Niezależnie od siebie i całkowicie naturalnie blogi stały się nowym medium. Zaraz potem wyszły z cyberprzestrzeni, a blogerzy zaangażowali się w życie kulturalne polskich miast. Także Białegostoku. Zwłaszcza blogerzy kulinarni.
Dziećmi będąc i oglądając namiętnie programy przyrodnicze, poznaliśmy obrazowy przykład ewolucji. Małpki mieszkające na jednej wyspie znalazły sposób na otwieranie kokosów, zrzucając je z drzew. Proceder powieliły zwierzęta z innej wyspy, choć nie miały kontaktu z inteligentnymi pionierkami. Podobnie jest z kulinarną blogosferą…
Białostockie dokonania okazały się na tyle wartościowe i interesujące, że zwróciły uwagę ogólnopolskich mediów kulinarnych. Ba, stały się inspiracjami dla blogerów z innych regionów.
Blog: z czym to się je?
Dlaczego blogi kulinarne jeszcze nam się nie przejadły? Podstawą tej wierności jest… zaufanie. Blogerzy przekonują do siebie poprzez ujawnienie procesu dochodzenia do kulinarnej wiedzy, dzięki stawianiu siebie nie w pozycji eksperta, a eksperymentatora, miłośnika-amatora. Bloger jest wiarygodny, bo prawdziwy. Bo nie jest marketingowym tworem, a zwykłą osobą, która pokazuje cały proces gotowania i uczenia się kuchni.
Osobą, którą można spotkać w osiedlowym sklepiku, gdy kupuje ziemniaki. Blogować bowiem może każdy, niezależnie od doświadczenia na polu kulinarnym. Blogosfera staje się więc nowym medium, a blogerzy twórcami wartościowych treści i coraz częściej także – animatorami przestrzeni miejskiej, czynnikiem aktywizującym kulinarnie i kulturalnie. Okazało się bowiem, że równie dobrą, a nawet lepszą platformą do dzielenia się wiedzą i czerpania z doświadczenia innych jest nie tylko internet, ale przede wszystkim – przestrzeń Białegostoku. A zamiast wymieniać komentarze można wymienić myśli w bezpośredniej interakcji z drugim człowiekiem.
Kolacja na cztery widelce
Wspomniana interakcja przyświecała Joannie. Równolegle z blogiem powstał bowiem jej klub kolacyjny Na 4 Widelce. Formuła jest genialna w swojej prostocie. Blogerka organizuje cykliczne spotkania przy stole: cztery widelce, czyli czterej towarzysze kulinarnej podróży, przyjaciele oraz nieznajomi. Do tego sprawdzanie nowych przepisów i długie rozmowy nad lampką wina.
Asia poszła jednak o krok dalej i do wspólnej biesiady zaprasza nawet po kilkadziesiąt osób, otwierając jednodniowe restauracje w ramach eventów „Restaurant Day”. W historii podlaskiej blogosfery złotymi zgłoskami zapisała się kolacja na… pływającej po rzece tratwie i urokliwe garden party.
– Inicjatywy pod szyldem RD wcielają idee wymiany dóbr restauracyjnych między osobami na co dzień niezwiązanymi z branżą. Między pasjonatami jedzenia – wspomina Joanna. – Powstają wtedy fantastyczne rzeczy. Nawiązują się przyjaźnie i kontakty, z których pewnego dnia może wyniknąć coś nieoczekiwanego.
Na cztery widelce
Anybody there?
Edytę, Hanię, Sylwię Magdę i Ewę nazwać można weterankami białostockiej blogosfery. Swoje strony z przepisami stworzyły już kilka lat temu. Jednak dopiero niedawno postanowiły sprawdzić, czy „na tej planecie jest życie”, czyli: czy ktoś jeszcze zasila szeregi białostockiej blogosfery kulinarnej.
Stworzyły Nieformalną Grupę Blogerek Kulinarnych Kulinarki, a na białostockiej scenie zadebiutowały eventem, podczas którego wymieniano się dżemami i korniszonami.
– Z Przetwornianki jesteśmy szczególnie dumne, gdyż ta idea, z entuzjazmem przyjmowana wśród blogerów z całej Polski, jest naszym białostockim, kulinarkowym pomysłem – tłumaczą Kuliarnki.
Jak twierdzą, białostoczanie bardzo chętnie reagują na różne formy akcentowania zdrowego, świadomego trybu życia. – Dopytują, dyskutują, proszą o radę np. w sprawie domowego wypieku chleba na zakwasie. O kolejne akcje również często jesteśmy pytane. A kiedy pojawi się nowy projekt? Na pewno już niebawem – zapowiadają tajemniczo.
KULINARKI
Kulinarnie rozwinięty
Walentyn w blogowaniu ceni głównie ułatwioną formę komunikacji z czytelnikami. Jednak zamiast komplementów woli konstruktywną krytykę lub wspólne dochodzenie do sedna problemów.
Testowanie potraw i odtwarzanie przepisów nie wyczerpuje jednak tematu. Walentyn dał się poznać jako organizator wydarzeń kulinarnych, jak np. „Wielkie żarcie na tratwie”, „Smaki jesieni by Twardy Szparag” czy „Gęsina na św. Marcina”.
– Ma to dla mnie przede wszystkim wymiar edukacyjny – twierdzi Walentyn. – Na blogu chcę przedstawiać zapomniane lub niedoceniane przepisy. Cieszy mnie możliwość pokazania ludziom rzeczy, których jeszcze nigdy nie jedli.
W Polsce najczęściej wpisywanym w wyszukiwarce hasłem kulinarnym jest polędwiczka wieprzowa, a ja chciałbym wrócić do czasów, gdy jadaliśmy w bardzo zróżnicowany, oryginalny sposób.
Mimo kulinarnych zdolności i wiedzy zapytany, czy jest profesjonalistą, odpowiada skromnie:– Nie, wolę myśleć o sobie, jako o dosyć dobrze rozwiniętym amatorze.
Twardy Szparag
Wegańska kuchnia miłości
Vegan Sisters, czyli Kasia, Iza i Ania, stanowią niekonwencjonalny przykład blogowania – bloga prowadzi tylko jedna z nich. Wszystkie trzy wegańskie siostry twierdzą, że internet stanowi ledwie podstawę do działań w przestrzeni miejskiej.
Realną siłę rażenia ma zaś bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Pokazują, jak przygotować obiad bez mięsa, nabiału. Udowadniają, że nie jest to trudne czy pracochłonne. W końcu hasło, które im przyświeca brzmi: Bez krwi, bez kości – kuchnia miłości.
– Zmiana diety na wegetariańską, wegańską niesie za sobą konsekwencje kulinarnego samodoskonalenia. Nasze działania mają więc przede wszystkim charakter informacyjno-edukacyjny. Chodzi o promowanie kuchni, która nie opiera się na wyzysku i cierpieniu zwierząt – podkreślają dziewczyny. – Cieszy nas, gdy mięsożercy przyznają, że zmieniłyśmy ich punkt widzenia, że w ich podejściu do jedzenia coś się zmieniło, drgnęło. Prowadziłyśmy już warsztaty z dzieciakami, odwiedzałyśmy festiwale, kluby osiedlowe, a co trzecią niedzielę miesiąca organizujemy wegańskie lunche – dodają.
O założeniu pierwszej w Białymstoku restauracji wegańskiej jednak nie myślą. Realizują się w blogowaniu i w społecznych, spontanicznych inicjatywach.
Vegan Sisters
Czy mnie ktoś nauczy?
W kulinarnym podsumowaniu białostockiej blogosfery zapomnieć musimy o skromności oraz wspomnieć… o nas samych. Blogerska rewolucja nie ominęła również Mr. & Mrs. Sandman.
Blog był naturalną konsekwencją kulinarnego samodoskonalenia, poznawania i eksperymentowania. Pragniemy podpatrywać innych, wymieniać się recepturami i doświadczeniami. Oferta naszego miasta „w temacie warsztatów kulinarnych” była bardzo uboga.
Postanowiliśmy więc sami zająć się organizacją takiego eventu. Od słowa do słowa, od spotkania do spotkania… Udało się! Pierwszym forum kulinarnych myśli i wrażeń stały się organizowane przez nas warsztaty kuchni meksykańskiej „Sztuka kulinarna w Sztuce Mięsa” następnie eksperymentowaliśmy z kuchnią włoską, aby w końcu współtworzyć, wspólnie z Kulinarkami, najprawdopodobniej pierwszą w Polsce wystawę blogerskiej fotografii kulinarnej „Apetyt na Sztukę”. Nie tracimy jednak sił i energii, jesteśmy raczej jak słynny rolling stone – obiecujemy, że to dopiero początek…
Sceptycy powiedzą, że blogi kulinarne to tylko kolejna moda, która z pewnością szybko przeminie. W zupełności się z tym
zgadzamy. Pamiętajmy jednak, że „old habits die hard” – po zakończeniu emisji „Tańca z Gwiazdami” Polacy nadal uprawiają sport i taniec, natomiast po czasie boomu na gotowanie – nie zapomną o idei świadomego odżywiania. I tego trzymać się chcemy.
tekst: Iwona i Rafał Bortniczukowie – Mr. & Mrs. Sandman foto Piotr Narewski, Maciej Słupski
Komentarze opinie