33 miliony złotych dziennie – tyle tracą polscy pracodawcy na tym, że ich pracownicy palą w czasie pracy. Dlatego coraz popularniejsze jest wprowadzanie zakazu palenia.
Wyłączając półgodzinną przerwę, zatrudniony nie ma prawa opuścić swojego miejsca pracy – mówi serwisowi infoWire.pl Tomasz Hanczarek, prezes Work Service. I choć w regulacjach nie istnieje zapis zakazujący wychodzenia na papierosa, to pracodawca może zakazać palenia w sytuacji, kiedy jego efektywność i wynik finansowy zależą od częstotliwości opuszczania stanowiska pracy przez pracowników.
Nie należy wrzucać wszystkich palących do jednego worka.
- Przykładowo, jeżeli handlowiec regularnie wychodzi na papierosa, ale sprzedaje dwa razy więcej niż ten, który pozostaje przy biurku, dla pracodawcy nie ma to znaczenia – podkreśla Tomasz Hanczarek.
- U nas w firmie krzywo się patrzy na wychodzenie na dymka. Kupiłem sobie e-papierosa i mam święty spokój. Jak wychodzę, zaplam normalnego – mówi nam Wojciech, pracownik jednego z urzędów w Białymstoku.
- Trochę mnie śmieszy takie gadanie. U nas palisz czy nie palisz, robota ma być zrobiona. Jak patrzę na te niepalące pociotki szefostwa, co to siedzi pół dnia i udaje, że coś robi, to nie wiem czy się śmiać czy płakać. Ale i tak uwaga będzie zwrócona mi, a nie takiemu, bo ja nie mam placów i palę – powiedział z kolei Robert, także pracownik jednego z urzędów.
Pracodawca, aby nie tracić pieniędzy, powinien kontrolować efektywność i czas pracy osób palących. Skuteczną metodą w walce z ich uzależnieniem może być też wdrożenie w firmie specjalnego programu antynikotynowego.
Komentarze opinie