
W ciągu ostatnich tylko kilku lat przez nasze miasto przetoczyła się fala nieprawidłowości, które zostały potwierdzone zarówno przez prokuraturę, jak i sądy. Zapadły już wyroki w niektórych sprawach, a nadzór, który nie dopełnił swoich obowiązków, ma się wciąż bardzo dobrze i tkwi na swoich stanowiskach.
Ponad dwa lata temu z Domu Pomocy Społecznej przy Baranowickiej wyleciała dyrektorka. Przez kilka lat udało się jej zdefraudować nieco pieniędzy Stowarzyszenia, które działało przy kierowanej przez nią placówce. Przez kilka lat trwała również niezdrowa atmosfera, o czym informowali rodzice umieszczonych tam dzieci, jak też i sami pracownicy, którzy oskarżali dyrektorkę o mobbing. Co się stało dalej? W zasadzie niewiele. Prezydent łaskawie rozwiązał stosunek pracy za porozumieniem stron i pozwolił odejść dyrektorce. Później wszczął kontrolę w DPS-ie.
- W piątek 23 stycznia (2015 r. – dop. red.), do prezydenta dotarła informacja o możliwych nieprawidłowościach finansowych w DPS przy ul. Baranowickiej. Dlatego też Prezydent niezwłocznie, zarządził kontrolę wewnętrzną, która ma wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące działania DPS. Tego samego dnia rozpoczęło się formalne jej przygotowywanie. Również 23 stycznia Prezydent złożył do Prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa z wnioskiem o wszczęcie i przeprowadzenie postępowania w tej sprawie – wyjaśniała nam ponad dwa lata temu Urszula Mirończuk, rzecznik prasowa Prezydenta Białegostoku. – Liczymy na to, że i kontrola wewnętrzna i postępowanie Prokuratury pozwolą na bezsporne wyjaśnienie wszelkich wątpliwości dotyczących działalności DPS – dodawała.
Prokuratura swoje zrobiła, sąd również. Dyrektorce postawiono zarzuty, które znalazły potwierdzenie w dowodach. Zresztą sama oskarżona przyznała się do winy. Co wykazała prezydencka kontrola? Nie wiadomo. Przynajmniej nikt z urzędu miejskiego już później nie chwalił się wynikami kontroli. Szkoda, bo być może okazałoby się, że przez wiele lat nie był prowadzony prawidłowy nadzór na domem pomocy społecznej. I tu trzeba by było poszukać winnych. Ale skoro nadzór zapewne działał prawidłowo, to i nie poszły dalsze zwolnienia.
Jedną z osób, która powinna była natychmiast stracić swoje stanowisko, jest wieloletni dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku. To MOPR bowiem prowadzi nadzór dla placówką, zresztą nie tylko tą. Nieco wcześniej MOPR nadzorował remonty w mieszkaniach osób niepełnosprawnych. Były one możliwe dzięki środkom z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. W tym przypadku również sąd karny prawomocnym wyrokiem potwierdził nieprawidłowości i orzekł wyroki, ale dyrektorka MOPR, której pracownicy wykonywali obowiązki w sposób niezgodny z prawem, okazała się niewinna i czysta jak łza. Nadzór był najwyraźniej prowadzony wręcz wzorowo. Tak jak i przy DPS.
- MOPR przeprowadzał kontrole co roku, czasami co pół roku. Ale u nas wszystko w dokumentach się zgadzało. Nie było zastrzeżeń do dokumentów. Państwo jak chcieli się poskarżyć, to powinni byli napisać to na piśmie i złożyć to do nas. Można powiedzieć, że z dokumentów mieliśmy obraz, że dom pomocy społecznej kierowany przez panią Bonarską działał wręcz wzorcowo – mówiła trzy miesiące po ujawieniu nieprawidłowości do rodziców dzieci umieszczonych w DPS Małgorzata Januszewska z działu kontroli MOPR.
Nie ma zatem co się dziwić, że późniejsza historia z DPS-em na Baranowickiej, nawet dyrektorki MOPR nie drasnęła. W międzyczasie nawet odebrała nagrodę i odznaczenie za dobrą pracę. Podległych jej pracowników i jednostki nadzoruje najwyraźniej w sposób wręcz godny naśladowania. Tak przynajmniej można wnioskować z braku wyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec jej jawnej niekompetencji, którą potwierdziła prokuratura i sąd. A potwierdziła aktami oskarżenia i wyrokami skazującymi pracowników oraz byłą dyrektor DPS-u.
„Pani U. Mirończuk kłamie, albo nie wiedziała, że do Urzędu Miejskiego docierały sygnały o nieprawidłowościach, które miały miejsce w DPS. Już 3 lata temu grupa rodziców osobiście dokładnie informowała wice-prezydent Miasta pana Renatę Przygodzką i pana Kurlutę o tym co dzieje się w DPS. Otrzymywali też pisma m.in.: od Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, które były odpowiedzią na wniosek Komitetu Rodzicielskiego przy DPS. U.M. nie zrobił nic, aby osobę, która zupełnie nie nadawała się do pełnienia funkcji dyrektora odsunąć od tego stanowiska” – pisał jeden z rodziców dzieci umieszczonych w DPS na Baranowickiej.
„Dwóch Czarownic mniej ciekawe na jak długo, czekamy na dalsze posunięcie i decyzje w białostockim Magistracie. Odwagi Panie Prezydencie, nie ma ludzi nie zastąpionych tym bardzie Czarownic i z Departamentu Spraw Społecznych i z MOPR” – to z kolei słowa jednej z pracownic DPS na Baranowickiej.
„Odezwanie się i mówienie o patologii nie zawsze kończy się dobrze dla osoby, która o tym mówi. Sama się przekonałam na własnej skórze. Patologia jest nie tylko w tej instytucji. Pytam się, gdzie jest nadzór...” – i jeszcze jeden głos pracownika.
W tym miejscu warto jeszcze dodać, że zastępca dyrektora Departamentu Polityki Społecznej, który także powinien nadzorować instytucje takie jak DPS na Baranowickiej czy MOPR, w nagrodę za idealny nadzór trafiła jako szefowa znacznie większego departamentu – Departamentu Kultury Promocji i Sportu. Trafiła tam zaledwie kilka miesięcy po stwierdzeniu nieprawidłowości w DPS, który nadzorowała. Zresztą nikt, ani jedna osoba, poza skazanymi prawomocnymi wyrokami sądów karnych, kompletnie nikt nie poniósł żadnych konsekwencji służbowych.
Tak samo jak nikt nie poniósł żadnych konsekwencji służbowych za zwolnienie z pracy innego z urzędników, którego wywalono, bo miał czelność powiadomić o rzekomych nieprawidłowościach w swoim miejscu pracy. Sąd dopiero go przywrócił do pracy. Ale za bezprawne zwolnienie człowieka, za stres jakiego doświadczył, za okres kiedy pozostawał bez pracy i pieniędzy, nikomu się nie oberwało. Wszystko było super, zgodnie z prawem, więc pewnie w zasadzie nie ma o czym mówić.
Rodzice dzieci z DPS-u na Baranowickiej, ale i pracownicy tej placówki mieli największy żal do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Na spotkaniu na komisji spraw społecznych podkreślali, że nikt ich nie słuchał, że nie były przyjmowane ich skargi. Jak mówili – nawet sama dyrektor MOPR Zdzisława Sawicka miała zmuszać do wycofywania składanych skarg.
I choć w tym, i innych w przypadkach, prokuratura oraz sąd zrobiły swoje, urzędnicy, którzy dopuścili do takich nieprawidłowości wciąż mają się dobrze i żyją z pieniędzy podatników prowadząc idealny nadzór. Wkrótce opiszemy kolejne przypadki, bo sytuacje patologiczne trzeba eliminować z życia publicznego, a nie sankcjonować awansami czy lepszymi stanowiskami.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie