
Ślusarz, spawacz, operator obrabiarek skrawających, mechatronik - to tylko przykłady zawodów deficytowych. Ofert zatrudnienia z atrakcyjnym wynagrodzeniem nie brakuje, a jednak przedsiębiorcy mają nie lada problem ze znalezieniem kandydatów do pracy. Bo na rynku brakuje fachowców. Wielu pracodawców przekonuje się do kształcenia dualnego i widzą potrzebę jego rozwijania. Niestety, obecne przepisy nie ułatwiają upowszechniania tego systemu. Firmy apelują o ich zmianę.
Nie od dziś wiadomo, że szkolnictwo zawodowe po zepchnięciu na margines odbudowuje się w wielkich bólach. Faworyzowanie szkolnictwa ogólnego, zamykanie "zawodówek", nakłanianie młodzieży do wybierania liceów i powstające jak grzyby po deszczu szkoły wyższe, często o wątpliwej jakości edukacyjnej - to wszystko przez lata sprawiło, że przybyła niezliczona ilość magistrów bez konkretnych umiejętności potrzebnych na rynku pracy. Szkolnictwo na poziomie branżowym - tak teraz jest nazywane - odbudowuje się powoli. Niejeden pracodawca widzi potrzebę współpracy ze szkołami, wchodzenie w dualny system kształcenia czy jego rozwinięcie w formie pracowników młodocianych (wszelkie zajęcia praktyczne odbywają się w zakładach pracy, uczniowie co miesiąc otrzymują wynagrodzenie, nierzadko mają gwarancję zatrudnienia).
Niestety, ani przepisy, ani mentalność wielu prowadzących tego typu placówki oraz samych rodziców, którzy żyją przeświadczeniem o wyższości "ogólniaków", nie ułatwiają rozwoju takich rozwiązań. Brakuje też promocji na poziomie ogólnopolskim, która byłaby szansą na "odczarowanie" szkolnictwa branżowego jako drugiego sortu.
Jako przedsiębiorca, tak jak i moi koledzy, borykam się z takim zjawiskiem, jak brak ludzi do pracy, brak wykwalifikowanych kandydatów na stanowiska wymagające specjalistycznych umiejętności. Od kilku lat współpracuję z jedną z białostockich szkół branżowych pierwszego stopnia. W kilku zawodach uczą się u mnie, od podstaw, praktycznej nauki zawodu uczniowie - pracownicy młodociani, co miesiąc otrzymują wynagrodzenie i mają gwarancję zatrudnienia. I widzę, że z tego ziarna będzie chleb. To się sprawdza - stwierdził Tadeusz Ożarowski, właściciel firmy Alex, prezes fundacji Dual Education System.
Jego zdaniem szkolnictwo branżowe jest marginalizowane, a status pracownika młodocianego - dyskryminowany w stosunku do zwykłego ucznia, jeśli chodzi o finansowanie. Ożarowski wskazał, że brakuje konkretnego wsparcia dla przedsiębiorców, którzy realizują praktyczną naukę zawodu dla pracowników młodocianych w swoich zakładach pracy. Uważa, że potrzebne są zmiany w finansowaniu, by firmy chętniej wchodziły w system dualny, rozwijały się i tym samym wzmacniały polską gospodarkę.
Dziś przedsiębiorca otrzymuje pieniądze za wyszkolenie pracownika młodocianego w wysokości około 8 000 zł, jeżeli uczeń zda egzamin zawodowy po trzyletnim okresie nauki w szkole branżowej pierwszego stopnia. Kiedy nie zaliczy z pozytywnym wynikiem egzaminu, nie może liczyć na jakąkolwiek rekompensatę, a przecież przez trzy lata ponosi koszty związane m.in. z doposażeniem stanowiska pracy, zakupem materiałów czy delegowaniem instruktorów do zadań związanych z opieką nad uczniem - pracownikiem młodocianym. Postulujemy, by to zmienić. Niezależnie od wyniku egzaminu powinniśmy otrzymywać rekompensatę za szkolenie pracownika. Inaczej firmy nadal będą się bały wchodzić w system dualny, tak bardzo nam wszystkim potrzebny - podkreślił Tadeusz Ożarowski.
Kolejna kwestia, podnoszona przez przedsiębiorców, to subwencja na ucznia o statusie pracownika młodocianego. Jest ona niższa niż na status po prostu ucznia w branżowej szkole.
Warto byłoby się temu przyjrzeć i określić jednolitą wartość subwencji zarówno dla ucznia, jak i pracownika młodocianego w szkole branżowej, uwzględniając przy tym podziale - raz jeszcze podkreślam - koszty wyszkolenia ucznia u pracodawcy. Przecież my każdego dnia na naukę tych młodych ludzi wydajemy pieniądze: na materiały, narzędzia, instruktorów zawodu - powiedział prezes białostockiej fundacji Dual Education System.
Co istotne, współczynniki dotacji dla szkół prowadzonych przez samorządy, jak i szkół publicznych prowadzonych przez inne organy - np. stowarzyszenia, są różne. Obecnie szkoły samorządowe stoją na pozycji uprzywilejowanej, co jest dyskryminujące w stosunku do pozostałych szkół publicznych.
Brakuje również dofinansowania do zawodów deficytowych. Szkoły publiczne, które nie są prowadzone przez samorządy, zdane są tylko na siebie: utrzymanie budynków, remonty, prąd, woda, ogrzewanie. Tu nie mogą liczyć na pomoc, a muszą radzić sobie same. Należy to zmienić - stwierdził Tadeusz Ożarowski.
Propozycje zmian w przepisach są wypracowywane m.in. przez zespół roboczy ds. szkolnictwa zawodowego, którego dotychczasowe spotkania odbywały się w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Podlaskiego (w jego skład wchodzą przedstawiciele szkół i przedsiębiorcy). Prace trwają też w Zespole Roboczym ds. Kształcenia Zawodowego przy Radzie Przedsiębiorców, działającej przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. O efektach i podejmowanych działaniach portal Dzień Dobry Białystok będzie informował na bieżąco.
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie