenia, jak i jego charakter będzie zupełnie inny od tego, z jakim przyszło się im zderzyć. O konieczności w szybkim terminie opuszczenia domów dowiedzieli się zaledwie kilka dni po rozmowach w magistracie, w czasie których usłyszeli zapewnienia o tym, że nikt ich na razie nie będzie wyrzucał.

W związku z tym, mieszkańcy będą musieli teraz otrzymać na piśmie to wszystko, co wczoraj obiecał im zastępca prezydenta i szefowa departamentu skarbu. Inaczej, jak sprawa w mediach przycichnie, być może znów pojawią się urzędnicy z nakazem pilnego opuszczenia mieszkań, choć droga może nigdy nie być zrealizowana na trasie ich domu.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do