Powstaje ich coraz więcej, zwłaszcza na północy naszego województwa. Ale ludzie mieszkający w ich pobliżu, skarżą się na hałas oraz inne skutki uboczne. Chodzi o działanie farm wiatrowych. Ostatnio swoje problemy przedstawiali mieszkańcy Suwalszczyzny rzecznikowi praw obywatelskich. Ten zapowiedział interwencję u ministra środowiska.
Po rozmowach z mieszkańcami Suwalszczyzny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zwrócił się w sprawie farm wiatrowych do ministra ochrony środowiska Jana Szyszki, a także do ministrów: zdrowia i budownictwa. Chodzi przede wszystkim o to, że mieszkańcy oraz ich racje są pomijani przy budowie farm wiatrowych. Ludzie żalą się, że nie mają możliwości zabierania głosu, ani podczas planowania inwestycji tego rodzaju, ani później. Nie są traktowani jako strona postępowania.
Ludzie mieszkający w pobliżu farm wiatrowych twierdzą, że po pojawieniu się wiatraków, okolica zmieniła się w sposób nieodwracalny. Hałas stał się trudny do zniesienia w miejscach, które do tej pory były oazą spokoju. Nie da się jednak tego dowieść, bo pomiary uciążliwości nowych instalacji nie są prowadzane w sposób rzetelny (np. w dni, kiedy nie wieje wiatr), a do tego nie wszystkie wyniki są mieszkańcom udostępniane. I na dodatek, skoro nie da się wykazać uciążliwości inwestycji, nie można też starać się o odszkodowania czy rekompensaty pozwalające choćby na przeprowadzkę w inne miejsce.
- Dziś nie mamy dobrych instrumentów prawnych, które pozwoliłyby badać oddziaływanie farm wiatrowych na środowisko – ani na etapie przygotowywania inwestycji, ani później, kiedy wiatraki pracują. Prawo nie chroni więc w sposób efektywny ludzkiego zdrowia – uważa rzecznik praw obywatelskich, Adam Bodnar.
Na konieczność podjęcia takiej inicjatywy legislacyjnej przez Ministra Środowiska wskazała już Najwyższa Izba Kontroli, a Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny oceniał wręcz, że „odległością gwarantującą zarówno dotrzymanie norm hałasu, zminimalizowanie ewentualnych uciążliwości oraz ograniczenie do minimum wpływu efektu migotania cieni, emisji infradźwięków i zagrożeń związanych z odrywaniem od łopat (turbin) kawałków lodu, jest dystans co najmniej 2 km”. Tymczasem farmy są budowane znacznie bliżej.
Kolejną kwestią jest sposób prowadzenia inwestycji. Właściciele nieruchomości, koło których wyrastają wiatraki, dowiadują się o tym dopiero w momencie rozpoczęcia prac. Nie są traktowani jako strona w postępowaniach przygotowawczych, bo to nie na ich ziemi staje farma.
- Ponownie sygnalizuję potrzebę inicjatywy legislacyjnej, w wyniku której sytuowanie elektrowni wiatrowych w środowisku naturalnym ograniczy napięcia i konflikty społeczne oraz utwierdzi lokalne społeczności i opinię publiczną w przekonaniu, że prawo obowiązujące w tej materii bezwzględnie chroni środowisko, w tym zdrowie ludzi przed negatywnym odziaływaniem tego rodzaju urządzeń – takie słowa pisze do ministrów rzecznik Adam Bodnar.
Problem na pewno jest coraz poważniejszy z uwagi na to, że inwestycje w tak zwaną wiatrową energię zieloną, są coraz bardziej powszechne. Szacuje się, że na 1/3 powierzchni Polski istnieją odpowiednie warunki dla wykorzystania energii wiatru, a produkcja energii elektrycznej z wiatru może osiągnąć nawet 17 proc. bilansu energetycznego kraju. W naszym regionie to właśnie na Suwalszczyźnie, w okolicach Wiżajn, są najlepsze warunki do instalowania farm wiatrowych.
Komentarze opinie