
Janina Ochojska, eurodeputowana, fundatorka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej, obecnie na urlopie bezpłatnym, była na granicy. Pomagać osobom, które chcą przejść na polską stronę. Tyle że straż graniczna wcale tej wizyty miło nie zapamiętała. Funkcjonariusze byli wręcz zażenowani zachowaniem posłanki Parlamentu Europejskiego.
1 grudnia, ok. godz. 22.00, do Placówki Straży Granicznej w Szudziałowie wpłynęły pełnomocnictwa dotyczące trzech nieznanych cudzoziemców. Godzinę później funkcjonariusze dostali zgłoszenie od anonimowej osoby o trzech nielegalnych imigrantach.
Według relacji SG na miejscu, oprócz cudzoziemców, była duża grupa dziennikarzy z kamerami oraz europosłanka Janina Ochojska. Mundurowi zidentyfikowali na miejscu kilka samochodów, którymi przyjechali świadkowie podejmowanych czynności.
Posiadali przy sobie czyste, białe kartki z napisem w języku angielskim: "prosimy o azyl w Polsce". Nie mieli żadnych dokumentów potwierdzających tożsamość. Europosłanka Janina Ochojska żądała od funkcjonariuszy, aby się jej wylegitymowali. Osoby jej towarzyszące utrudniały funkcjonariuszom wykonywanie obowiązków, podstawiając im telefony bardzo blisko twarzy, a nawet blokując przejście z cudzoziemcami do pojazdu służbowego - relacjonuje straż graniczna.
Jednocześnie podaje, że trzech nielegalnych migrantów, zatrzymanych przez funkcjonariuszy z Placówki SG w Szudziałowie, w obecności tłumacza potwierdziło, że chcą ubiegać się ochronę międzynarodową w Polsce. Będą zatem kierowane wnioski do sądu o umieszczenie cudzoziemców w strzeżonym ośrodku. Warto podkreślić, że brak dokumentów potwierdzających tożsamości nie jest przeszkodą ani negatywną przesłanką w przypadku ubiegania się o ochronę międzynarodową. Wnioski przyjmowane są od osób, które wyartykułują osobiście potrzebę objęcia ich ochroną międzynarodową na terytorium RP i osobiście złożą wniosek.
Tymczasem Janina Ochojska opublikowała na Twitterze oświadczenie, iż straż graniczna podała nieprawdziwe informacje na temat przebiegu interwencji w okolicach Szudziałowa. Na miejscu, oprócz Ochojskiej, byli też inni eurodeputowani: Róża Thun i Łukasz Kohut.
W oświadczeniu czytamy, że europarlamentarzyści zwrócili się do SG o sprostowanie - ich zdaniem - nieprawdziwych informacji na temat zdarzenia. Twierdzą, że trzej cudzoziemcy mieli przy sobie paszporty i w obecności świadków przekazali je funkcjonariuszowi SG, a zatem informacja - podana przez straż graniczną - o braku dokumentów miałaby być nieprawdziwa. Dalej podnoszą, że funkcjonariuszy przeprowadzających interwencję o wylegitymowanie się poprosiła pełnomocniczka cudzoziemców, a Ochojska miała poprzeć jej prośbę.
Ale 3 zatrzymanych Syryjczyków MIAŁO paszporty. Le voila zdjęcia @Straz_Graniczna, i funkcjonariusz, który trzyma je w ręku. Proszę nie używać kłamstw, że Syryjczycy nie mieli paszportów. https://t.co/FNUTSNuQIg pic.twitter.com/DewdXOInYB
— Janina Ochojska (@JaninaOchojska) December 2, 2021
Problem w tym, iż na zdjęciach nie widać dokładnie, czyje dokumenty ma w rękach funkcjonariusz. Właściwie to w ogóle nie można tego określić. Z fotografii w żaden sposób nie można też zweryfikować autentyczności, czy inaczej - legalnosci dokumentów. Ponadto wielu internautów wytyka Janinie Ochojskiej po prostu ustawkę.
Stanisław Żaryn, rzecznik ministra - koordynatora służb specjalnych, skomentował, że sytuacja na granicy z Białorusią pozostaje napięta. Operacja hybrydowa przeciwko RP jest kontynuowana przez służby białoruskie przy wsparciu Rosji, a niektórzy politycy opozycji i aktywiści utrudniają działania państwa.
Przypomnijmy, iż w listopadzie Janina Ochojska skrytykowała użycie armatek wodnych w rejonie drogowego przejscia granicznego w Kuźnicy.
Użycie armatek wodnych na migrantów, którzy nie mają się gdzie osuszyć grozi śmiercią z powodu zamarznięcia. Obciąży ona @Straz_Graniczna oraz @Kaminski_M_. Tragedia na granicy została wywołana przez Wasze błędy w zarządzaniu tą sytuacją. Ogarnijcie się. Można jeszcze coś zrobić - napisała na Twitterze.
Wypada przypomnieć, że policja użyła armatek w stosunku do agresywnego tłumu, który siłowo próbował przedrzeć się na terytorium Polski. W stronę mundurowych leciały kamienie, kłody, butelki czy granaty hukowe.
W rozmowie z naszą redakcją były policjant Jacek Dobrzyński po tych starciach zwrócił uwagę, że gdy poleciały kamienie, gdy były prowokacje i eskalacja, to gdyby nie było armatek, z osobami atakującymi dochodziłoby do bezpośredniego starcia. A armatki wodne gaszą zapał każdego atakującego, czy to na granicy, czy podczas zadym pomeczowych. Podkreślił, że armatki wodne, biorąc pod uwagę siły i środki, których policja może użyć do odparcia bezpośredniego, bezprawnego ataku, nie są środkami przymusu najbardziej drastycznymi czy uciążliwymi. W końcu policjanci przecież nie użyli broni gładkolufowej czy palnej, natomiast mają obowiązek chronić granicy naszego kraju .
(Piotr Walczak / Foto: SG)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie