
Ładny długi pas startowy, hala przylotów, odlotów, miejsce do odprawy pasażerskiej, sklep bezcłowy i w końcu restauracje. Obok duży postój taksówek, przystanki komunikacji miejskiej i drogi dojazdowe. Tak właśnie mogłoby wyglądać lotnisko Krywlany, gdyby było kiedykolwiek lotniskiem pasażerskim. Niestety, nie było i nigdy nie będzie. Ale być może będzie w stanie przyjąć samoloty wojskowe z Pakistanu.
Temat gorący jak bułeczka – lotnisko w Białymstoku. Choć tak naprawdę powinno się mówić wyłącznie o inwestycji, która jest planowana na lotnisku sportowym. Pisaliśmy niedawno, że prezydent chce tam wybudować pas startowy utwardzony i drugi nieutwardzony. Na tym inwestycja się skończy. Nie ma absolutnie żadnej możliwości, aby ktokolwiek, kto akurat nie dysponuje wolnymi kilkoma tysiącami złotych na bilet w jedną stronę, skorzystał z tej inwestycji, na którą mają się zrzucić wszyscy mieszkańcy Białegostoku. I do tego prezydent oraz jego urzędnicy próbują przekonać radnych i mieszkańców naszego miasta – że będziemy mieli lotnisko.
Otóż sprawdziliśmy jak to wygląda. Lotnisko będziemy mieć i owszem. Tyle, że z nazwy. Sam fakt, że będzie nosiło nazwę „publiczne” zamiast „sportowe”, akurat w temacie dostępności dla mieszkańców, niczego nie zmienia. To tak samo jak dom – też może być publiczny – ale jak powszechnie wiadomo, wejdą tam tylko ci, którzy mają odpowiednią ilość banknotów w portfelu. Identycznie będzie z tym lotniskiem na Krywlanach – skorzystają z niego tylko te osoby, które będą dysponować dużymi finansami. Bilet na przykład do Warszawy może kosztować kilka tysięcy złotych, ponieważ na pasie o długości, który chce zbudować prezydent, może wystartować i wylądować wyłącznie prywatny samolot. A taka taksówka powietrzna swoje kosztuje. Przeciętnemu Kowalskiemu bardziej opłaci się wynająć stancję w Warszawie, żeby mieć blisko do lotniska, niż dolatywać tam z Białegostoku.
- Fakt jest taki, że lotnisko już mamy. Ono jest zarejestrowane, mamy dane parametrów lotów i nie musimy występować o dodatkowe zmiany. To co trzeba teraz zrobić, to utwardzić pas startowy. Zresztą podobne lotniska działają w Niemczech, w Norwegii i wielu innych krajach – odpowiadał radnym jeszcze w styczniu 2016 roku zastępca prezydenta Białegostoku – Adam Poliński.
Niestety, zastępca prezydenta pominął informacje o tym, ile zarabiają Niemcy lub Norwegowie i nie porównał tych kwot do zarobków Polaków z Białegostoku. Nie podał również liczby dużych przedsiębiorców z naszego miasta, których faktycznie będzie stać na takie przeloty. A szkoda, bo wówczas by się okazało, że z pasa startowego, na który dołoży się każdy – od noworodka po emeryta – będzie mogło skorzystać co najwyżej kilkanaście osób, może kilkadziesiąt. Bo na pewno nie setki. Nie ma tu ani takich biznesów, ani też nasi przedsiębiorcy nie należą do grona głównych graczy gospodarczych kraju.
Budowa pasa startowego o długości nieco ponad 1300 metrów i szerokości 30 metrów wystarczy jedynie do obsłużenia maszyny, która zabiera na pokład do 50 osób. Pozwoli to wyłącznie na loty typu general aviation, czyli prywatne i komercyjne maszyny z wyłączeniem lotów rozkładowych oraz wojskowych. Samolotem, pod który zostanie przygotowany pas startowy, jest modelowy dla tego typu rozwiązań – 50-osobowy SAAB 2000. Przynajmniej takie wyjaśnienia można znaleźć na oficjalnej stronie urzędu miejskiego w Białymstoku. I teraz jest najlepsze. Już ponad rok temu sprawdzaliśmy szczegółowo możliwość lotów SAAB-em 2000 i okazało się, że samolot nie jest produkowany od 17 lat, a na całym świecie są tylko 33 takie maszyny. Z czego 5 jest w stałym użytkowaniu wojskowych sił powietrznych Pakistanu. Koniec.
- Po zrealizowaniu przedsięwzięcia i certyfikacji lotnisko Krywlany będzie ogólnodostępnym lotniskiem lokalnym, dopasowanym do potrzeb regionu, z możliwością wykorzystywania zarówno do ruchu pasażerskiego, jak i lotów cargo – powiedział Tadeusz Truskolaski zaraz po podpisaniu wniosku o wydanie pozwolenia na budowę inwestycji na Krywlanach.
To mamy budować inwestycję po to, żeby lądowało tu wojsko Pakistanu? Czy o co tu chodzi? No bo jakim cudem wszystkie 33 maszyny, minus tych pięć obsługujących wojsko w Pakistanie, latające obecnie po całym świecie, kosztujące na dodatek po kilka tysięcy za lot w jedną stronę, mają rozwiązać problem komunikacji lotniczej w Białymstoku? Jakim cudem można liczyć na to, że zjadą tu poważni inwestorzy, skoro nawet nikt takiego rozeznania nie zrobił, aby wiedzieć, że ktokolwiek jest tym zainteresowany? A jeśli zrobił, to dlaczego prezydent ani ktokolwiek z jego urzędników takich danych nie przedstawił? Pytań jest jeszcze więcej. Zwłaszcza o ten Pakistan. Ale chyba największe wrażenie zrobiła na nas wypowiedź rzeczniczki prezydenta, która wyjaśniła portalowi rynek lotniczy.pl., że po to Białystok buduje sobie pas startowy zamiast lotniska, żeby nie powtarzać błędów Radomia.
„Takie samoloty będą w stanie dolecieć do wszystkich europejskich stolic. Lotnisko będzie publiczne, więc każdy, kto będzie spełniał kryteria, otrzyma zgodę na lądowanie. Ale władze miasta nie nastawiają się na regularne połączenia i tanie linie. Urzędnicy przekonują, że nie powtórzy się u nich sytuacja z lotniska z Radomia, które świeci pustkami. Przede wszystkim – inwestycja w Białymstoku będzie znacznie skromniejsza” – czytamy na tym portalu.
Fakt. Sytuacja z Radomia na pewno się nie powtórzy. Nasze tak zwane lotnisko będzie świeciło znacznie większymi pustkami. Raczej wielu pasażerów nie obsłuży, chyba że uchodźców lub wojskowych z Pakistanu, którzy akurat takim samolotem będą w stanie do Białegostoku dolecieć. Władze Radomia na takich turystów czy inwestorów raczej się nie nastawiały. Poza tym nikt z włodarzy tamtego miasta nie podpisywał się pod deklaracją przyjęcia uchodźców. Nawet z Pakistanu.
- Nie oczekujemy zwrotu finansowego, oczekujemy zwrotu ekonomicznego – mówił blisko dwa lata temu Tadeusz Truskolaski o inwestycji w postaci pasa startowego na Krywlanach.
Przyznajemy, że strach nawet zapytać o ten zwrot ekonomiczny, zwłaszcza w kontekście informacji, które podaliśmy wyżej. Bo oprócz tego wszystkiego, naszą inwestycją wybudowaną za pieniądze mieszkańców, będzie zarządzała spółka Aeropartner, która nie podlega prezydentowi Białegostoku, ani w ogóle nikomu z białostockiego czy wojewódzkiego samorządu. O tym jakie będą loty, o tym czy w ogóle będą jakieś loty, kto będzie mógł korzystać z pasa startowego, zdecyduje inny podmiot. My tylko wyłożymy pieniądze i na tym nasza rola, jako mieszkańców, się skończy. O tym prezydent białostoczanom mówić już nie bardzo chce, choć powinien.
Na całe szczęście – jeśli jeszcze wierzyć w ogóle prezydentowi – nie przewidziano możliwości lądowania na Krywlanach samolotów wojskowych. Może więc Pakistańczycy tu nie przylecą.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Flickr.com/ Carpatair)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie