
Piąta ćwiartka to termin, którego niegdyś powszechnie używali… rzeźnicy i smakosze. Określał on fragmenty tuszy, które zostawały po rozbiorze mięsa na tzw. ćwiartki. Innymi słowy chodzi o podroby, krew, głowy, nogi i ogony.
Te często niedoceniane części tuszy. Po odpowiednim przyrządzeniu mogą być prawdziwymi przysmakami. Kuchnia polska znana jest z kaszanek, salcesonów i flaków, a nasze babcie wywar na kapuśniak gotowały na świńskich łbach.
Francuzi zaś słyną z kreatywnego wykorzystywania podrobów, w szczególności upodobali sobie wątroby, na czele z foie gras. Jednak ten kontrowersyjny przysmak to już temat na odrębny tekst. Tańsze kawałki świnek i krówek zyskują coraz większe uznanie w Warszawce – przepraszam, chciałem powiedzieć w Warszawie.
Menu wielu stołecznych przybytków kulinarnych obfituje w ogony wołowe, szpik kostny, policzki czy grasice. My w naszym ukochanym Białymstoku możemy co najwyżej kupić krokiet z podrobami w barze mlecznym. Nie ma co jednak załamywać rąk, przecież „piąte ćwiartki” są tanie, a w przyrządzeniu ich pomoże mistrz kuchni, czyli Grzegorz Chlebowicz.
Dziś na stół wykładamy policzki cielęce, ale, aby je zdobyć musimy poprosić rzeźnika, bo inaczej trafią do karmy dla naszych czworonogów
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A takie coś jak POLICZKI to w ogóle jest w sprzedaży??????