
Zaledwie kilka tygodni temu Stadion Miejski w Białymstoku był tym miejscem, w którym pobity został rekord Polski w podciąganiu się na drążku. Za to podczas majówki, inny sportowy obiekt w Białymstoku stanie się miejscem, w którym będzie bity rekord, tyle że Guinnessa. Na Plaży Miejskiej na Dojlidach Grzegorz Bazyluk będzie chciał ustanowić nowy rekord czasu pływania kajakiem w miejscu.
Stadion Miejski w Białymstoku był świadkiem bicia rekordu Polski w podciąganiu się na drążku. Pochodząca z Suwałk, a mieszkająca w Białymstoku Paula Gorlo w ciągu jednej minuty zdołała się podciągnąć aż 29 razy. Chciała podciągnąć się 30 razy, ale te 29 podciągnięć na drążku w jedną minutę wystarczyło, aby rekord Polski w tej dyscyplinie został pobity. Paula Gorlo w Białymstoku pracuje na co dzień jako dentystka, ale jak mówiła jeszcze przed próbą bicia rekordu, po prostu lubi wyzwania.
Do tego wyczynu przygotowywała się pod okiem trenera, który od razu zapowiedział, że w czerwcu zawodniczka spróbuje jeszcze raz swoich sił, choć tym razem zechce pobić już rekord Guinnessa. Chce w minutę podciągnąć się na drążku nawet 40 razy. Dziś rekord stanowi 34 podciągnięcia, więc osiągnięcie 40 podciągnięć jest sporym wyzwaniem i dla Pauli Gorlo i dla jej sztabu szkoleniowego. Bo będą to praktycznie po dwa podciągnięcia na sekundę.
Ale jeszcze zanim będzie bity ten rekord, na Plaży Miejskiej na Dojlidach będzie bity inny rekord. To mniej znana dyscyplina sportowa i raczej chyba tylko dla wytrwałych pasjonatów. Tym razem wyzwanie podejmie Białostoczanin, Grzegorz Bazyluk, który po latach specjalnie przyjedzie do swojego rodzinnego miasta z Quebecu w Kanadzie. Jeszcze w latach 80-tych wyemigrował tam z rodziną, ale chce jeszcze raz wrócić właśnie do miasta, w którym spędził dzieciństwo i młodość, żeby pobić rekord Guinnessa w pływaniu kajakiem w miejscu. Jak przekazał, będzie to jego ostatnia próba bicia rekordu, bo wiek ma już dość zacny. W przyszłym roku Grzegorz Bazyluk skończy 70 lat.
- Ostatni raz byłem w Białymstoku w 1996 roku. Chcę teraz wrócić, być może ostatni raz i chcę w swoim rodzinnym mieście pobić swój własny rekord, który ustanowiłem 4 lata temu. Niech to będzie takim moim drobnym wkładem w rozpoznawalność miasta, które cały czas mam w sercu. Mam nadzieję, że mi się uda – mówi naszej redakcji Grzegorz Bazyluk.
Na czym polega pływanie kajakiem w miejscu? Jest to dość trudne zadanie, wymagające ogromnej siły fizycznej i koncentracji jednocześnie. Bo w tej dyscyplinie chodzi o to, żeby wiosłować w taki sposób, aby kajak nie wypłynął poza obszar pół metra w trakcie stałego wiosłowania. Kajakarz ustawia się na wodzie i jest otoczony bojami. Musi cały czas wiosłować w taki sposób, aby nie dotknąć kajakiem żadnej boi. Jeśli dotknie boi kajakiem lub wiosłem, to tym samym kończy zmagania.
Jak już przekazał Pan Grzegorz, dotychczasowy rekord należy do niego. Ustanowił go 4 lata temu na rzece Świętego Wawrzyńca, w prowincji Quebec, w której mieszka z rodziną. Ten rekord wynosi 17 godz. 12 minut i 3 sekundy stałego wiosłowania w miejscu. Zadanie o tyle trudne, że cały czas pracują niemal wszystkie mięśnie, a kajakarz uzależniony jest też od warunków atmosferycznych, jak choćby słońce, deszcz, ale przede wszystkim podmuchy wiatru.
- Kajak jest lekki, jak wszyscy wiedzą. Ale do bicia rekordu Guinnessa potrzebna jest taka jego specjalna sportowa wersja. Po to, żeby mieć nad nim lepsze panowanie. W takim normalnym kajaku wiosłowanie przez tyle godzin byłoby niemożliwe. W tym sportowym, jak widać da się to zrobić. Mam nadzieję, że mi się uda. Wiek mam już co prawda trochę spory, ale trenuję cały czas. Trenowałem też w czasie epidemii, u siebie w garażu, który przerobiłem na siłownię. A teraz powoli już próbuję trenować na prawdziwej wodzie. Jest jeszcze zimno, więc praca mięśni jest inna, wydolność oddechowa jest inna, tylko przecież z każdym dniem będzie cieplej – mówi Pan Grzegorz Bazyluk. – To ważne, żebym trenował na wodzie właśnie w takich surowszych warunkach klimatycznych. W Polsce w maju będzie pewnie już całkiem ciepło, więc zahartowany powinienem dać radę – dodaje.
Wiosłowanie kajakiem w miejscu tym razem ma trwać co najmniej 18 godzin bez przerwy. Przynajmniej tyle właśnie chciałby wiosłować Pan Grzegorz. Jak twierdzi, jego dotychczasowy rekord sprzed czterech lat nie został pobity, choć próby podjęło dwóch konkurentów. Jeden kajakarz był z Japonii, a drugi można powiedzieć, po sąsiedzku, bo z Vancouver, czyli mieście z zachodniej Kanady.
- Michael, to ten z Kanady, wymiękł po nieco ponad 15 godzinach, ale Japończyk prawie zbliżył się do mojego rekordu. Już się nawet martwiłem, że stracę swój wpis do Księgi Guinnessa na jego rzecz. Bo on wiosłował przez nieco ponad 17 godzin i 4 minuty. Zabrakło mu jak widać niewiele. Ja chcę dobić do 18 godzin wiosłowania w miejscu i chcę to zrobić w święto narodowe, czyli w święto Konstytucji 3 Maja. Już teraz zapraszam wszystkich mieszkańców Białegostoku i przyjezdnych, na Dojlidy, na plażę, na godz. 10.00 rano. Będę po raz pierwszy od 1984 roku wiosłował w swoim rodzinnym mieście, po zalewie, który wszyscy znają. Tym razem będę wiosłował w miejscu i potrzebuję wsparcia – mówi Grzegorz Bazyluk.
Szczegóły tego wydarzenia podamy w połowie kwietnia. Bo Pan Grzegorz zapowiedział, że kilka dni przed próbą bicia rekordu Guinnessa chce jeszcze zorganizować spotkanie z nim w którymś z lokali w Białymstoku lub na otwartej przestrzeni. Być może nawet na Plaży Miejskiej. Tego jeszcze nie ma ustalonego dokładnie.
Ale ustalone jest za to, że w biciu rekordu Guinnessa Panu Grzegorzowi będzie towarzyszył jego najmłodszy syn, który urodził się już w Kanadzie. On do Polski, a tym samym i do Białegostoku, przyjedzie po raz pierwszy. To właśnie on zaraził się pasją kajakowego wiosłowania od swojego ojca. Choć na razie – jak zdradził nam Pan Grzegorz – jeszcze nie bił żadnych rejestrowanych rekordów.
(Cezarion/ Foto: archiwum prywatne)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie